Quantcast
Channel: INSTALKI.pl - News
Viewing all 789 articles
Browse latest View live

SteelSeries Rival 500 - test gamingowej myszki z 15 przyciskamiSteelSeries Rival 500 - test gamingowej myszki z 15 przyciskami

$
0
0

SteelSeries Rival 500 1

Dedykowana grom MOBA i MMO.

SteelSeries Rival 500 to najnowsza propozycja popularnego producenta peryferiów dla graczy. Tym razem mamy do czynienia z gryzoniem przeznaczonym do gier MMO i MOBA, przez co w konstrukcji znalazło się aż 15 programowalnych przycisków. Czy ich obsługa jest wygodna? Sprawdzamy.

SteelSeries Rival 500Specyfikacja
Sensor PixArt PMW3360
Częstotliwość próbkowania Do 1000 Hz
Przyspieszenie 50 G
Rodzaj sensora Optyczny
Liczba przycisków 15
Zakres rozdzielczości 100-16000 CPI
Długość przewodu 2 m
Podświetlenie 16,8 mln kolorów
Waga 129g

Recenzja wideo


Wygląd i pierwsze wrażenia

SteelSeries Rival 500 z 15 przyciskami być może brzmi dość abstrakcyjnie, ale już podczas pierwszego chwycenia myszy w dłoń wiemy, że została ona zaprojektowana z dużym przywiązaniem do szczegółów.

Rival 500 to jedna z nielicznych myszek, do których nie musiałem się w ogóle przyzwyczajać. Po chwyceniu gryzonia poczułem się jak w domu, bez chwilowego dyskomfortu znanego z przesiadania się na inne urządzenie. To zasługa odpowiedniego wyprofilowania.

SteelSeries Rival 500 2
Mysz jest przeznaczona wyłącznie dla osób praworęcznych. Posiada dość wysoki grzbiet, na którym można oprzeć całą dłoń. Rival 500 to przede wszystkim chwyt palm grip, choć producent sugeruje, że nadaje się także do claw i fingertip grip. 

Gryzoń został wykonany z dobrego jakościowo ciemnego plastiku, który sprawia wrażenie solidnego. Główna część powierzchni jest gładka, jednak miejsca styku kciuka, palca małego i serdecznego otrzymały chropowatą powierzchnię, by zapewnić lepszą przyczepność.

Ciekawym rozwiązaniem jest podpórka dla kciuka. Wokół tego palca znajduje się aż sześć przycisków. Ich obsługa z początku wydawała się trudna, jednak po chwili przyzwyczajenia nie było z tym większych problemów. Warto dodać, że dolne przyciski, jak i jeden z tych, na którym bezpośrednio opiera się kciuk, można zablokować mechanicznym przełącznikiem. Dzięki temu otrzymujemy nieco stabilniejszą podstawę. Fajne rozwiązanie!

SteelSeries Rival 500 6
Reszta przycisków jest ulokowana dość standardowo. Oprócz dwóch głównych dostępne są jeszcze trzy dodatkowe, obsługiwane odpowiednio przez palec wskazujący oraz środkowy. Do tego dochodzi rolka myszki, która oprócz tradycyjnego wciskania, oferuje też lekki odchył w lewo i prawo, co aktywuje kolejne, wcześniej zdefiniowane akcje. Ostatni przycisk zlokalizowany jest pod rolką (patrząc z góry) i domyślnie służy do zmiany DPI (jeden z dwóch wcześniej ustalonych wariantów).

SteelSeries Rival 500 3
W gamingowej myszce nie mogło oczywiście zabraknąć podświetlenia. Dolna część grzbietu gryzonia to logo SteelSeries. Barwy urozmaicają też rolkę myszki. Kolor każdego z tych elementów, jak i sposób podświetlenia, możemy dostosować za pośrednictwem dedykowanej aplikacji.

Zastosowane w myszce ślizgacze sprawdzają się bardzo dobrze. Bez większego oporu poruszają się po większości powierzchni, takich jak podkładki czy też czysty blat biurka.

SteelSeries Rival 500 to nad wyraz przemyślana konstrukcja, która pomimo wielu przycisków, nie sprawia problemów w trakcie użytkowania. Początkowo byłem przerażony ilością aktywowanych elementów, jednak ostatecznie ergonomia wygrała. Co prawda do obsługi sześciu przycisków za pomocą kciuka trzeba się przyzwyczaić, jednak część z nich można zablokować, poprawiając tym samym komfort i eliminując przypadkową aktywację.



Funkcje, sensor, oprogramowanie

Producent zdecydował się na zastosowanie sensora PixArt PMW3360. Pozwala on na ustalenie rozdzielczości od 100 CPI do 16000 CPI. W ustawieniach oprogramowania można zapisać maksymalnie dwa warianty CPI, pomiędzy którymi można się na bieżąco przełączać.

Podczas normalnego użytkowania w systemie, jak i w grach, sensor sprawdza się bardzo dobrze. Po dostosowaniu wszystkich parametrów do własnych preferencji zachowuje się dokładnie tak, jak tego chcemy. Nie zauważyłem żadnych przekłamań ani złych odczytów pozycji kursora.

SteelSeries Rival 500 4
Ponadto z poziomu oprogramowania można dostosować wiele parametrów jego działania. Oprócz rozdzielczości, jest to także akceleracja (negatywna i pozytywna), częstotliwość próbkowania, czy nawet predykcja, czyli korekcja naszych ruchów.

A skoro już przy oprogramowaniu jesteśmy. Produkt SteelSeries oferuje ogrom możliwości dostosowywania gryzonia do własnych preferencji. Do każdego z 15 przycisków możemy przypisać konkretną akcję (np. uruchomienie wybranej aplikacji w systemie).

steelseries engine 3Dedykowane oprogramowanie

Jest też możliwość zaprogramowania czasomierza. Po naciśnięciu wybranego przycisku odmierzony zostanie czas, po czym gryzoń poinformuje nas o jego upłynięciu za pomocą silniczka wibracyjnego. Dzięki temu w grach MMO lub MOBA można odliczać czas do odnowienia wybranego efektu itp.

To jednak nie koniec. Mysz korzysta z funkcji GameSense. Obecnie działa ona wyłącznie w trzech grach - CS:GO, Minecraft oraz DOTA 2. W przypadku tej ostatniej można np. zaprogramować mysz w taki sposób, aby wibrowała, gdy nasza postać posiada mało zdrowia. Jest też sygnalizacja poszczególnych efektów (np. paraliżu). Do dyspozycji gracza oddano sporo schematów wibracji, dzięki czemu od razu można rozpoznać zdefiniowany wcześniej efekt. Może się to okazać przydatne w trakcie intensywnej rozgrywki. Szkoda jednak, że obecnie obsługa tych funkcji sprowadza się do wyłącznie trzech gier.

Poszczególne ustawienia możemy oczywiście zapisywać w wybranych profilach, które są automatycznie aktywowane po uruchomieniu wybranej gry.

Dodatkowym atutem jest fakt, że wszystkich zmian dokonujemy za pomocą oprogramowania SteelSeries Engine 3. Jest ono kompatybilne nie tylko z myszką, ale także innymi sprzętami tej firmy. Dzięki temu posiadając kilka urządzeń od SteelSeries nie zaśmiecamy sobie systemu wieloma aplikacjami.

Podsumowanie

SteelSeries Rival 500 to rozsądnie zaprojektowana myszka, przeznaczona dla fanów gier MMO i MOBA. Świetnie sprawdza się także w innych tytułach, dzięki możliwości zablokowania części przycisków. Na pochwałę zasługuje ergonomia i jakość wykonania.

Także pod względem oferowanych możliwości nie ma się do czego przyczepić. Gryzoń umożliwia dostosowanie wielu parametrów do własnych preferencji, dzięki czemu każdy gracz poczuje się jak w domu.

Czy zatem warto? Jeżeli gramy głównie w gry MMO i mamy do dyspozycji około 400 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych), Rival 500 będzie sensownym rozwiązaniem. Mimo wszystko nie polecałbym tego urządzenia osobom, które grają głównie w strzelanki i gry akcji. Duża ilość przycisków może w takim przypadku przeszkadzać.

SteelSeries Rival 500 5

ZaletyWady
Design Dla niektórych - za duża
Ilość przycisków GameSense działa tylko w 3 grach
Możliwość zablokowania części przycisków
Świetne oprogramowanie
Dobra ergonomia
Solidna konstrukcja

Ozone Ekho H80 Origen - test słuchawek z wirtualnym dźwiękiem 7.1Ozone Ekho H80 Origen - test słuchawek z wirtualnym dźwiękiem 7.1

$
0
0

Ozone Ekho H80 Origen 5

Propozycja dla graczy.

Ekho H80 Origen to kolejna gamingowa propozycja słuchawek od marki Ozone. Firma podczas projektowania urządzenia nawiązała współpracę z drużyną e-sportową Origen. Czy dzięki temu jest to produkt dopracowany pod każdym względem? Sprawdzamy.

Ozone Ekho H80 OrigenSpecyfikacja
Rodzaj Nauszne
Membrany 53 mm
Komunikacja z komputerem USB
Pasmo przenoszenia 10-20000 Hz
Impedancja 32 Ohm
Długość przewodu 2 m
Waga 380 g
Mikrofon Wysuwany

Wygląd i pierwsze wrażenia

Ozone Ekho H80 Origen to bez wątpienia potężne słuchawki, przeznaczone dla miłośników sporych muszli. Producent zastosował w nich duże przetworniki o średnicy 53 milimetrów.

Słuchawki zostały wykonane z dobrej jakości czarnego plastiku. Na muszlach zastosowano identyfikację graficzną marki Origen w niebieskim kolorze. Nie zapomniano też o podświetleniu. Jego barwy nie można jednak zmienić.

Ozone Ekho H80 Origen 1
Potężne muszle po założeniu na głowę w całości zakrywają uszy. Zostały one obite miękką gąbką pokrytą eko-skórą. Pianki znalazły się też na wewnętrznej części pałąka, by odizolować plastikowe elementy od powierzchni stykającej się z głową. Nie są jednak tak miękkie, jak te zastosowane w muszlach.

Pałąk reguluje się w klasyczny sposób poprzez pociągnięcie w górę lub dół. Niestety muszle poruszają się tylko w jednej płaszczyźnie, przez co idealne dopasowanie do głowy nie jest możliwe. Przydałaby się możliwość lekkiego pochylenia w prawo i lewo.

Po założeniu Ekho H80 Origen na głowę od razu czujemy, że to zestaw przeznaczony dla entuzjastów dużych słuchawek. Konstrukcja jest dość sztywna. Komfort użytkowania nie stoi na najwyższym poziomie i po jakimś czasie możemy być zmęczeni korzystaniem z urządzenia. Pojawia się nieprzyjemny ucisk, a nawet ból. W moim przypadku było to odczuwalne średnio po 1,5-2 godzinach użytkowania. Przeszkadzać może również stosunkowo duża waga, wynosząca aż 380 gram.

Ozone Ekho H80 Origen 2
Lewa muszla została wyposażona w wyciągany mikrofon, który można schować do środka, gdy z niego nie korzystamy. Jest on stosunkowo elastyczny.

Ekho H80 Origen są podłączane do komputera za pomocą złącza USB. Kabel jest odpowiednio długi (2 metry), jednak w moim odczuciu zdecydowanie zbyt sztywny. Z jednej strony mamy pewność, że nie ulegnie on zbyt szybkiemu uszkodzeniu, z drugiej jednak jest on niewygodny podczas codziennego użytkowania.

Na kablu został umieszczony dość duży pilot, za pomocą którego możemy wyłączyć mikrofon czy chociażby dostosować głośność, a nawet szybko wyciszyć wszystkie dźwięki. Także tutaj znajdziemy przyjemne dla oka podświetlenie.

Podsumowując, projektanci Ekho H80 Origen nie ustrzegli się błędów. Choć słuchawki są obite miękką gąbką, po jakimś czasie potrafią uwierać. Konstrukcja jest w moim odczuciu nieco zbyt sztywna.

Jakość dźwięku

Na szczęście jest to rekompensowane przez jakość dźwięku. Ta stoi na naprawdę wysokim poziomie i potrafi dawać radość z gry. Propozycja marki Ozone to słuchawki gamingowe, dlatego też testowałem je głównie w takim środowisku.

Głównym polem testów był najnowszy Battlefield 1 w trybie sieciowym. Podczas samej rozgrywki Ekho H80 Origen zrobiły na mnie ogromne wrażenie, szczególnie na początku przygody z tymi słuchawkami. Przetworniki świetnie odwzorowują odgłosy walki. Nie są przebasowane, ale potrafią oddać moc wybuchów i wystrzałów z broni. Dobrze uwydatniają też odgłosy kroków, przez co możemy szybko zorientować się w sytuacji na polu bitwy.

Ozone Ekho H80 Origen 3

Zbędnym bajerem jest natomiast dźwięk przestrzenny 7.1, który możemy włączyć za pomocą dedykowanego oprogramowania. Jest on symulowany programowo i nie daje takich efektów, jak faktyczny zestaw głośników 7.1. W rzeczywistości nie byłem w stanie dojrzeć żadnej różnicy w pozycjonowaniu odgłosów, pomimo ustawienia wszystkich parametrów zarówno w programie, jak i grach.

Wzmianka na temat dźwięku przestrzennego nie powinna być zatem głównym powodem, dla którego zdecydujemy się na zakup tych słuchawek. Warto jednak oddać, że już w „zwykłym” trybie stereo pozycjonowanie odgłosów jest bardzo dobre i można z dużą dokładnością określić, z której strony nadchodzi przeciwnik.

Przeciętnie wypada natomiast odsłuch muzyki. Słuchałem głównie elektroniki i nieco muzyki gitarowej. Bas nie jest tu zbyt efektowny, przez co słuchawkom brakuje pazura. Średnie i wysokie tony wypadają przyzwoicie, choć momentami zlewają się w całość, tworząc „brudny” wydźwięk, który może przeszkadzać.

Ozone Ekho H80 Origen 4
Ozone Ekho H80 Origen nadają się do słuchania muzyki, jednak znacznie lepiej wypadają w grach. To właśnie tam ukazują pełnię swoich możliwości i powinny służyć przede wszystkim do rozgrywki.

Słuchawki bardzo dobrze tłumią dźwięki otoczenia, co jest zasługą przede wszystkim dużych i mocno przylegających do głowy muszli. Głośność również jest zadowalająca.

Oprogramowanie

Ozone Ekho H80 Origen do wydobycia pełni możliwości wymaga zainstalowania dedykowanego oprogramowania. To jest dość toporne w użyciu, jednak daje duże możliwości konfiguracji.

Użytkownik może bowiem zmienić parametry dźwięku, korzystając z tradycyjnego korektora graficznego. Można też uruchomić wspomniany już system dźwięku przestrzennego i dostroić pozycję poszczególnych „głośników”.

ozone ekho software
Podobne parametry można zastosować także w przypadku mikrofonu. Tutaj dodatkowo otrzymujemy możliwość modulowania własnego głosu, zamieniając go np. na kobiecy czy też wokal kosmity. To raczej zbędny bajer, ale niektórym przypadnie do gustu.

Oprogramowanie daje ogromne możliwości dostosowywania parametrów dźwięku, jednak zabrakło opcji przypisywania poszczególnych profilów do konkretnych gier. Można oczywiście zapisywać ustawienia w profilach, ale należy je manualnie zmieniać przed uruchomieniem wybranego tytułu. Można było tę kwestię rozwiązać nieco lepiej.

ozone ekho software

Podsumowanie

Ozone Ekho H80 Origen to słuchawki nierówne. Nie wszystkim będzie pasować rozmiar i dość mocny ucisk głowy, co po pewnym czasie może wywoływać bóle. Z drugiej jednak strony mamy do czynienia z solidną konstrukcją, która powinna wytrwać lata.

Zestaw oferuje bardzo dobrą jakość dźwięku w grach. Nie warto jednak ich kupować dla wirtualnego dźwięku przestrzennego - jest to raczej zbędny bajer i niewiele wnosi do samej rozgrywki. Zwyczajnie wypada natomiast odsłuch muzyki. Nie jest źle, ale w tej cenie spodziewałem się czegoś „mocniejszego”.

Czy zatem warto? Jeżeli nie przeszkadza nam duża konstrukcja i zależy nam przede wszystkim na dobrym dźwięku w grach, Ozone Ekho H80 Origen spełni oczekiwania. W innym przypadku możemy być nieco rozczarowani, biorąc pod uwagę cenę słuchawek - około 400 zł (zobacz oferty w sklepach internetowych).

ZaletyWady
Solidna konstrukcja Dla niektórych - za duże
Świetna jakość dźwięku w grach Średnia wygoda użytkowania
Zaawansowane oprogramowanie Dźwięk przestrzenny dodany "na siłę"

Roccat Sova - test kanapowej klawiatury dla graczyRoccat Sova - test kanapowej klawiatury dla graczy

$
0
0
Roccat Sova 8
Pecetowiec przed telewizorem.

Dotychczas granie na PC kojarzyło się głównie z siedzeniem przy biurku, co przy dłuższych sesjach nie zawsze jest najwygodniejszym rozwiązaniem. Rozgrywka przy dużym telewizorze w salonie to natomiast wariant zarezerwowany dla konsol. Czy jednak na pewno? Roccat ze swoją klawiaturą Sova stara się to zmienić.

Sova to nic innego, jak kanapowa klawiatura, wyposażona w długi kabel i dedykowane miejsce na myszkę. Dzięki temu możemy wygodnie rozsiąść się w fotelu w salonie, podpiąć komputer pod telewizor i rozpocząć rozgrywkę. Postanowiliśmy sprawdzić, czy jest to komfortowe rozwiązanie.

Roccat Sova MKSpecyfikacja
Typ Mechaniczna
Układ klawiatury Ergonomiczny
Komunikacja z komputerem Przewodowa
Makra Tak
Podświetlenie Tak
Wbudowany HUB USB Tak
Długość przewodu 4 m
Elementy wymienne Poduszki, podkłada pod mysz, podpórka pod nadgarstki
Waga 2350g
Wymiary 646x280x37 mm

Wygląd i pierwsze wrażenia

Jeszcze przed rozpakowaniem tego niecodziennego gadżetu byłem nastawiony dość sceptycznie. Roccat postanowił bowiem wygonić mnie sprzed biurka i posadzić w salonie, z wielką klawiaturą na kolanach. Nie sądziłem, że może to być wygodne.

Pierwsze testy szybko jednak zweryfikowały moje obawy. Roccat Sova jest niezwykle wygodna. Po położeniu na kolanach czujemy, że sprzęt został faktycznie zaprojektowany do takiej pozycji i bardzo szybko się do tego przyzwyczajamy.

Roccat Sova 2
Budowa Roccat Sova została podzielona na trzy zasadnicze elementy. Z lewej strony znajdziemy klawiaturę (w tym przypadku mechaniczną). Z prawej jest sporo miejsca na myszkę, wraz z prowizoryczną podkładką. Dolny panel to natomiast podpórka pod nadgarstki.

Aby zapewnić dużą wygodę użytkowania, spód klawiatury otrzymał cztery pokaźne gąbki. Są one na tyle miękkie, że usadzony na kolanach sprzęt w ogóle nie ciąży. Korzysta się z niego naprawdę przyjemnie.

Roccat Sova 9
Nieco zastrzeżeń mam do rozstawienia poszczególnych elementów. Zarówno klawiatura, jak i przestrzeń na myszkę są umiejscowione symetrycznie, przez co klawisze znajdziemy po lewej stronie. Sądzę jednak, że większość graczy lubi mieć klawiaturę bezpośrednio przed sobą, a myszkę po prawej stronie. Do nowego układu trzeba się nieco przyzwyczaić.

Skoro już przy minusach jesteśmy - kolejnym jest materiał, z jakiego wykonano podkładkę pod myszkę. Jest on zbyt plastikowy, przez co myszka dość mocno się po nim ślizga. Na szczęście element ten można wymienić na inny (podobnie jak wspomniane już gąbki), jednak płacąc za sprzęt ponad 800 złotych oczekujemy od niego najwyższej jakości. Tymczasem nie wszystkie elementy zadowalają.

Roccat Sova 4
W urządzeniu znajdziemy dwa porty USB, do których można podpiąć myszkę i słuchawki. Niestety Roccat nie pokusił się o tradycyjne złącze audio 3,5 mm. Do klawiatury nie podłączymy zatem słuchawek korzystających z takiego wyjścia, a do komputera może być niekiedy zbyt daleko, by pociągnąć kabel (rozwiązaniem może być jednak przedłużka). Alternatywą pozostaje zakup słuchawek bezprzewodowych lub USB.

Roccat Sova 10
A skoro już przy podłączaniu peryferiów jesteśmy. Złącza USB funkcjonują jak tradycyjny HUB, dzięki czemu działają pendrive’y, a nawet ładowarki od smartfonów czy innych gadżetów.

Podoba mi się sposób, w jaki Roccat rozprawił się z kablami. Po podłączeniu gryzonia przewody możemy schować w specjalnych rowkach, dzięki czemu nie przeszkadzają podczas zabawy. Ponadto końcówkę kabla możemy przypiąć do specjalnego klipsa, by myszka nie spadała z podkładki, gdy wykonamy niespodziewany ruch.

Pod tym względem producent przemyślał konstrukcję wzorowo. W trakcie rozgrywki jedynym przewodem, który ciągnie się przez salon, jest ten od klawiatury. Reszta jest wygodnie schowana w obudowie.

Roccat Sova 6
Klawiatura łączy się z komputerem za pomocą kabla USB. Jego długość wynosi 4 metry, co jest wartością w zupełności wystarczającą. Szkoda jednak, że producent nie pokusił się o możliwość połączenia bezprzewodowego. W takim przypadku komfort byłby jeszcze większy.

Roccat Sova sprawia wrażenie solidnej konstrukcji, która powinna bezproblemowo przetrwać intensywną rozgrywkę. Wszystkie elementy są spasowane wzorowo - nic tu nie trzeszczy.

Roccat Sova 5



Przełączniki, funkcje, oprogramowanie

Roccat Sova dostępna jest w dwóch wersjach – z klawiszami membranowymi i przełącznikami mechanicznymi. Do naszej redakcji dotarła druga z wymienionych. Producent stosuje w niej własne przełączniki mechaniczne TTC. W tym przypadku są to odpowiedniki Cherry MX Brown i właśnie w taki sposób się zachowują.

Klawisze stawiają lekki opór podczas naciskania, a moment aktywacji następuje w okolicach 2,5 mm. Działają oczywiście w sposób liniowy. Jednocześnie przełączniki są stosunkowo ciche, jak na klawiaturę mechaniczną. Nie mamy zatem wrażenia, że korzystamy z maszyny do pisania.

Roccat Sova 11
Rozłożenie klawiszy mogłoby być nieco lepsze. Są one ściśnięte do siebie, by zajmować jak najmniej miejsca. Z tego też względu zabrakło bloku numerycznego, choć ten w grach nie jest zbyt często wykorzystywany. Zdecydowanie wolałbym pełnoprawną klawiaturę kosztem mniejszej podkładki pod myszkę, ale to już prywatne preferencje.

Roccat Sova oferuje oczywiście podświetlenie klawiszy. Kolor i sposób podświetlenia możemy zmodyfikować za pomocą oprogramowania. To ostatnie umożliwia również tworzenie makr, które są zapisywane w pamięci urządzenia.

Roccat Sova 12
Klawiatura została wyposażona w funkcję anti-ghosting. Podczas testów nie zdarzyło mi się, aby źle zarejestrowano jakiś przycisk. Sova bezproblemowo rozpoznaje nawet kilka jednocześnie wciśniętych klawiszy.

Czy kanapowa klawiatura ma sens?

Roccat Sova przeciera szlaki stosunkowo świeżej gamie urządzeń. Czy granie na komputerze w salonie ma sens? W przypadku tego urządzenia jak najbardziej tak. Bawiłem się przy Battlefieldzie 1, odświeżonej edycji Darksiders, a także w kilku innych tytułach. W każdym z tych przypadków rozgrywka była komfortowa, choć w Battlefieldzie 1 do szybkiej i precyzyjnej reakcji preferuję jednak zwykłe biurko. W innych tytułach doceniałem komfort, jaki daje wygodne rozłożenie się w fotelu.

Roccat Sova 7
Produkt Roccata to naprawdę udane urządzenie, celujące w konkretnego użytkownika i oferujące praktycznie wszystko, co w tym przypadku jest potrzebne. Dużą przeszkodą może być jednak cena. Za sprzęt w wersji z klawiaturą mechaniczną należy zapłacić ponad 800 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych), co z pewnością skutecznie odstraszy wiele osób.

Jednak jeżeli ktoś chce grać w salonie w tytuły, które do komfortowej rozgrywki wymagają czegoś więcej, niż gamepada, Roccat Sova może być ciekawym rozwiązaniem.

ZaletyWady
Wygoda użytkowania Wysoka cena
Solidna konstrukcja Brak klawiatury numerycznej
HUB USB Brak złącza audio 3,5 mm
Mechaniczne przełączniki
Schowek i klips na kable
Przejrzyste oprogramowanie
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Recenzja najmniejszego na świecie urządzenia wielofunkcyjnego HP DeskJet Ink Advantage 3785Recenzja najmniejszego na świecie urządzenia wielofunkcyjnego HP DeskJet Ink Advantage 3785

$
0
0
HP DeskJet 3785Drukowanie, skanowanie, kopiowanie, a wszystko to w kompaktowej obudowie.

Urządzenie wielofunkcyjne kojarzy mi się raczej ze sprzętem o sporych gabarytach. Sama nazwa zobowiązuje, więc z racji mnogości funkcji musi zajmować solidny kawałek biurka. A przynajmniej tak sądziłem, dopóki do mojego biura nie dotarło HP DeskJet Ink Advantage 3785.

Sprzęt ma gabaryty zwykłej drukarki atramentowej, ale potrafi znacznie więcej. Na początek przyjrzyjmy się jednak specyfikacji technicznej tego malucha.

HP DeskJet Ink Advantage 3785Specyfikacja
Funkcje Drukowanie, kopiowanie, skanowanie, funkcje sieciowe
Prędkość druku w czerni ISO: Do 8 str./min
Tryb roboczy: Do 19 str./min
Prędkość druku kolorowego ISO:Do 5,5 str./min
Tryb roboczy:Do 15 str./min
Czas wydruku pierwszej strony (tryb gotowości) Czerń: W ciągu zaledwie 15 s
Kolor: W ciągu zaledwie 18 s
Cykl roboczy (miesięczny, format A4) Do 1000 stron
Zalecana liczba stron drukowanych miesięcznie Od 50 do 200 stron
Jakość druku (najlepsza) Kolor: Rozdzielczość optymalizowana do 4800 x 1200 dpi przy druku w kolorze z komputera, rozdzielczość wejściowa 1200 dpi
Czerń: Rozdzielczość do 1200 x 1200 dpi
Liczba wkładów drukujących 2
Możliwość pracy bezprzewodowej Tak, wbudowany interfejs Wi-Fi 802.11b/g/n
Łączność, tryb standardowy 1 port Hi-Speed USB 2.0
Minimalne wymiary (szer. × gł. × wys.) 403 × 177 × 141 mm
Waga 2,33 kg

Pierwsze wrażenia

Jak wynika ze specyfikacji, HP DeskJet Ink Advantage 3785 to sprzęt przeznaczony głównie do domu. Bo jak inaczej rozumieć zalecaną ilość drukowanych stron miesięcznie? W poważniejszych zastosowaniach jak w przypadku pracy w większym biurze, liczby te z pewnością byłby wielokrotnie przekroczone.

Jak już wspomniałem, całość wgląda bardziej jak klasyczna drukarka atramentowa niż urządzenie wielofunkcyjne. Otrzymujemy zatem klasyczną bryłę z podajnikiem papieru na górze i wylotem skierowanym na biurko. Na górnej powierzchni znajduje się panel sterowania z niewielkim wyświetlaczem i kilkoma przyciskami. A gdzie skaner? W urządzeniu nie znajdziemy klasycznej szklanej tafli w rozmiarze A4 gdzie kładziemy skanowany dokument. Jest za to podajnik, przez który "przepuszczany" jest kopiowany czy skanowany dokument. Takie rozwiązanie okazuje się całkiem wygodne.

HP DeskJet Ink Advantage 3785 1
Z tyłu znajdziemy standardowe złącze ładowania oraz wejście na przewód USB. Dostęp do dyszy z tuszami możliwy jest natomiast po odkryciu plastikowej pokrywy znajdującej się na przednim panelu.

W kwestii konstrukcji trudno mieć zastrzeżenia do któregoś z elementów. Drukarka jest poprawnie zaprojektowana, łatwa w obsłudze i cieszy oko prostym designem.

HP DeskJet Ink Advantage 3785 3

Instalacja i użytkowanie

W dobie smartfonów i łączności bezprzewodowej nie wyobrażam sobie korzystania z drukarki, która nie obsługuje aktualnych standardów. Na szczęście w sprzęcie od HP znajdziemy łączność Wi-Fi oraz specjalne aplikacje ułatwiające korzystanie z urządzenia. Cieszy fakt, że w drukarce z niskiej półki cenowej znalazł się moduł bezprzewodowy, bo jeszcze kilka lat temu takie rozwiązania takie zarezerwowane były wyłącznie dla najdroższych modeli.

HP DeskJet Ink Advantage 3785 2
Samą instalację urządzenia wielofunkcyjnego możemy przeprowadzić tradycyjnie z poziomu komputera z użyciem dołączonego nośnika z oprogramowaniem. Ja preferuję bardziej nowoczesne metody, dlatego postanowiłem sprawdzić jak wygląda proces konfiguracji przy użyciu smartfonu.

Z załączonej dokumentacji dowiedziałem się, że aby rozpocząć proces instalacji przez urządzenie mobilne trzeba przez 3 sekundy przytrzymać przycisk Cancel i Wi-Fi. Tak zrobiłem. Następnie należy odwiedzić wskazaną stronę internetową z poziomu przeglądarki, która przekieruje nas do pobrania aplikacji mobilnej HP All-in-One Printer Remote (dostępna na różne platformy, w moim przypadku Android). Oczywiście smartfon musi być podłączony do domowego Wi-Fi, aby do tej samej sieci podpiąć drukarkę.

HP All-in-One Printer Remote Sama aplikacja HP All-in-One Printer Remote przeprowadzi nas przez proces konfiguracji. W moim przypadku odnalezienie urządzenia zajęło dosłownie chwilę. Na kolejnym etapie trzeba wybrać sieć Wi-Fi, do której podłączymy urządzenie HP (niezbędne jest podanie hasła do sieci bezprzewodowej). Aby drukować bezpośrednio ze smartfonu trzeba jeszcze zainstalować moduł dodatkowy, jest on oczywiście dostępny w sklepie Play, a aplikacja pokieruje nas do niego.

Po zakończeniu konfiguracji możemy przez przeszkód drukować zdjęcia i dokumenty bezpośrednio z urządzenia mobilnego. Aplikacja daje również dostęp do skanowania, poziomu tuszów i ustawień drukarki. Jej interfejs jest przejrzysty, więc nie ma problemu z odnalezieniem niezbędnych funkcji.

HP All-in-One Printer Remote

Szybkość działania i jakość drukowania

Żyjemy w biegu, pracujemy pod presją dlatego ważne, aby urządzenia, z których korzystamy były szybkie i nie obniżały naszej produktywności. Jak jest z HP DeskJet Ink Advantage 3785? Jestem pozytywnie zaskoczony. Drukowanie przez sieć bezprzewodową z komputera czy telefonu rozpoczyna się niemal natychmiast. Czas wydruku 1 strony zawierającej tekst i zdjęcia podczas testów wahał się w przedziale od 15 do 20 sekund, więc są to wartości zgodne z tym, co podaje producent w specyfikacji.

Jakość druku dokumentów jest na zadowalającym poziomie, ale elementy nie są tak ostre i wyraziste jak z drukarek laserowych z wyższej półki cenowej. Z druku powinni być zadowoleni domowi użytkownicy, sprzęt jak najbardziej sprawdzi się podczas przenoszenia na papier prac domowych, notatek czy innych ważnych dokumentów.

HP DeskJet nadaje się również do drukowania zdjęć, producent nawet dostarcza specjalną aplikację mobilna HP Social Media Snapshots za pośrednictwem której wydrukujemy zdjęcia z Facebooka, Instargama, Flickra czy usługi Zdjęcia Google. Znajdziemy w niej gotowe szablony z datą i lokalizacją fotografii. Zdjęcia można również drukować z poziomu HP All-in-One Printer Remote, a domyślnie używany jest format papieru 10x15 cm.

HP Social Media Snapshots
Podczas testów miałem okazję drukować zdjęcia na specjalnym papierze fotograficznym HP, który nie należy do najtańszych. Za 25 arkuszy w formacie 10 × 13 cm w oficjalnym sklepie producenta trzeba zapłacić 54 zł. Na szczęście można wykorzystać normalny papier fotograficzny 10 x 15 cm kupując go z dowolnego źródła za dużo mniejsze pieniądze.

HP DeskJet Ink Advantage 3785 6

Podsumowanie

Urządzenie HP DeskJet Ink Advantage 3785 przekonało mnie do siebie przede wszystkim za sprawą nowoczesnego interfejsu, który pozwala na drukowanie bezprzewodowe nie tylko z komputera, ale i urządzeń mobilnych. Wyznaję zasadę, że jeżeli można ograniczyć ilość plątających się kabli to należy to zrobić. Z tą drukarką to możliwe, brawo! 

Wygoda użytkowania ponad wszystko i tutaj HP również stanęło na wysokości zadania. Urządzenie ma wymiary standardowej drukarki, więc bez problemu znajdzie się na nie miejsce nawet na małym biurku, a oferuje dodatkowo skanowanie i kopiowanie. Sama obsługa jest dziecinne prosta, a co najważniejsze wszystkie usługi i aplikacje towarzyszące urządzeniu wielofunkcyjnemu działają jak trzeba.

HP DeskJet Ink Advantage 3785 5
Z pewnością większość użytkowników interesuje cena i koszty eksploatacji. I tutaj miłe zaskoczenie, bowiem pomimo zastosowania modułu Wi-Fi, drukarka jest stosunkowo tania. W sklepach internetowych w momencie publikacji testu dostaniemy ją za około 260 zł. Co z tuszami? Nie jest źle, za oryginalny trójkolorowy wkład atramentowy HP 652 Ink Advantage (F6V24AE, wydajność do 200 stron) trzeba zapłacić 42 zł, a czarny wkład atramentowy HP 652 Ink Advantage (F6V25AE, wydajność ok. 360 stron) to koszt na poziomie 50 zł. Są to ceny oficjalne i należy pamiętać, że z pewnością znajdą się sklepy gdzie tusze będą tańsze.

ZaletyWady
Niewielkie gabaryty Jakość zdjęć mogłaby być lepsza
Szybka praca
Łączność Wi-Fi
Dedykowane aplikacje
Niska cena
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Roccat Suora FX - test gamingowego "mechanika" z podświetleniem RGBRoccat Suora FX - test gamingowego "mechanika" z podświetleniem RGB

$
0
0
Suora-FXSprawdzamy smukłą klawiaturę mechaniczną z wielobarwnym podświetleniem.

Roccat Suora FX to kolejne podejście niemieckiego producenta peryferiów dla graczy do klawiatury mechanicznej. Tym razem projektanci postawili na minimalistyczną konstrukcję wzbogaconą o wielobarwne podświetlenie RGB. Czy to wystarczy, aby zainteresować graczy? Sprawdzamy.

Roccat Suora FXSpecyfikacja
Typ Mechaniczna dla graczy
Łączność Przewodowa, USB
Liczba klawiszy 104
Makra 6 programowalnych klawiszy
Klawisze multimedialne Tak
Częstotliwość próbkowania 1000 MHz
Przełączniki TTC Brown
Podświetlenie RGB
Żywotność klawiszy 50 mln kliknięć
Wymiary 430 x 125 mm

Recenzja wideo



Wygląd i pierwsze wrażenia

Minimalizm w nowej klawiaturze Roccata jest podkreślany na każdym kroku. Wzorem innych producentów firma stworzyła klawiaturę bez zbędnej zabudowy, dodatkowych przycisków multimedialnych czy podpórki na nadgarstki. Mamy do czynienia z surowym designem, wzbogaconym jedynie o duże możliwości konfiguracji podświetlenia.

Suora FX pomimo stosunkowo kompaktowych wymiarów nie jest sprzętem wybrakowanym. Producentowi udało się umieścić wszystkie tradycyjne klawisze, wraz z dedykowanym panelem numerycznym. Co więcej, klawisze strzałek są wyraźnie oddzielone od reszty, by nie wprowadzały w błąd podczas użytkowania. A mimo wszystko konstrukcja nie należy do największych.

Suora-FX 10
Jak już wspomniałem, Suora FX nie jest zabudowana, a to oznacza, że oprócz aluminiowej podstawy nie uświadczymy tu niczego więcej. Po schyleniu się do poziomu klawiszy możemy ujrzeć przełączniki. Nie wszyscy preferują taki wygląd, ale nie ulega wątpliwości, że jest on wygodny chociażby podczas czyszczenia.

Skok zastosowanych klawiszy jest stosunkowo duży, ale jest to cecha charakterystyczna dla wszystkich klawiatur z przełącznikami mechanicznymi, na których skupimy się za chwilę.

Konstrukcja Suory FX sprawia wrażenie solidnej. Żaden z elementów nie trzeszczy podczas użytkowania. Urządzenie jest też dobrze wyważone, przez co nie chwieje się podczas wciskania klawiszy. Zastosowane pod spodem podkładki dobrze trzymają się biurka. Nie ma zatem mowy, że podczas rozgrywki przez przypadek przesuniemy całą klawiaturę.

Suora-FX 9

W gamingowym projekcie nie mogło zabraknąć podświetlenia. W przypadku Suory FX producent zrobił z tego dodatkowy bajer, dając możliwość ustawienia koloru dosłownie każdego klawisza. Do tego mamy kilka predefiniowanych trybów działania – podświetlenie stałe, falujące, oddychające i wiele innych mniej lub bardziej atrakcyjnych propozycji.

Podświetlenie wygląda ładnie, jednak nie widzę sensu zamieniania klawiatury w kolejną ozdobę świąteczną, atakującą nas feerią barw. Większość osób, którym prezentowałem możliwości podświetlenia twierdziło, że wygląda ono komiczne.

Suora-FX 2

Roccat woła sobie za Suorę FX 600 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). W sprzedaży jest także zwykła Suora, wyłącznie z niebieskim podświetleniem. Osoby, którym nie zależy na kolorach, powinny zwrócić uwagę na tańszy o niemal 200 złotych model.

Przełączniki i funkcje

Roccat Suora FX została oparta o brązowe przełączniki nieco mniej znanej firmy TTC. Są to oczywiście odpowiedniki dobrze znanych Cherry MX.

Zastosowane przełączniki wymagają niewielkiej siły do aktywacji. Odniosłem wrażenie, że brązowe TTC pod tym względem plasują się pomiędzy czerwonymi i niebieskimi odpowiednikami Cherry MX.

Z klawiatury korzysta się naprawdę przyjemnie, choć początkowo trzeba się przyzwyczaić do dość wysokiej aktywacji przycisków. O ile w przypadku zwykłych klawiszy nie stanowiło to problemu, tak spację zdarzało mi się aktywować w momencie, gdy nie miałem takiego zamiaru. W osobistym odczuciu klawisze mogłyby być nieco twardsze.

Suora-FX 5


Nie zmienia to jednak faktu, że Suora FX daje niebywałą satysfakcję podczas użytkowania, zarówno w grach, jak i podczas wprowadzania tekstu. Po chwili przyzwyczajenia można na niej pisać niezwykle szybko i czerpać z tego swego rodzaju przyjemność.

Suora FX generuje dość standardowy hałas jak na klawiaturę mechaniczną. Nie jest to irytujący poziom głośności znany z niebieskich przełączników Cherry MX, ale nie jest to też ciche działanie brązowej wersji Cherry MX. Domownicy nie powinni jednak odczuwać dyskomfortu w trakcie naszego stukania w klawiaturę.

Suora-FX 7
Producent zastosował oczywiście technologię N-key rollover, dzięki czemu każdy wciśnięty klawisz jest prawidłowo rozpoznawany przez system. Nasze testy potwierdziły tę cechę. Klawiatura bezproblemowo rejestruje nawet kilka wciśniętych jednocześnie przycisków. Do tego dochodzi próbkowanie na poziomie 1000 Hz, które umożliwia szybką reakcję w grach.

Sprzęt przetestowałem w kilku tytułach, w tym w Sniper Elite 4, Battlefield 1 i Need for Speed. W żadnej z tych gier nie miałem problemu z szybką reakcją czy „haczeniem” przycisków. Rozgrywka była komfortowa. Z kronikarskiego obowiązku odnotuję wyłącznie jedno przyblokowanie strzałki w górę podczas dłuższej jazdy w Need for Speed. Sytuacja ta nie powtórzyła się jednak nigdy więcej, a przejechałem sporo kilometrów.

Na osobny akapit zasługuje dedykowane oprogramowanie do wszystkich sprzętów marki Roccat. Niestety nie jest ono dopracowane w 100%, co przejawia się między innymi w trakcie przeprowadzania aktualizacji.

roccat swarm
Po uporaniu się z instalacją można jednak przystąpić do konfiguracji. Oprócz wspomnianej już możliwości dostosowywania koloru czy sposobu podświetlenia poszczególnych klawiszy, możemy także zaprogramować makra. Te niestety można przypisać wyłącznie do sześciu klawiszy znajdujących się nad strzałkami kierunkowymi.

Warto również dodać, że klawiatura oferuje przyciski multimedialne. Te aktywuje się po prostu z klawiszem FN. W Windows 10 działały one bezproblemowo.

roccat swarm
Jest także przycisk gry, który wyłącza działanie klawisza Windows i jednocześnie aktywuje odpowiedni profil gry. Może się to okazać przydatne w przypadku korzystania z makr.

Podsumowanie

Roccat Suora FX to jedna z najlepszych klawiatur mechanicznych, jakie przyszło mi testować. Po przyzwyczajeniu się do stosunkowo miękkich przełączników korzysta się z niej rewelacyjne. Solidna konstrukcja dobrze trzyma się biurka, gwarantując stabilność podczas rozgrywki, a oprogramowanie daje spore możliwości konfiguracyjne.

Podczas rozgrywki nie natrafiłem na żadne problemy. Klawisze dobrze reagują na polecenia i umożliwiają wskoczenie do energicznej walki bez żadnego dyskomfortu, niezależnie od tego, czy akurat strzelamy do wrogów w Battlefieldzie, czy jeździmy w Need for Speedzie.

Suora-FX 4
Właściwie jedno, co mi nie pasuje, to podświetlenie. Zdecydowanie nie przepadam za choinkowymi ozdobami przy komputerze. Element ten można jednak wyłączyć lub ustawić jednolitą barwę. W takim przypadku lepiej skusić się na tradycyjną, tańszą wersję Suory, wyłącznie z niebieskim podświetleniem.

Roccat Suora FX posiada wszystko, co potrzeba w mechanicznej klawiaturze. Jest zwięzła, aczkolwiek nieokrojona konstrukcja, są makra i klawisze multimedialne. To produkt kompletny, choć przeznaczony przede wszystkim dla osób, które lubią kompaktowe klawiatury.

W momencie publikacji testu za Suorę FX trzeba zapłacić około 600 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). W sprzedaży jest także zwykła Suora, wyłącznie z niebieskim podświetleniem. Osoby, którym nie zależy na kolorach, powinny zwrócić uwagę na tańszy o niemal 200 złotych model.

Suora-FX 8


ZaletyWady
Solidne wykonanie Przekombinowane podświetlenie
Kompaktowe rozmiary Wysoka cena
Rozsądne przełączniki
Funkcje multimedialne i makra
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Roccat Kone EMP - test dużego gryzonia dla graczyRoccat Kone EMP - test dużego gryzonia dla graczy

$
0
0
Roccat Kone EMP 5
Sprawdzamy gamingową mysz z kolorowym podświetleniem.

Do naszej redakcji trafiła kolejna mysz zaprojektowana z myślą o wymagających graczach. Kosztujący 350 złotych Roccat Kone EMP (zobacz oferty w sklepach internetowych) charakteryzuje się stosunkowo dużym rozmiarem, dodatkowymi przyciskami z funkcją makra i wielobarwnym podświetleniem. Gryzonia używaliśmy przez kilka tygodni, dzięki czemu zdążyliśmy wyrobić sobie zdanie na jego temat.

Roccat Kone EMPSpecyfikacja
Sensor Roccat Owl-Eye (PixArt)
Częstotliwość próbkowania Do 1000 Hz
Przyspieszenie 50 G
Rodzaj sensora Optyczny
Liczba przycisków 9
Zakres rozdzielczości 100-12000 DPI
Długość przewodu 1,8 m
Podświetlenie 16,8 mln kolorów
Waga 116g

Wygląd i pierwsze wrażenia

Roccat Kone EMP to myszka przeznaczona dla osób o dużych lub chociażby średnich dłoniach. Czuć to od razu po wypakowaniu sprzętu z pudełka. Początkowo byłem zaniepokojony wielkością myszki, jednak po chwili przyzwyczajenia zupełnie o tym zapomniałem.

Gryzoń jest bowiem bardzo dobrze wyprofilowany. Przeznaczony wyłącznie dla osób praworęcznych kształt idealnie dopasowuje się do dłoni. Dość wysoki grzbiet sprawia, że jedynym sensownym sposobem trzymania jest palm grip, w którym cała dłoń wygodnie opiera się na myszce.

Roccat Kone EMP 6

W przypadku Kone EMP producent postawił na rozsądne rozmieszczenie przycisków. Oprócz dwóch głównych mamy tu do czynienia z dwoma kolejnymi umieszczonymi pod kciukiem (jeden z nich mógłby być nieco bliżej), a także z dwoma znajdującymi się zaraz pod kółkiem myszki.

Niewielka ilość przycisków nie jest problemem. Kółko myszki można bowiem wciskać nie tylko do dołu, ale również w lewo i prawo. Do każdej z tych akcji możliwe jest przypisanie osobnych funkcji.

Samo kółko jest wykonane z przyjemnego materiału. Podczas scrollowania czuć wyraźny przeskok. Niestety czasami rolka zaczyna szwankować. Zdarzyło mi się kilkukrotnie, że pomimo przesuwania w górę, ekran był scrollowany w dół, w dość chaotyczny sposób. Nie działo się to zbyt często, ale z kronikarskiego obowiązku muszę to odnotować.

Roccat Kone EMP 1

Cała powierzchnia gryzonia została pokryta specjalną powłoką, która dobrze trzyma się dłoni i jednocześnie nie wywołuje nadmiernego pocenia. Nawet podczas dłuższych i bardziej energicznych sesji moje ręce pozostawały zazwyczaj suche.

Producent zdecydował się także na odpowiednie wyprofilowanie boków, zarówno tego, na którym spoczywa kciuk, jak i drugiego, przeznaczonego dla małego palca. Kciuk możemy oprzeć o niewielkie wgłębienie.

W ogólnym rozrachunku jest to wygodna konstrukcja, choć przeznaczona raczej dla dużych dłoni. Drobniejsze osoby mogą odczuwać pewien dyskomfort i raczej nie będą zadowolone.

Roccat Kone EMP 2

Omawiając wygląd nie sposób pominąć dwóch zakrzywionych pasków z podświetleniem. Kolor, jak i schemat oświetlenia, możemy oczywiście modyfikować za pomocą dedykowanego oprogramowania. Wygląda to całkiem nieźle i nadaje myszce charakteru. Jakość odwzorowania barw mogłaby być jednak nieco lepsza.

Mysz łączy się z komputerem za pomocą kabla USB. Producent zastosował specjalny materiałowy oplot, dzięki czemu przewód nie powinien zbyt szybko ulec zniszczeniu. To samo można napisać o ogólnej wytrzymałości gryzonia. Zastosowany materiał sprawia wrażenie solidnego. Wszystkie elementy są odpowiednio spasowane. Pod tym względem mamy do czynienia z najwyższą klasą.

Roccat Kone EMP 3

Myszka posiada dwa ślizgacze w tradycyjnym układzie góra-dół. Podczas testów nie miałem z nimi żadnych problemów, zarówno na podkładce, jak i na czystym biurku.


Funkcje, sensor, oprogramowanie

W środku Kone EMP drzemie czujnik optyczny Roccat Owl-Eye, wyprodukowany przez firmę PixArt. Umożliwia on pracę z maksymalną rozdzielczością 12000 DPI. Za pomocą oprogramowania możliwe jest dostosowanie poszczególnych poziomów rozdzielczości z dokładnością do 100 DPI.

Sensor zachowuje się bardzo dobrze. Niezależnie od powierzchni potrafił on precyzyjne odzwierciedlać ruch. Po ustawieniu ulubionych preferencji w oprogramowaniu mysz oferowała świetną wydajność. Przetestowałem ją między innymi w Battlefieldzie 1, gdzie praktycznie od samego początku czułem się jak ryba w wodzie, zaliczając kolejne udane headshoty.

roccat swarm
A skoro o oprogramowaniu mowa. Mysz jest obsługiwana przez Roccat Swarm. Aplikacja nie należy do najbardziej udanych. Potrafi zaciąć się w trakcie użytkowania i jest wykonana niechlujnie. Świadczy o tym chociażby częściowa polonizacja. Większość elementów dostępna jest w języku polskim, ale część funkcji jest objaśniona wyłącznie po angielsku.

Na szczęście Kone EMP posiada własną pamięć, więc wystarczy raz zaprogramować wszystkie funkcje, by móc później z nich korzystać bez styczności ze Swarmem. A dostosować można naprawdę wiele elementów. Gracz może ustalić pięć poziomów DPI, czułość, szybkość przesuwania w pionie i poziomie, szybkość dwukrotnego kliknięcia czy chociażby częstotliwość próbkowania. Do tego dochodzą makra i wspomniane wcześniej podświetlenie.

roccat swarm
Dzięki funkcji Easy-Shift możliwe jest przypisanie dwóch różnych funkcji do każdego przycisku. Alternatywne działanie jest aktywowane po przytrzymaniu odpowiedniego klawisza. Dzięki temu gryzoń nadaje się również do gier sieciowych – MMO czy MOBA, gdzie ilość i różnorodność wykonywanych akcji znacznie przerasta tradycyjne tytuły.

roccat swarm

Podsumowanie

Roccat Kone EMP to solidna myszka dla graczy. Odpowiednio wyprofilowana konstrukcja sprawia, że gryzoń pewnie leży w ręku. Należy jednak pamiętać, że jest dość duży, przez co przeznaczony raczej dla osób z większymi dłońmi.

Nieźle wypada też sensor, który dobrze sprawdza się na większości powierzchni. W połączeniu z rozbudowanymi opcjami oprogramowania umożliwia dostosowanie wszystkich ustawień do własnych preferencji.

Roccat Kone EMP to udana konstrukcja. Trudno jest się tu do czegoś przyczepić, a na siłę można wskazać niedopracowane oprogramowanie. Producent często wydaje jednak aktualizacje, więc powinno być tylko lepiej.

Jeżeli szukamy myszki do pogrania nie tylko w strzelanki, ale i bardziej rozbudowane gry sieciowe, propozycja marki Roccat może być interesująca.

W momencie publikacji testu za omawiany produkt trzeba zapłacić około 350 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych).

Roccat Kone EMP 4

ZaletyWady
Przemyślany design Dla niektórych może być za duża
Solidna konstrukcja
Nadaje się do większości gier
Sporo opcji konfiguracyjnych
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Trust GXT 363 7.1 - test słuchawek dla graczy z systemem wibracjiTrust GXT 363 7.1 - test słuchawek dla graczy z systemem wibracji

$
0
0
Trust GXT 363 3Testujemy słuchawki z funkcją wibracji.

Wirtualny dźwięk przestrzenny 7.1, potężne przetworniki 50 mm, niebieskie podświetlenie i system wibracji – takimi parametrami kusi nas nowy model słuchawek firmy Trust. GXT 363 to propozycja ze średniej półki, kosztująca około 260 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). Czy w tej kwocie można się spodziewać dobrego dźwięku i solidnego wykonania? Sprawdzamy.

Trust GXT 363 7.1Specyfikacja
Rodzaj Nauszne
Membrany 50 mm
Komunikacja z komputerem USB
Pasmo przenoszenia 20-20000 Hz
Impedancja 32 Ohm
Długość przewodu 3 m
Czułość 112 dB
Mikrofon Wbudowany

Wygląd i pierwsze wrażenia

Słuchawki tworzone z myślą o graczach zdążyły nas już przyzwyczaić do futurystycznego designu i stosunkowo dużego rozmiaru. Nie inaczej jest w przypadku firmy Trust i modelu GXT 363, w którym producent postawił na kosmiczny wygląd.

Główna część słuchawek jest wykonana z dziwnego materiału. Z wyglądu i dotyku przypomina on nieco pudełka wykonane z surowców odzyskanych w procesie recyklingu. Jego trwałość przeczy jednak tej teorii, choć z drugiej strony bardzo łatwo go zarysować ostrym przedmiotem.

Trust GXT 363 1

GXT 363 pod względem kształtu jest dość klasyczną konstrukcją. Mamy tu do czynienia z olbrzymimi muszlami i stopniowo regulowanym pałąkiem. Pomimo swoich rozmiarów słuchawki okazały się dla mnie nie do końca wygodne – przydałby się 1-2 stopnie regulacji więcej, by nieco poluzować konstrukcję.

Zarówno wnętrze muszli, jak i wewnętrzna część pałąka, zostały pokryte grubą i miękką gąbką. Mają one zapewniać odpowiedni komfort użytkowania.

Trust GXT 363 4

Niestety słuchawki dość mocno przylegają do głowy, wywołując nieprzyjemny ucisk. W moim przypadku ból odczuwalny był szczególnie z lewej strony, przez co słuchawki musiałem kilkukrotnie poprawiać, by uzyskać jak najbardziej optymalne ułożenie.

Sytuacji nie sprzyja dość sztywna konstrukcja. To prawdopodobnie właśnie ona odpowiada za niedogodności, choć należy zaznaczyć, że nie pojawiały się one za każdym razem. Dyskomfort był jednak często odczuwalny, za co należy się minus.

Na lewej muszli zamocowany został plastikowy i mało elastyczny mikrofon. Gdy nie jest potrzebny, można go przekręcić do góry, by nie przeszkadzał.

Słuchawki komunikują się z komputerem za pomocą złącza USB. Jest to zatem sprzęt stricte komputerowy i nie skorzystamy z niego w przypadku urządzeń przenośnych. Producent zadbał o długi kabel w oplocie, dzięki czemu nie powinien zbyt szybko ulec zniszczeniu.

Na kablu znaleźć można dość sporej wielkości pilot, za pomocą którego sterujemy głośnością, podświetleniem słuchawek, mikrofonem oraz wibracjami. Muszę przyznać, że Trust to jedna z nielicznych marek, która wie, w jakiej odległości od słuchawek umieścić pilot, by był on zawsze pod ręką. Znajduje się on w takiej pozycji, że sięganie po niego ręką jest po prostu naturalne.

Trust GXT 363 6

Chwilę należy się również zatrzymać przy podświetleniu. GXT 363 zostały utrzymane w czarno-niebieskich barwach, które są uzupełniane przez niebieskie podświetlenie muszli, końcówki mikrofonu oraz pilota. Wygląda to dość schludnie i przemyślanie. Podświetlenie można w każdym momencie wyłączyć.

Pod względem wyglądu słuchawki wypadają naprawdę przyzwoicie. Szkoda, że wraz z nim nie idzie większa wygoda użytkowania, choć zdarzało mi się korzystać z jeszcze mniej wygodnych konstrukcji.


Jakość dźwięku i funkcje

Trust GXT 363 zostały wycenione na około 260 złotych. Po takiej cenie, szczególnie w segmencie gamingowym, nie można oczekiwać cudów od jakości dźwięku. Tym bardziej zdziwiłem się, gdy słuchawki nałożyłem na głowę.

GXT 363 grają naprawdę przyzwoicie. Świetnie nadają się do słuchania muzyki elektronicznej, z dużą ilością basów. To właśnie niskie tony stanowią tu meritum dźwięku, choć jednocześnie należy stwierdzić, że producent nie zapomniał o średnich i wysokich tonach. Te grają poprawnie, są zauważalne, ale jednak lekko ustępują basom.

Trust GXT 363 2

Szczególnie jeżeli uaktywnimy system wibracyjny. Przyznam się szczerze, że podchodziłem do niego jak pies do jeża, by po chwili użytkowania dziwić się, że tak mało producentów stosuje taką technologię. Wibracje świetnie sprawdzają się do potęgowania basów. O ile podczas słuchania muzyki nie robi to takiego wrażenia, tak już bezpośrednio w grze sprawdza się wyśmienicie.

Nic tak nie łechce zmysłów, jak potężny wybuch granatu w Battlefield 1 wsparty wibracją. Dzięki tej technologii nawet zwykły wystrzał z karabinu brzmi bardziej soczyście. Słuchawki przetestowałem także w najnowszej odsłonie Need for Speed. Tutaj wibracja wspomagała zarówno przyjemne mruczenie potężnych silników, jak i muzykę odtwarzaną w tle. Odczucia są naprawdę niebywałe.

Trust GXT 363 5

Podobne wrażenia miałem podczas oglądania filmów. Tutaj wszelkiego rodzaju wystrzały czy wybuchy oferują dodatkową dawkę emocji, właśnie za pomocą wibracji.

Za pomocą przycisku na pilocie system wibracji możemy wyłączyć całkowicie lub zdecydować się na jeden z dwóch poziomów natężenia. W moim przypadku zawsze królował najmocniejszy wariant.

Owszem, dzięki wibracjom producent sprytnie ukrywa niedoskonałości dźwięku. Nie mam jednak nic przeciwko temu, skoro wypada to naprawdę dobrze. Po słuchawkach za 260 złotych nie można się spodziewać idealnego brzmienia.

Chwilę należy się również zatrzymać przy dźwięku przestrzennym oraz oprogramowaniu. Ten pierwszy to typowa wirtualna symulacja, z której zazwyczaj bardzo szybko rezygnuję. Nie inaczej było w przypadku Trust GXT 363, gdzie postawiłem na sprawdzone stereo 2.0. W trybie przestrzennym nie zauważyłem zbyt dużej różnicy. Pozycjonowanie dźwięku stało na podobnym poziomie, jak w przypadku tradycyjnych słuchawek stereo.

Oprogramowanie dołączone do słuchawek nie grzeszy zbyt pięknym interfejsem. Za pomocą suwaków możemy dostosować kilka parametrów dźwięku, pobawić się korektorem graficznym, zmodulować własny głos itp. To dość standardowa, aczkolwiek wystarczająca konfiguracja.

gxt 363 software

Podsumowanie

Trust GXT 363 to trudne w ocenie słuchawki. Z jednej strony są solidnie wykonane, z drugiej potrafią być podczas użytkowania średnio wygodne. W swoim przedziale cenowym oferują jednak nad wyraz dobrą jakość dźwięku, a system wibracyjny jest dopełnieniem całości.

Jeżeli jesteśmy w stanie przymknąć oko na niewielkie niedociągnięcia i jednocześnie nie chcemy wydawać zbyt wielu pieniędzy na słuchawki, produkt marki Trust jest dobrym rozwiązaniem. Zaoferuje nam dobrą jakość dźwięku, która w grach i filmach jest potęgowana przez soczyste wibracyjne basy.

Trust GXT 363 7

W momencie publikacji recenzji za omawiany produkt trzeba zapłacić około 260 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych).

ZaletyWady
Jakość wykonania Potrafią uciskać głowę
Jakość dźwięku Mało przydatny tryb 7.1
Świetny system wibracji
Znakomity stosunek cena/jakość
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test mechanicznej klawiatury Trust GXT 880 z przełącznikami GXT-WhiteTest mechanicznej klawiatury Trust GXT 880 z przełącznikami GXT-White

$
0
0
Trust GXT 880 2Kolejny solidnie wykonany "mechanik" w ofercie dla graczy.

Od pewnego czasu coraz większą popularnością na rynku cieszą się mechaniczne klawiatury. I nic w tym dziwnego, bowiem oferują wysoką jakość i sporą wygodę podczas rozgrywki. Holenderska firma Trust postanowiła zawalczyć o uwagę graczy wypuszczając na rynek dwa „mechaniki” – GXT 870 oraz bliźniaczą większą wersję GXT 880. W redakcji wzięliśmy na warsztat ten drugi model.

Roccat Suora FXSpecyfikacja
Typ Mechaniczna dla graczy
Łączność Przewodowa, USB
Liczba klawiszy 104
Makra 4 ustawienia
Wymiary 16,6 x 3,7 x 47,3 cm
Częstotliwość próbkowania 1000 MHz
Przełączniki GXT-White
Podświetlenie LED (białe)
Żywotność klawiszy 50 mln kliknięć
Waga 1,2 kg

Wygląd i stylizacja

Jeżeli szukacie gamingowego sprzętu, którym oprócz grania, moglibyście obronić się podczas napadu na ulicy, to nie można wybrać lepiej – Trust GXT 880 to kawałek naprawdę solidnej klawiatury. Urządzenie przy rozmiarach 16,6 x 3,7 x 47,3 cm waży 1,2 kilograma. Muszę przyznać, iż czuć to w rękach!

Klawiatura jest oszczędna w stylizacji, bez zbytnich udziwnień czy efektownych ozdób - ot proste logo nad strzałkami. Jej bryła sprawia wrażenie wręcz brutalnej, a pewnego agresywnego sznytu dodają stylowe ścięcia oraz matowo-grafitowa powierzchnia. W moim przekonaniu projektanci podczas pracy byli wierni formule, iż jest to sprzęt do grania, a nie do szpanowania przed kolegami. Jako dorosłemu już użytkownikowi bardzo przypadł mi do gustu design nowego „mechanika” Trusta.

Trust GXT 880 1

Na pewno na plus można zaliczyć, iż 170 cm przewód USB został umieszczony w oplocie. Spód klawiatury nie kryje jakiś niespodzianek, znalazły się tam cztery gumowe podkładki oraz dwie rozkładane nóżki. O ile nie mam żadnych zastrzeżeń do tych pierwszych, to jednak w przypadku dodatkowych wsporników mogłoby one posiadać jakieś zabezpieczenie przed poślizgiem. Niestety, takiego rozwiązania zabrakło.

Trust GXT 880 6

W testowanym egzemplarzu wszystkie elementy były porządnie skręcone, a klawiatura nie uginała się pod naciskiem dłoni, nie wydawała również żadnych „dziwnych” trzasków wynikających z pracy materiału.

Przełączniki i wrażenia z użytkowania

Najważniejsze pytanie, które zadaje sobie niemal każdy gracz, przy zakupie gamingowej klawiatury brzmi zazwyczaj: czy producent użył przełączników najwyższej jakości. W przypadku GXT 880 odpowiedź nie jest taka prosta. Warto wiedzieć, że Trust korzysta z przełączników GXT-White, które na razie są dostępne na wyłączność jedynie w urządzeniach holenderskiej firmy. Oznacza to, że bardzo ciężko przeprowadzić jakieś realne porównanie z innym sprzętem na rynku.

Jednakże, jak zapewnia nas Trust, ich wytrzymałość wynosi 50 milionów kliknięć. Przełączniki wykorzystane w GXT 880 mają czteromilimetrowy skok razem z czasem reakcji wynoszącym 5 milisekund, przy częstotliwości próbkowania rzędu 1000 Hz. Przyciski wymagają jedynie 45g siły nacisku do aktywacji. To bardzo dobre parametry.

Trust GXT 880 5




Podczas samej rozgrywki miałem wrażenie, że przełączniki są nieco „twardsze” niż popularne Cherry MX - mogą ty być jednak tylko moje subiektywne odczucia. Klawisze chodziły bardzo płynnie i w miarę cicho. Testowany „mechanik” posiada pełną funkcję N-key rollover anti-ghosting, dzięki czemu każda moja kombinacja klawiszy była zarejestrowana.

Warto zwrócić uwagę, że GXT 880 nie otrzymał dedykowanego oprogramowania – wszystkie opcje wprowadza się używając skrótów klawiszowych opisanych w instrukcji obsługi. Osobiście nie jestem fanem takiego rozwiązania, jakiś program z prostym interfejsem byłby wygodniejszy. Miało to szczególne znaczenie przy programowaniu makr, których edycję przełączamy klawiszami funkcji oraz F1-F4. W każdej sekwencji możemy nagrać do 60 akcji, co w zupełności wystarczy, ale przy samej czynności programowania warto robić jakieś notatki, aby się nie pogubić.

Trust GXT 880 4

„Mechanik” Trusta otrzymał system podświetlenia LED, w którym wszystkie przyciski mają przypisane diody. Klawiatura posiada kilka gotowych szablonów, ale w moim przekonaniu warto dostosować podświetlenie klawiszy wedle naszych upodobań oraz potrzeb. Choć do dyspozycji otrzymujemy tylko białą barwę to jednak klawiatura zawiera dodatkowe opcje - na przykład pulsowanie światła.

Trust GXT 880 7

W pamięci GXT 880 możemy zapisać sześć ręcznych wzorów ustawień. Nie ma problemu, aby podświetlone były tylko te klawisze, z których akurat korzystamy podczas zabawy z danym tytułem. Użytkownicy otrzymali do dyspozycji cztery poziomy natężenia światła. Wydaje się, że tyle w zupełności wystarczy - podczas nocnej rozgrywki klawisze były dobrze widoczne, ale nie raziły w oczy.

Klawiaturę testowałem na takich tytułach jak Overwatch, Heroes of the Storm, Total War: Warhammer oraz przy zwykłej pracy biurowej. W każdym z tych przypadków urządzenie sprawowało się bez zarzutów – grało się przyjemnie, a przyciski reagowały na wszystkie komendy szybko i prawidłowo. Również pisanie tekstów nie nastręczało żadnych trudności. W mojej opinii GXT 880 jest po prostu bardzo wygodna w użytkowaniu.

Trust GXT 880 3

Podsumowanie

Nie da się zaprzeczyć, że zarówno konstrukcja jak i wykonanie klawiatury stoją na wysokim poziomie. Na pewno na minus można zapisać brak dedykowanego oprogramowania, dla niektórych jedynie biała barwa podświetlenia to też za mało, a w moim przekonaniu to już tylko kwestia gustu. Warto podkreślić, że przełączniku GXT-White sprawowały się jednak zaskakująco dobrze. Jeżeli szukacie sprzętu do grania, który w swoim designie jest adresowany do bardziej dorosłych graczy to Trust GXT 880 może być dobrym wyborem.

Sprzęt nie należy do najtańszych – obecnie za urządzenie trzeba zapłacić około 400 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). Nie da się ukryć, że jest to sporo! Producent zdecydował się na oszczędność w bajerach (design, kolorystka, podświetlenie) stawiając na solidność wykonania. Czy to wystarczy? Każdy musi rozważyć zakup we własnym zakresie – w moim przekonaniu jest to bardzo porządny „mechanik”.

ZaletyWady
Bardzo solidne wykonanie Brak oprogramowania
"Dorosła" stylizacja Wysoka cena
Dobre przełączniki
Funkcje makr i podświetlenie
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test Kiano SlimNote 14.1, laptopa z Biedronki za 599 złTest Kiano SlimNote 14.1, laptopa z Biedronki za 599 zł

$
0
0
Kiano SlimNote 8Kompaktowy, lekki, mobilny - taki jest Kiano SlimNote 14.1. Ale czy nadaje się do użytku? Sprawdzamy.

Informacja, że w sieci sklepów Biedronka pojawi się notebook z Windowsem 10 za 599 zł szybko obiegła internet. Okazało się, że nie jest to produkt “na wyłączność”, Kiano SlimNote 14.1 znajdziemy u innych sprzedawców jednak w nieco wyższej cenie. W większości sklepów za tego notebooka trzeba zapłacić około 800 zł, Biedronka przebiła tę ofertę i to zdecydowanie oferując sprzęt 200 zł taniej.

Zobacz zapowiedź recenzji:


Wygląd, podzespoły i wrażenia z użytkowania

Absurdalnie niska cena jak na komputer osobisty skłoniła nas do przetestowania tego laptopa. Osoby śledzące trendy w nowych technologiach z pewnością od razu zobaczą analogię do wzoru w swojej kategorii, MacBooka Air. Okazuje się, że bryła Kiano SlimNote 14.1 do złudzenia przypomina smukłego Macbooka od Apple. Nie jest to oczywiście wada, aluminiowa konstrukcja MacBooka Air to wciąż jeden z najładniejszych komputerów na rynku.

SlimNote 14.1 nie posiada aluminiowej obudowy, jest za to półmatowy plastik w kolorze białym lub srebrnym. Biała obudowa lubi zbierać zabrudzenia, nie można narzekać za to na spasowanie elementów i ogólne wykonanie konstrukcji. Jak na tak niską cenę jest naprawdę nieźle.

Kiano SlimNote 4

Na obudowie umieszczono połyskujący logotyp producenta, a całość trąci minimalizmem podobnie jak w notebookach Apple. Do dyspozycji otrzymujemy duży gładzik, którego precyzja jest mocno wątpliwa, na szczęście na pokładzie są porty USB więc bez problemu można podłączyć dowolną mysz aby komfortowo korzystać z komputera.

Kiano SlimNote 7

Klawiatura jest pełnowymiarowa jednak ze względu na niewielkie wymiary obudowy zabrakło miejsca na blok klawiszy numerycznych.

Nie mamy większych zastrzeżeń do układu klawiszy czy skoku przycisków. Na Kiano SlimNote 14.1 pisze się całkiem przyjemnie ale trzeba przyzwyczaić się do miękkich klawiszy i specyficznego skoku. Sprzęt powinien doskonale sprawdzić się u osób wykorzystujących notebooka jako maszynę do pisania tekstów. Minusem jest brak podświetlenia klawiszy.

Kiano SlimNote 5

Producent nie zapomniał o niezbędnych złączach, dzięki temu otrzymujemy dostęp do dwóch pełnowymiarowych portów USB, slotu na kartę MicroSD, złącza mini HDMI i wyjścia słuchuchawkowego. Jest też wbudowany mikrofon oraz kamerka internetowa więc bez problemu można prowadzić wideorozmowy.

Kiano SlimNote 2

Kiano SlimNote 3

Kiano SlimNote 14.1” został wyposażony w półmatowy ekran HD o rozdzielczości 1366 x 786 pikseli. Nie są to powalające parametry ale do codziennej pracy powinny w zupełności wystarczyć. Kolory są nieco wyprane, a kąty widzenia pozostawiają wiele do życzenia jednak w tej cenie ekran jest i tak przyzwoity.

Na spodzie obudowy umieszczono gumowe stopki zapobiegające ślizganiu się konstrukcji po biurku. Są tam też głośniki stereo ale ich jakość nie powala, jest wręcz rozczarowująca. Dźwięk jest płaski, a po zwiększeniu głośności zdecydowanie drażni uszy.

Kiano SlimNote Wymiary



Procesor i pamięć

Sercem komputera jest czeterordzeniowy procesor Intel Atom Z3735F taktowany zegarem do 1.83 GHz. Jest to budżetowa jednostka stosowana w tabletach oraz notebookach. Na pokładzie znajdziemy również 32 GB pamięci Flash i 2 GB pamięci RAM DDR3.

Kiano SlimNote spec

Podzespoły Kiano SlimNote 14.1


Kiano SlimNote dysk

Windows 10 na Kiano SlimNote 14.1


W naszym egzemplarzu testowym, po zainstalowaniu niezbędnych aktualizacji systemu Windows 10, do dyspozycji zostało zaledwie 11 GB wolnego miejsca na dysku. To bardzo mało jednak dodatkowe dane można przechowywać na karcie pamięci MicroSD.

W kwestii łączności warto wspomnieć o modułach Wi-Fi 802.11 B/G/N i Bluetooth 4.0. Działają one bez zarzut, a podczas testów nie wystąpiły żadne problemy z połączeniem. Z względu na smukłą konstrukcję, zabrakło złącza Ethernet.

Kiano SlimNote 1

Windows 10 na pokładzie

Kiano SlimNote 14.1 sprzedawany jest z preinstalowanym, 32-bitowym systemem Windows 10 Home. Bez wątpienia jest to jeden z większych atutów tego urządzenia, w tej cenie dotychczas można było kupić co najwyżej tablet o podobnych parametrach.

“Dziesiątka” na omawianym notebooku działa całkiem przyzwoicie. Interfejs systemu jest płynny chociaż momentami zdarzają się opóźnienia i przycięcia. Na Kiano SlimNote 14.1 bez problemu można instalować aplikacje desktopowe oraz te ze sklepu Windows.

Wbudowane aplikacje jak pogoda, kontakty czy mail działają bez zarzutu. Na komputerze zainstalowaliśmy też bezpłatną, 30-dniową wersję pakietu Office. Word i inne aplikacje działają płynnie więc sprzęt sprawdzi się do zadań biurowych.

Kiano SlimNote 8

Responsywność systemu spada przy większym obciążeniu, gdy uruchomimy kilka zasobożernych aplikacji lub kilka kart w przeglądarce. Przy rozsądnym zarządzaniu zadaniami na Kiano SlimNote 14.1 da się komfortowo pracować. Co ważne, laptop nie nagrzewa się, a energooszczędny procesor sprawia, że urządzenie pracuje niemal bezgłośnie.

Notebook posiada podstawową, zintegrowaną kartę graficzną Intel. Czy to oznacza, że należy definitywnie zapomnieć o grach? Nie, przecież pasjans "pójdzie" :) Poważnie mówiąc, nie ma mowy o uruchomieniu wymagających gier 3D, można za do odpalić proste tytuły przeniesione z platform mobilnych. W sklepie Windows znajdziemy mnóstwo propozycji jak Lego Juniors, Cut the Rope 2, Candy Crush Soda Saga czy Minion Rush: Despicable Me.

Czas działania na baterii jest całkiem przyzwoity, wbudowany akumulator o pojemności 10 000 mAh zapewnia, w zależności od sposobu użytkowania od 5 do 7 godzin pracy. Nieco gorzej jest z czasem ładowania, ten wynosi ponad 4 godziny. Kabel zasilający mógłby być dłuższy, a tak jesteśmy skazani na przedłużacz lub ładowanie w niewielkiej odległości od gniazdka.

Kiano SlimNote 6

Podsumowanie

Podsumowując, Kiano SlimNote 14.1 to doskonała propozycja dla osób szukających komputera z systemem Windows do podstawowych zadań jak przeglądanie internetu, oglądania filmów czy pracy biurowej. Producent rekomenduje ten sprzęt jako “twój pierwszy komputer” i trudno się z tym nie zgodzić. Nie dziwi też fakt, że SlimNote trafił do Biedronki w okresie przedkomunijnym - notebook idealnie nadaje się dla młodszych użytkowników.

Oczywiście laptop od Kiano nie jest idealny, można mieć zastrzeżenia do kiepskich głośników, przeciętnej matrycy, niewielkiej ilości pamięci czy obudowy podatnej na zabrudzenia ale wszystko to rekompensuje fantastyczna wręcz cena. 599 zł to kwota, za którą ciężko kupić sensowny tablet czy smartfon, a tutaj mamy pełnoprawny komputer z Windows 10.

SlimNote 14.1 pojawi się w Biedronce 10 kwietnia w cenie 599 zł. Komputer można dostać w sklepach internetowych, cena w momencie publikacji testu zaczyna się od 739 zł (zobacz oferty w sklepach internetowych).

ZaletyWady
Niska cena Kiepskie głośnik
Lekka i smukła konstrukcja Przeciętna matryca
System Windows 10
Wygodna klawiatura
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test Philips 278E8QJAB - zakrzywione 27 cali w rozsądnej cenieTest Philips 278E8QJAB - zakrzywione 27 cali w rozsądnej cenie

$
0
0
Philips 278E8QJAB27 cali i rozdzielczość Full HD w przystępnej cenie.

Jeden z najnowszych monitorów Philipsa to 27-calowa konstrukcja charakteryzująca się zakrzywionym ekranem. Wbrew pozorom nie jest to model przeznaczony dla zamożnych klientów. Jego cena została ustalona na poziomie 1189 złotych, co czyni go atrakcyjną propozycją do domowych zastosowań.

Monitor przedpremierowo trafił do naszej redakcji, gdzie spędziliśmy z nim dwa tygodnie. Czy jest to propozycja, którą warto się zainteresować? Sprawdzamy.

Philips 278E8QJABSpecyfikacja
Matryca VA z podświetleniem W-LED
Przekątna 27 cali
Promień krzywizny 1800 R
Rozdzielczość Full HD
Czas reakcji 4 ms (Gray to Gray)
Jasność 250 cd/m²
Kontrast 3000:1 (20000000:1 SmartContrast)
Kąty widzenia 178º / 178º
Odświeżanie 60 Hz
Rozmiary z podstawką 620 x 470 x 189 mm
Waga z podstawką 4,8 kg
Głośniki 2 x 3W

Wygląd i pierwsze wrażenia

Philips 278E8QJAB to pod wieloma względami ciekawa konstrukcja. Najbardziej intryguje krzywizna ekranu, która dotychczas była zarezerwowana dla nieco droższych modeli.

Pierwsze wrażenia związane z użytkowaniem monitora są jak najbardziej pozytywne. Sprzęt składa się wyjątkowo prosto. Wystarczy przytwierdzić podstawkę do głównej części urządzenia za pomocą dedykowanej śruby.



Pomimo sporej przekątnej (27 cali), monitor sprawia wrażenie niezwykle smukłego, przez co dobrze wygląda na biurku. To zasługa metalowej podstawki ułożonej w kształt półksiężyca oraz oszczędności w designie. Oprócz logo firmy na przezroczystym plastiku nie uświadczymy tu żadnych rozpraszających elementów.

Philips 278E8QJAB 1

Ramki wokół ekranu są standardowe i nie rzucają się w oczy podczas użytkowania sprzętu. Każdy element wyglądu zdaje się tu być odpowiednio przemyślany.

No może nie do końca każdy. Nie przypadł mi do gustu dżojstik służący do obsługi wbudowanego menu. Nie dość, że jest on zlokalizowany z tyłu monitora (trzeba do niego sięgnąć od spodu), to jeszcze jego ergonomia pozostawia wiele do życzenia. Poszczególne opcje uruchamia się przesuwając guzik w jednym z kierunków. Można się do tego przyzwyczaić, ale nie jest to najwygodniejsze rozwiązanie, z jakim miałem do czynienia.

Philips 278E8QJAB 2

Promień krzywizny modelu 278E8QJAB wynosi 1800 mm i jest dość mocno zauważalna, szczególnie jeżeli staniemy z boku monitora. Ze względu na ten fakt najlepiej korzysta się z niego siedząc bezpośrednio przed monitorem. W każdym innym przypadku mogą się pojawiać przekłamania obrazu, ale o tym w dalszej części testu.

Wszystkie złącza monitora zostały zlokalizowane z tyłu. Mamy do czynienia ze standardowym zestawem – HDMI, DisplayPort oraz VGA. Znalazło się też wyjście oraz wejście audio. Brakuje jednak USB, które coraz częściej pojawiają się w monitorach.

Philips 278E8QJAB 4

Philips 278E8QJAB oferuje także dwa głośniki stereo o mocy 3W każdy. Niestety ich jakość jest słaba i posłużą wyłącznie wtedy, gdy nie mamy dostępu do żadnego innego źródła dźwięku. Brzmienie jest płaskie, ale to raczej standard w monitorach.

Na pochwałę zasługuje natomiast jakość wykonania. Podstawka pomimo smukłej konstrukcji jest stabilna. Monitor nie chwieje się podczas użytkowania. Niestety zabrakło tu regulacji wysokości ekranu. Można go natomiast odchylać w górę i dół, dostosowując kąt widzenia.


Matryca, funkcje, OSD

Philips 278E8QJAB został wyposażony w matrycę VA, która oferuje lepsze kąty widzenia, niż technologia TN, osiągając przy okazji zadowalający czas reakcji. W tym przypadku jest to 4 ms (GtG). Aby jednak osiągnąć tę wartość, należy włączyć funkcję SmartResponse.

Kąty widzenia są przyzwoite. Pomimo dużej przekątnej ekranu siedząc bezpośrednio przed monitorem nie zauważymy żadnych zniekształceń. To zasługa m.in. zakrzywionego ekranu.

Philips 278E8QJAB 5

Gdy jednak staniemy z boku, jakość obrazu nie jest już perfekcyjna. Monitor testowałem między innymi, oglądając na nim filmy. Po położeniu się na łóżko, które znajduje się nieco niżej biurka, górna część obrazu była już nieco zniekształcona. Kąty widzenia z góry i dołu nie należą do rewelacyjnych i w takim przypadku należy się posiłkować regulacją nachylenia.

Chwilę należy się zatrzymać przy zastosowanej rozdzielczości. Full HD przy 27 calach to nieco zbyt mała wartość. Siedząc blisko monitora można bez problemu dostrzec pojedyncze piksele. Z drugiej jednak strony należy brać pod uwagę cenę urządzenia. W tym przedziale ciężko o zakrzywiony ekran, a co dopiero wyższą rozdzielczość.

Philips 278E8QJAB 3

Jakość obrazu jak i odwzorowanie kolorów wypada nieźle. Barwy sprawiają wrażenie naturalnych. Jasność wynosi 250 cd/m2, co jest wartością wystarczającą, jeżeli weźmiemy pod uwagę domowe zastosowanie.

Co ważne, Philips 278E8QJAB nadaje się do gier. Producent deklaruje czas reakcji na poziomie 4 ms (GtG). Monitor przetestowałem w kilku różnych tytułach, choć najbardziej ciekawiły mnie wrażenia płynące z rozgrywki w Battlefield 1 i Need for Speed. Są to intensywne gry, które pozwoliły sprawdzić, czy występuje tzw. efekt smużenia. Nic takiego nie odnotowałem, a wrażenia z rozgrywki były jak najbardziej komfortowe. Pod tym względem monitor powinien zadowolić nawet bardziej wymagających użytkowników, choć należy pamiętać, że mamy tu do czynienia ze standardowym odświeżaniem na poziomie 60 Hz.

Nieźle wypada także samo menu monitora, pomijając oczywiście wspomniany wcześniej dżojstik. Producent oddał do dyspozycji cztery predefiniowane tryby, a wśród nich znajduje się zarówno ten dedykowany do gier, jak i z redukcją niebieskiego światła.

Jedną z dodatkowych funkcji jest SmartContrast, która w czasie rzeczywistym analizuje zawartość wyświetlaną na ekranie i dostosowuje do niej współczynnik kontrastu, by odpowiednio zaprezentować zarówno jasne, jak i ciemne elementy.

Rozwiązanie to testowałem przede wszystkim w grach. Szczerze mówiąc nie przypadło mi do gustu. W moim odczuciu ciemne sekcje były zbyt mocno przyciemniane, przez co wyglądały nienaturalnie. Na szczęście funkcję można wyłączyć z poziomu menu. Rozwiązanie powinny jednak docenić osoby poszukujące mocnej czerni.

Dodatkową zaletą jest dostępność menu w języku polskim.

Philips 278E8QJAB 6

Podsumowanie

Nowy monitor Philipsa to bardzo ciekawa propozycja. Za stosunkowo niedużą kwotę otrzymujemy zakrzywiony ekran o przekątnej 27 cali, charakteryzujący się przyzwoitymi parametrami.

Sprzęt z powodzeniem może służyć do domowych zastosowań. Idealnie nada się do przeglądania internetu, prac biurowych, a także rozrywki w postaci gier i filmów.

Dla niektórych minusem może być rozdzielczość, która przy 27 calach pozwala dostrzec pojedyncze piksele.

Mimo wszystko jest to udana konstrukcja, z której można zacząć korzystać od razu po wyjęciu z pudełka, bez konieczności przeprowadzania zaawansowanej konfiguracji.

Producent zadbał też o wygląd. Smukła podstawka i wyraźnie widoczne zakrzywienie robią dobre wrażenie. Monitor świetnie prezentuje się na biurku.

Czy zatem warto? Wszystko zależy od preferencji. Jeżeli szukamy uniwersalnego monitora o sporej przekątnej i dodatkowo interesuje nas zakrzywiony ekran, Philips 278E8QJAB będzie odpowiednim rozwiązaniem. Za stosunkowo niewielką kwotę otrzymujemy bowiem wszystkie z wymienionych elementów.

Cena monitora w dniu publikacji artykułu wynosiła 1189 złotych.

ZaletyWady
Zakrzywiony ekran Niewygodna obsługa wbudowanego menu
Jakość obrazu
Smukła i solidna konstrukcja
Przystępna cena

Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

HP Omen 17 - test gamingowego notebooka z GTX-em 1070HP Omen 17 - test gamingowego notebooka z GTX-em 1070

$
0
0
HP Omen 17 1Czy najwyższe ustawienia graficzne są w zasięgu ręki?

Wraz z premierą kart graficznych Nvidii z rodziny Pascal nastąpiło ożywienie na rynku gamingowych notebooków. Wśród producentów próbujących uszczknąć dla siebie jak największy kawałek tortu jest między innymi HP.

Omen 17, który trafił do naszej redakcji, to notebook mający konkurować ciekawą stylistyką i rozsądną ceną. Model z GTX-em 1070 można już bowiem zakupić za około 8 tys. złotych. Dla niektórych może to być cena zaporowa, jednak w porównaniu z innymi laptopami z tą samą kartą graficzną jest naprawdę nieźle.

Testowany przez nas egzemplarz charakteryzuje się 17-calową matrycą Full HD, procesorem Intel Core i7-6700HQ oraz wspomnianym już GTX-em 1070 z 8 GB pamięci wewnętrznej. Do tego HP zadbało o 12 GB pamięci RAM i szybki dysk SSD o pojemności 512 GB.

Czy taka konfiguracja pozwala na komfortową rozgrywkę w najwyższych detalach w większości gier? Sprawdzamy.

HP Omen 17-w172nwSpecyfikacja
Procesor Intel Core i7 6700HQ 2,6 GHz
Karta graficzna Nvidia GeForce GTX 1070 8 GB
Pamięć RAM 12 GB
Ekran 17,3 cali, IPS, Full HD (75 Hz)
Dysk 512 GB NVMe Samsung MZVLW512
Waga 3,35 kg

Wygląd i pierwsze wrażenia

HP Omen 17 to w moim prywatnym odczuciu jeden z najbardziej schludnych gamingowych notebooków. Czerwono-szary (w właściwie ciemnoszary) design jest tu świetnie wyważony, a wygląd sprawia wrażenie odpowiednio przemyślanego.

W centralnej części pokrywy znajdziemy logo marki Omen w kolorze czerwonym. Po otworzeniu naszym oczom ukazuje się natomiast pełnowymiarowa klawiatura z czerwonym obramowaniem i podświetleniem.

HP Omen 17 Recenzja 10

Ramki wokół wyświetlacza są dość standardowe. Pod ekranem znalazło się miejsce na logo HP. Testowana przez nas wersja została wyposażona w kamerkę Intel Real Sense, potrafiącą wykrywać głębię. Obecnie zastosowań dla tej technologii jest jednak niewiele, szczególnie jeżeli skupimy się wyłącznie na grach.

Jedynym wyróżnieniem w szaro-czerwonej konstrukcji są srebrne zawiasy. Są one wykonane solidnie i dobrze utrzymują ekran w wybranej przez nas pozycji. Nie powinno być z nimi problemów nawet po kilku miesiącach użytkowania.

HP Omen 17 Recenzja 6

Chwilę warto zatrzymać się przy klawiaturze. Ta ma formę wyspową. Każdy klawisz jest wyraźnie od siebie oddzielony. Ze względu na oszczędność miejsca panel numeryczny jest bezpośrednio połączony z główną częścią klawiatury. Jedynym mankamentem są niezwykle małe klawisze strzałek góra/dół. Zamiast standardowych dwóch pól zajmują one wyłącznie jedno, przez co korzysta się z nich niewygodnie.

Sporych rozmiarów touchpad został umieszczony zaraz pod klawiaturą, w niemalże centralnej części (lekko na lewo). Nie podoba mi się fakt braku wyraźnego zaznaczenia jego przycisków. Chcąc skorzystać z lewego lub prawego klawisza wystarczy nacisnąć dolną część gładzika. Brak rozgraniczenia sprawia jednak, że często wciskałem lewy zamiast prawego przycisku i na odwrót. Podczas przeglądania stron internetowych jest to mało wygodne.

HP Omen 17 Recenzja 3

Design Omena 17 należy pochwalić za stosunkowo smukłą sylwetkę. Gamingowe konstrukcje zazwyczaj są niezwykle masywne, tymczasem HP ograniczyło się do minimum, przez co sprzęt może się podobać, a jednocześnie jego waga nie łamie kręgosłupa.

Ranty notebooka są dość agresywnie ścięte, co wygląda dobrze, ale niestety nie sprawdza się w użytkowaniu. Ostre zakończenie drażni bowiem nadgarstek lewej ręki podczas trzymania palców na klawiszach WSAD.

Pomiędzy klawiaturą a ekranem umieszczona została kratka, pod którą skrywają się głośniki. Zestaw audio brzmi sensownie, choć przy bardziej wymagającej grze i tak nie znajdzie zastosowania ze względu na duży hałas generowany przez wentylatory (o czym później).

HP Omen 17 Recenzja 9

Ujścia wentylatorów odprowadzających ciepło znajdują się z tyłu oraz na lewej krawędzi, natomiast wszystkie złącza znajdziemy po bokach. Ich rozmieszczenie jest niefortunne dla osób praworęcznych. Zasilanie, HDMI, Mini DisplayPort, dwa sloty USB oraz czytnik kart SD wylądowały po prawej stronie. Jednoczesne podłączenie kilku kabli może sprawić, że na biurku zabraknie miejsca dla myszki. Z lewej strony mamy natomiast do czynienia z kolejnym USB, wyjściem audio oraz wejściem mikrofonu.

HP Omen 17 Recenzja 2



Matryca

HP Omen 17, jak sama nazwa wskazuje, oferuje 17,3-calową matrycę działającą w rozdzielczości Full HD. Jest to wartość optymalna, dzięki której zastosowany układ graficzny potrafi zaoferować wysoką wydajność w grach.

Ekran został wykonany w technologii IPS, dzięki czemu oferuje bardzo dobre odwzorowanie kolorów oraz rozsądne kąty widzenia. Podczas użytkowania nie miałem problemów z ustawieniem wyświetlacza pod odpowiednim kątem, by nie pojawiały się przekłamania obrazu.

HP Omen 17 Recenzja 1

Choć panele IPS charakteryzują się wyższym czasem reakcji od TN, w przypadku notebooka Lenovo nie było to odczuwalne. Urządzenie testowałem między innymi w Battlefieldzie 1, gdzie sporo dzieje się na ekranie, a mimo wszystko rozgrywka była komfortowa – nie zauważyłem m.in. smużenia.

Warto przy okazji dodać, że odświeżanie matrycy w tym przypadku wynosi 75 Hz, czyli nieco więcej, niż standardowe 60 Hz.

Parametry, wydajność, kultura pracy

HP Omen 17 to propozycja z prawie najwyższej półki. Mamy tu do czynienia z kartą graficzną GeForce GTX 1070 oraz procesorem Intel Core i7 szóstej generacji. W testowanym modelu dostępne było również 12 GB pamięci RAM oraz szybki dysk SSD Samsunga o pojemności 512 GB.

Taka specyfikacja pozwala obecnie na bezproblemową rozgrywkę w większości gier w maksymalnych ustawieniach graficznych, przy utrzymaniu zadowalającej płynności obrazu (czyli 60 klatek na sekundę).

HP Omen 17 Recenzja 7

Notebooka przetestowaliśmy w kilku grach. W każdym tytule zastosowaliśmy maksymalne możliwe ustawienia graficzne w rozdzielczości Full HD. Pomiary wydajności trwały po kilka minut, by wyniki były jak najbardziej miarodajne.

W większości testowanych przez nas tytułów HP Omen 17 nie miał problemów z utrzymaniem 60 klatek na sekundę, a w wielu przypadkach znacząco przekraczał tę barierę. Notebook w grach radzi sobie bardzo dobrze, a spadki płynności należą do rzadkości.

W przypadku Total War: Warhammer średnia liczba klatek podczas dużej bitwy wyniosła 91. Nigdy natomiast nie spadła poniżej 73. Mass Effect: Andromeda to średnio 63 klatki na sekundę na pustynnej planecie oraz w okolicach 100 w trybie sieciowym, a Battlefield 1 aż 95 FPS-ów. Szczegółowe wyniki znajdują się w tabelce poniżej.

hp omen 17 wydajnosc w grachWydajność HP Omen 17 w wybranych grach (maksymalne ustawienia graficzne, Full HD)

Wydajność dysku SSD także nie pozostawia wiele do życzenia. W testach przeprowadzonych w programie CrystalDiskMark sekwencyjny odczyt danych odbywał się z prędkością 1538 MB/s, natomiast zapis 1313 MB/s. Takie wyniki sprawiają, że lokacje wczytują się w grach niezwykle szybko.

hp omen 17 wydajnosc dyskuWydajność dysku według CrystalDiskMark

Kwestią dyskusyjną jest natomiast kultura pracy. Tutaj niestety już tak kolorowo nie jest. Pod maksymalnym obciążeniem wentylatory działają naprawdę głośno i aby cieszyć się dźwiękiem, należy założyć słuchawki – najlepiej takie z dobrym wygłuszeniem.

Komputer włącza system chłodzenia już podczas uruchomienia przeglądarki. W takim przypadku szum jest jednak znośny. Nieprzyjemnie robi się dopiero podczas maksymalnego obciążenia.

Wentylacja nie radzi sobie jednak z utrzymywaniem odpowiedniej temperatury. Pod obciążeniem poszczególne podzespoły osiągają niepokojące wartości. Po około godzinie gry w Battlefield 1 temperatura płyty głównej wynosiła aż 95 stopni Celsjusza, procesora 77, a karty graficznej 70 stopni Celsjusza.

Co ciekawe, nie jest to mocno odczuwalne dla użytkownika. Obudowa nie robi się nieprzyjemnie gorąca. Ciepło można wyczuć w jej prawym i lewym górnym rogu. Pozostaje jednak pytanie, jak podzespoły działające w takiej temperaturze zniosą próbę czasu i czy np. po 1,5 roku działania pod wysokim obciążeniem nie odmówią nam posłuszeństwa? Są to pytania, na które obecnie ciężko odpowiedzieć.

Warto dodać, że HP przygotowało specjalną aplikację, która modyfikuje pracę wentylatorów w zależności od sytuacji, pilnując przy tym optymalnej temperatury. Problem jednak w tym, że w takim przypadku ograniczane jest taktowanie podzespołów, a w grze notujemy mniej lub bardziej wyraźne spadki wydajności. W Battlefield 1 rozgrywka na kilka sekund potrafiła zwolnić do nieakceptowalnego poziomu kilkunastu klatek na sekundę. Na szczęście moduł ten można wyłączyć, ale wtedy musimy się liczyć z wysoką temperaturą podzespołów.

Nieźle wypada wydajność baterii. Podczas normalnego użytkowania ogniwo wytrzymało około 5 godzin. W tym czasie skupiałem się na przeglądaniu internetu i oglądaniu seriali w serwisie Netflix. Wynik ten oczywiście nieco spada, jeżeli zechcemy pograć w wymagający tytuł. Tutaj możliwości ogniwa są już zależne od zapotrzebowania konkretnej gry na moc obliczeniową.

HP Omen 17 Recenzja 4

Podsumowanie

HP Omen 17 wyposażony w kartę graficzną GTX 1070 to bardzo ciekawa, choć niepozbawiona wad, konstrukcja. Na uwagę zasługuje przede wszystkim schludne wykonanie, przemyślany design i ogromna moc obliczeniowa, która obecnie pozwala uruchamiać wszystkie tytuły w maksymalnych ustawieniach graficznych.

Jednocześnie jest to jeden z najtańszych notebooków wyposażonych we wspomniany układ graficzny, co może być mocną kartą przetargową dla osób poszukujących sprzętu właśnie z taką grafiką.

Niestety nie ustrzeżono się błędów, które dotyczą przede wszystkim kultury pracy. Sprzęt pod maksymalnym obciążeniem jest głośny i co gorsza - podzespoły mocno się grzeją. Nieco lepiej można było też rozwiązać touchpad i rozmieszczenie portów (to uwaga dla osób praworęcznych).

Mimo wszystko jest to konstrukcja godna polecenia. Jeżeli nie obawiamy się wysokich temperatur i poszukujemy wydajnego notebooka, HP Omen 17 będzie odpowiednim wyborem. Notebook ten mocą obliczeniową z powodzeniem dorównuje klasycznym pecetom.

W momencie publikacji testu cena HP Omen 17-w172nw wynosi w polskich sklepach około 8 tys. złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych).

ZaletyWady
Wysoka wydajność w grach Niewygodny touchpad
Dobrej jakości ekran Kiepska kultura pracy
Wygląd i jakość wykonania
Szybki dysk SSD

Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test budżetowego smartfona TP-Link Neffos C5 Test budżetowego smartfona TP-Link Neffos C5

$
0
0
Neffos C5 5Sprawdzamy telefon z Androidem za niespełna 500 złotych.

TP-Link to marka, która kojarzy się przede wszystkim z urządzeniami sieciowymi. Producent ma jednak w swojej ofercie także budżetowe smartfony przeznaczone dla mniej wymagających klientów. Jeden z nich – kosztujący około 500 zł Neffos C5 – trafił do naszej redakcji.

Sprzęt oferuje przystępne w tym przedziale cenowym parametry. Mamy do czynienia z 5-calowym wyświetlaczem HD, czterordzeniowym procesorem i 2 GB pamięci RAM. Czy to wystarczy, aby zainteresować klienta i wywrzeć na nim dobre wrażenie? Sprawdzamy.

TP-Link Neffos C5Specyfikacja
Procesor MediaTek MT6735P 1,3 GHz
Układ graficzny Mali-T720 MP2
Pamięć RAM 2 GB
Pamięć wbudowana 16 GB
Ekran 5 cali, IPS, 1280 x 720 pikseli
Łączność Bluetooth, Wi-Fi, 4G, 3G, 2G, GPS
Aparat 8 Mpix - tył, 5 Mpix - przód
System operacyjny Android 5.1 Lollipop
Wymiary 144 x 72 x 8,8 mm
Waga 141 g

Wygląd i pierwsze wrażenia

Pod względem wyglądu TP-Link Neffos C5 to stara szkoła. Podczas gdy większość producentów – także urządzeń budżetowych – stawia na aluminiową obudowę typu unibody, C5 oferuje klasyczny plastik ze zdejmowanymi pleckami i wymienną baterią.

Do naszej redakcji dotarł kolor biały obudowy, ale w sprzedaży dostępna jest też wersja czarna. TP-Link postawił na klasyczny design. Przód konstrukcji to standardowe ramki. U dołu widzimy logo producenta, u góry znalazło się miejsce na głośnik do rozmów telefonicznych i niewielki obiekty aparatu fotograficznego. Niestety zabrakło diody powiadomień, co dla niektórych będzie sporym minusem.

TP-Link Neffos C5 6

Ekran jest otoczony przez drobną srebrną ramkę. Wszystkie fizyczne przyciski zostały umieszczone na lewej krawędzi. Ich umiejscowienie jest rozsądne. Podczas korzystania nie miałem z nimi żadnych problemów.

Na górnej krawędzi producent umieścił złącze audio 3,5 mm, na dolnej natomiast złącze USB do ładowania telefonu.

Plecki urządzenia także nie przejawiają żadnych niuansów. Aparat fotograficzny znalazł się w górnej części i jest położony centralnie. W prawym dolnym rogu dość niefortunnie umieszczono głośnik multimediów. Trzymając smartfona w ręce istnieje możliwość zasłonięcia głośnika, przez co dźwięk będzie przytłumiony. Można to było rozwiązać lepiej.

TP-Link Neffos C5 3

Brakuje też czytnika linii papilarnych. Obecnie to standard nawet w budżetowych konstrukcjach, który nie oszukujmy się, znacznie poprawia wygodę użytkowania. Jego brak można jednak usprawiedliwić niską ceną smartfona.

Plecki urządzenia można w każdym momencie zdjąć, by dostać się do wymiennej baterii oraz kart SIM. Na pochwałę zasługuje fakt, że telefon oferuje zarówno moduł dual SIM, jak i slot na kartę microSD, bez popularnego ostatnimi czasy złącza hybrydowego.

TP-Link Neffos C5 7

W ogólnym rozrachunku Neffos C5 to solidna konstrukcja. Fani klasycznego designu powinni być zadowoleni. Przyczepić nie mogę się także do wykonania, choć oczywiście po dwóch tygodniach testów trudno stwierdzić, czy telefon faktycznie jest wytrzymały.


Wyświetlacz

TP-Link Neffos C5 został wyposażony w 5-calowy wyświetlacz IPS działający w rozdzielczości HD (720 x 1280 pikseli). W tym przedziale cenowym jest to rozsądna wartość, która do codziennego użytkowania powinna w zupełności wystarczyć.

Jasność ekranu jest wystarczająca. Nie powinno być problemów z obsługą urządzenia nawet w dużym słońcu. Niestety na ekranie wyraźnie widoczne są odciski palców. Nie wygląda to zbyt estetycznie.

TP-Link Neffos C5 4

Kąty widzenia są zadowalające, przez co urządzenie może bezproblemowo służyć do odtwarzania treści multimedialnych w różnych sytuacjach – nie tylko wtedy, gdy ekran znajduje się bezpośrednio przed nami.

Odwzorowanie kolorów jest przyzwoite, choć momentami barwy mogłyby być nieco bardziej nasycone.

Wydajność i bateria

TP-Link Neffos C5 działa w oparciu o czterordzeniowy procesor MediaTeka taktowany zegarem 1,3 GHz. Do tego producent zadbał o 2 GB pamięci RAM. Nie oszukujmy się – już na papierze telefon ten nie rysuje się na demona wydajności.

I tak rzeczywiście jest, choć muszę przyznać, że system działa w miarę płynnie. Zauważalne są lekkie opóźnienia w uruchamianiu aplikacji czy przycięcia podczas oglądania wideo (szczególnie w przypadku zmiany pozycji z wertykalnej na horyzontalną). Nie jest to jednak nic, czego za tę cenę nie można byłoby znieść.

Na plus należy zaliczyć 2 GB pamięci RAM. To obecnie standard i cieszy, że taka ilość pojawia się nawet w mocno budżetowych konstrukcjach. Dzięki temu w systemie można zainstalować kilkanaście aplikacji i regularnie z nich korzystać, bez wyraźnych spadków wydajności.

TP-Link Neffos C5 8

Procesor MediaTeka pozwala w miarę płynnie grać w podstawowe gry, jednak w przypadku bardziej zaawansowanych graficznie tytułów rozgrywka jest mało komfortowa. Przeciętną wydajność układu potwierdzają testy w benchmarkach. W przypadku popularnego AnTuTu smartfon wykręcił niewiele ponad 30 tys. punktów.

tp-link neffos c5 antutu
Neffos C5 oferuje baterię o pojemności 2200 mAh. W pełni naładowane ogniwo wystarcza na około 1,5 dnia normalnego użytkowania, ze średnim czasem aktywności ekranu ok. 2h 10min. Przy bardziej intensywnym korzystaniu „soków” wystarcza na jeden dzień, ale czas aktywności ekranu wynosi niemal 5 godzin. To bardzo dobry wynik.

tp-link neffos c5 bateria

System i oprogramowanie

Zastosowany w TP-Link Neffos C5 system to pięta achillesowa tego urządzenia. Producent upakował bowiem w smartfonie przestarzałego Androida 5.1 Lollipop, który swoją premierę miał w 2015 roku.

Firma nie zdecydowała się na skomponowanie zaawansowanej nakładki systemowej. Z funkcji unikalnych zaimplementowano możliwość zablokowania aplikacji na ekranie wielozadaniowości, by ta nie została zamknięta po naciśnięciu przycisku „zamknij wszystko”. To ciekawe rozwiązanie, z którym wcześniej się nie spotkałem.

tp-link neffos c5 system

Jest też edytor motywów, gdzie możemy w łatwy sposób wybrać tapetę pulpitu, ekranu blokady czy chociażby czcionkę systemu. Część plików graficznych jest domyślnie dostępna w systemie, resztę należy natomiast pobrać. Niestety w moim przypadku aplikacja z uporem maniaka wskazywała, że nie posiadam aktywnego połączenia z siecią, pomimo iż te było aktywne.

Producent zadbał też o „Zarządzanie systemem”. To aplikacja, z poziomu której otrzymujemy dostęp do najważniejszych funkcji telefonu – menedżera aplikacji, uprawnień, czyszczenia pamięci itp.

Pochwalić należy brak niepotrzebnych aplikacji firm trzecich. Domyślnie w smartfonie nie ma nawet Facebooka, którego należy pobrać z Google Play. Dzięki temu system nie jest zaśmiecany przez oprogramowanie, którego i tak nie używamy.

tp-link neffos c5 system
Nie wszystko jest jednak dopracowane w 100 procentach. Po otrzymaniu wiadomości na pasku powiadomień wyświetlał mi się numer telefonu, zamiast nazwy kontaktu, pomimo iż miałem go zapisanego w systemie. Dopiero przejście do wiadomości ujawniało, kto kryje się za ciągiem cyfr. To drobnostka, ale potrafi zirytować podczas użytkowania.

Użytkownik może również modyfikować wygląd ekranu głównego, ustawiając inne animacje czy chociażby widżety. Opcji nie ma zbyt wiele, ale dzięki temu system działa płynnie i bez większych zacięć.

Aparat fotograficzny

C5 oferuje dwa aparaty. Główny to obiektyw o rozdzielczości 8 Mpix, wyposażony w autofokus i diodę doświetlającą. Z przodu znalazła się natomiast kamerka 5 Mpix do selfie.

Jakość wykonywanych zdjęć jest przeciętna. Telefon nie może oczywiście rywalizować pod tym względem z topowymi konstrukcjami.

tp-link neffos c5 aparat
Fotografie wykonane w dzień, przy dobrym świetle, prezentują się przyzwoicie, choć w mocnym słońcu kadry wychodzą pożółkłe. Niekiedy temperatura barw jest natomiast zbyt zimna. Aby wykonać przyzwoite zdjęcie, należy się zatem namęczyć. Sprawy nie ułatwia brak trybu manualnego. Do dyspozycji mamy wyłącznie kilka predefiniowanych scenerii.

Obiektyw nie radzi sobie natomiast po zapadnięciu zmroku. Widoczne są wtedy liczne szumy. To samo tyczy się zdjęć wykonywanych w niedoświetlonych pomieszczeniach.

Kamerka przednia spełnia swoje zadanie. Nie miałem z nią żadnych problemów podczas wideorozmów – obraz był dla rozmówców czytelny. Przyzwoicie wypadają też popularne zdjęcia selfie.

Poniżej zamieszczamy próbki fotografii wykonane za pomocą smartfona (kliknij miniaturkę, aby powiększyć). Wszystkie były robione w trybie automatycznym, który sam dostosowuje scenerię.

IMG 20160131 230033 min IMG 20170327 174815 min
IMG 20170326 182353 min IMG 20170327 174737 min
IMG 20170327 175305 min IMG 20170327 175342 min

Podsumowanie

TP-Link Neffos C5 to przyzwoite w swojej klasie urządzenie. Owszem, za 500 złotych można z Chin „ściągnąć” urządzenie o lepszych parametrach, ale biorąc pod uwagę polską dystrybucję z oficjalną gwarancją – jest nieźle.

Telefon oferuje rozsądne parametry, które podczas codziennego użytkowania sprawują się dobrze. Na pochwałę zasługuje bateria. Niemal 5 godzin ciągłego działania ekranu to zadowalający wynik. Także pod względem wyglądu Neffos C5 prezentuje się nieźle, choć niektórym będzie brakować diody powiadomień i czytnika linii papilarnych.

Neffos C5 jest dobrą propozycją dla osób, które szukają przyzwoitego smartfona w niskiej cenie. Do podstawowych czynności, takich jak przeglądanie internetu, oglądanie wideo czy korzystanie z GPS, w zupełności wystarczy. Należy jednak mieć na uwadze jego drobne wady i przeciętną moc obliczeniową.

W momencie publikacji testu cena TP-Link Neffos C5 wynosiła około 490 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych).

TP-Link Neffos C5 9

ZaletyWady
Przyzwoity wyświetlacz Brak diody powiadomień
Jakość wykonania Przestarzały system
Niska cena
Wytrzymała bateria

Genesis Xenon 200 - test niedrogiej myszki dla graczyGenesis Xenon 200 - test niedrogiej myszki dla graczy

$
0
0
Mysz Genesis Xenon 200 2Gryzoń ze specjalnym przyciskiem snajperskim.

Wśród gamingowych myszek wybór jest ogromny. Pierwszym kryterium, które decyduje o wyborze, jest zazwyczaj cena. Nie wszyscy mogą sobie bowiem pozwolić na gryzonia za 300 złotych.

Nie oznacza to jednak, że osoby dysponujące mniejszym budżetem są skazane na nijakość. Idealnym tego przykładem jest myszka marki Genesis – Xenon 200. W cenie nieprzekraczającej 80 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych) otrzymujemy podświetlenie RGB, 8 programowalnych przycisków i iście gamingowy wygląd.

Czy to wystarczy, aby podbić serca graczy? Sprawdzamy.

Genesis Xenon 200Specyfikacja
Sensor Avago 5050
DPI 3000
Max szybkość przetwarzania danych 4500 FPS
Max szybkość śledzenia 30 ips
Akceleracja 8 G
Szybkość raportowania 1000 Hz
Długość kabla 1,8 m
Wymiary 124 x 76 x 44 mm
Waga 106 g

Wygląd i pierwsze wrażenia

Xenon 200 od marki Genesis wpisuje się w charakterystyczny gamingowy styl. Mysz jest odpowiednio wyprofilowana, a dzięki podświetlanym elementom nawiązuje do futurystycznych konstrukcji.

Ze względu na odpowiednie wyprofilowanie gryzoń nadaje się wyłącznie dla osób praworęcznych. Dzięki temu producent mógł pomyśleć o odpowiednim rozłożeniu poszczególnych elementów.

Mysz Genesis Xenon 200 3

I tak – kciuk spoczywa na ogumowanej podstawce, skąd ma dobry dostęp do trzech przycisków (dalej, wstecz oraz tryb snajperski, o którym szerzej nieco później). Na lewej krawędzi znajdują się również cztery diody, sygnalizujące włączony aktualnie tryb DPI. Szkoda, że nie można zmienić ich koloru i na stałe świecą się na czerwono.

Oprócz dwóch głównych przycisków myszka oferuje jeszcze dwa znajdujące się pod rolką myszki. Domyślnie służą one do zmiany rozdzielczości sensora oraz szybkiego przełączania się pomiędzy wcześniej zapisanymi trybami.

Mysz Genesis Xenon 200 4

Rolka myszki jest stosunkowo duża i charakteryzuje się przyjemnym podświetleniem. Do jej działania nie można się przyczepić. Wyraźnie sygnalizuje przeskok i stawia lekki opór, który eliminuje przypadkowe przesunięcie.

Całość konstrukcji została wykonana z szarego plastiku, który nie brudzi się zbyt mocno podczas normalnego użytkowania. Myszka sprawia wrażenie solidnej, biorąc pod uwagę przedział cenowy.

Na pochwałę zasługuje ergonomia. Gryzoń jest odpowiednio wyprofilowany, dzięki czemu od razu wydał mi się komfortowy. Do kształtu nie musiałem się w ogóle przyzwyczajać. Jestem zwolennikiem chwytu palm grip, choć myszka nada się także do claw i fingertip.

Mysz Genesis Xenon 200 1

Xenon 200 łączy się z komputerem za pomocą złącza USB umieszczonego na 1,8-metrowym kablu. Ten znajduje się w specjalnym oplocie, co gwarantuje odpowiednią sztywność i wytrzymałość.

Chwilę należy się również zatrzymać przy podświetleniu. Oprócz wspomnianej rolki, świeci się także logo Genesis na grzbiecie oraz drobne elementy umieszczone na tyle obudowy. Wygląda to całkiem nieźle.


Sensor, oprogramowanie, funkcje

Genesis Xenon 200 został oparty na sensorze optycznym Avago 5050, działającym w rozdzielczości do 3000 DPI. To może nie największa wartość, ale w zupełności wystarcza do większości gier. DPI można zmieniać w locie za pomocą wspomnianego wcześniej przycisku.

Sensor działa poprawnie. Odpowiednio wskazuje pozycję kursora zarówno na podkładce, jak i na czystym blacie biurka. Po wstępnym skonfigurowaniu za pomocą dedykowanego oprogramowania można otrzymać zadowalającą precyzję, choć oczywiście do topowych konstrukcji nieco mu brakuje. W moim przypadku było to odczuwalne m.in. w Battlefieldzie 1, gdzie musiałem się przyzwyczaić do działania sensora. Po chwili grało się jednak przyjemnie.

Na pochwałę zasługuje dedykowane oprogramowanie, oferujące sporo funkcji konfiguracyjnych. Z poziomu narzędzia możemy zaprogramować wszystkie osiem przycisków, czy dostosować odpowiednie poziomy DPI.

genesis xenon 200 oprogramowanieOprogramowanie myszki Genesis Xenon 200

Ustawienia możemy przypisać do jednego z trzech profilów, pomiędzy którymi też możemy się przełączać za pomocą myszki. Oprócz wspomnianej rozdzielczości i funkcji przycisków, możemy dostosować czułość czy chociażby częstotliwość próbkowania gryzonia.

Do tego dochodzi zaawansowane tworzenie makr czy zarządzanie podświetleniem. Oprócz koloru można także zmienić tryb podświetlenia, np. na oddychający.

Wśród unikalnych funkcji szczególną uwagę przykuwa tryb snajperski. Domyślnie przypisany jest on do czerwonego przycisku pod kciukiem, choć można to zmienić. Jego włączenie automatycznie przełącza sensor w tryb 500 DPI, dzięki czemu otrzymujemy znacznie większa precyzję podczas mierzenia do celu.

genesis xenon 200 oprogramowanieOprogramowanie myszki Genesis Xenon 200

Mimo wszystko nie jestem przekonany do tego rozwiązania. Przestawienie się na inną czułość wyłącznie do strzału nie przypadło mi do gustu i wolałem mierzyć do wrogów bez uciekania się do takich narzędzi. Innym graczom może się to jednak podobać.

Mysz Genesis Xenon 200 5

Vanad 750 Mouse Bungee

Producent wraz z myszką podesłał nam niewielki gadżet o nazwie Vanad 750. Służy on do przytrzymywania przewodu myszki, by ten nie haczył o kant biurka w najmniej odpowiednim momencie. Kabel mocujemy na specjalnym wysięgniku, dostosowując jego długość do własnych preferencji.

Vanad 750 Mouse Bungee

Nigdy nie uważałem, że tego typu gadżet będzie mi potrzebny, ale po testach rozważam jego zakup. Nie tylko pozwala on odpowiednio zorganizować kable, ale również pełni funkcję koncentratora USB i stylowego podświetlenia na biurku.

Sprzęt oferuje bowiem trzy dodatkowe złącza USB 3.0, jedno microUSB do podłączenia smartfona, a także czytnik kart microSD. Spód Vanada 750 został pokryty przywierającą powłoką, dzięki czemu stabilnie stoi na biurku.

Mysz Genesis Xenon 200 7

Odstraszać może jednak cena, która w tym przypadku przerasta wartość testowanej myszki. Vanad 750 kosztuje bowiem niespełna 100 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych).

Mysz Genesis Xenon 200 9

Podsumowanie

Jestem pełen podziwu, że w stosunkowo niewielkiej cenie marce Genesis udało się stworzyć myszkę, która rzeczywiście nadaje się do grania, oferując przyzwoite osiągi. Na pochwałę zasługuje między innymi odpowiednio wyprofilowany kształt i mądre rozmieszczenie przycisków.

Nieźle sprawuje się też oprogramowanie, które oferuje sporo funkcji. Działanie samego sensora także nie pozostawia wiele do życzenia, choć nieco odstaje on od topowych konstrukcji. Mimo wszystko nadaje się zarówno do spokojniejszych, jak i nieco bardziej energicznych gier, ze strzelankami na czele.

Mysz Genesis Xenon 200 2

Właściwie trudno jest mi tu znaleźć element, na który musiałbym dłużej ponarzekać. Jeżeli nie oczekujemy cudów i szukamy przyzwoitego gryzonia za rozsądne pieniądze, Genesis Xenon 200 idealnie sprawdzi się w tej roli.

Cena myszki w dniu publikacji testu: 79 zł (zobacz oferty w sklepach internetowych).

ZaletyWady
Dobra jakość wykonania Tylko dla praworęcznych
Rozsądne rozmieszczenie przycisków Brak oprogramowania w języku polskim
Zaawansowane oprogramowanie
Znakomity stosunek cena/jakość
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

SteelSeries Arctis 3 - recenzja niezwykle komfortowych słuchawek nie tylko dla graczySteelSeries Arctis 3 - recenzja niezwykle komfortowych słuchawek nie tylko dla graczy

$
0
0
SteelSeries Arctis 3 6
Świetne pod względem wydajności, ale czy równie komfortowe? Testujemy SteelSeries Arctis 3.

Słuchawki gamingowe powinny błyszczeć, świecić i strzelać wodotryskami? Niekoniecznie. Osobiście nie lubię przekombinowanych konstrukcji, których nadrzędnym celem jest krzykliwy wygląd. Tym samym już na samym początku SteelSeries doskonale wstrzelił się w mój gust, prezentując słuchawki z serii Arctis.

Testowane Arctis 3 to najniższy model z całej serii, co oznacza, że kierowany jest do użytkowników, dla których istotnym aspektem jest przystępna cena. Czym różnią się od swoich droższych braci? Arctis 5 ma dodatkowo podświetlenie RGB, a Arctis 7 oferuje łączność bezprzewodową.

Słuchawki Arctis 3 zapewniają w zasadzie wszystko, czego mogą oczekiwać gracze - są wygodne i duże muszle, jest dźwięk przestrzenny Dolby 7.1 i obowiązkowy atrybut każdego szanującego się gracza, czyli mikrofon.

SteelSeries Arctis 3Specyfikacja
Rodzaj Nauszne zamknięte
Membrany 40 mm
Komunikacja Minijack 3,5 mm
Pasmo przenoszenia 20 ~ 22000 Hz
Impedancja 32 Ohm
Długość przewodu 3 m
Czułość 98 dB
Mikrofon Chowany, dwukierunkowy
Dodatkowe informacje Regulacja głośności
Dźwięk przestrzenny Dolby 7.1
Odpinany kabel
Redukcja szumów otoczenia w mikrofonie

Wygląd i pierwsze wrażenia

Jak już wspomniałem, wygląd słuchawek doskonale wpisuje się w mój gust. To propozycja dla osób ceniących minimalistyczny design, pasujący do niemal każdej sytuacji.

Gdy po raz pierwszy miałem okazję “przymierzyć” Arctis 3 jeszcze przed rynkową premierą podczas PGA 2016 w Poznaniu, sprzęt zrobił na mnie doskonałe wrażenie. Gdy słuchawki dotarły do naszej redakcji, nic w tej kwestii się nie zmieniło i nadal uważam, że to jedne z najlepiej wyglądających słuchawek gamingowych na rynku.

SteelSeries Arctis 3 4
Cała konstrukcja stanowi połączenie różnych materiałów, a głównym z nich jest tworzywo sztuczne. Plastik sprawia wrażenie porządnego, a matowe wykończenie nadaje charakteru.

Pałąk jest wystarczająco elastyczny, a pod nim zastosowano materiał przywodzący na myśl gogle narciarskie. Pasek znajdujący się pod pałąkiem ma za zadanie trzymać całość na głowie w odpowiedniej pozycji i to rozwiązanie spełnia swoją rolę. Co ważne, pasek jest elastyczny i można regulować jego długość. Ten element może być również spersonalizowany - w sklepie producenta znajdziemy różne wzory.

SteelSeries Arctis 3 1
Zastosowane materiały sprawiają, że słuchawki są bardzo lekkie i nawet długie sesje podczas grania czy słuchania muzyki nie powodują dyskomfortu.

Mikrofon znajdujący się na lewej muszli można schować wewnątrz konstrukcji. Gdy jest ukryty, w zasadzie trudno poznać, że mamy do czynienia ze słuchawkami dla graczy i bez wstydu można wyjść w nich na miasto, umilając przechadzkę ulubionymi nutami.

SteelSeries Arctis 3 5
Z tej samej strony umieszczono rolkę regulacji głośności oraz przycisk służący do wyciszania mikrofonu. Wszystkie elementy zostały prawidłowo rozmieszczone i nie można mieć zastrzeżeń do ich działania.

SteelSeries Arctis 3 2

Dla kogo i co w zestawie?

Nauszne, przewodowe słuchawki Arctis 3 są wieloplatformowe, co oznacza, że podłączymy je zarówno do komputera, konsoli jak i smartfona. Wszystko dzięki złączu 3,5 mm.

W pudełku znajdziemy przewód o długości 3 metrów. Można go skrócić za pomocą dołączonego adaptera z końcówką analogową 3,5mm, co idealnie sprawdzi się, gdy chcemy podłączyć słuchawki do urządzenia mobilnego.

SteelSeries Arctis 3 3

Jakość dźwięku

Decydując się na SteelSeries Arctis 3 otrzymujemy nauszne, zamknięte słuchawki z membraną o średnicy 40 mm. Pasmo przenoszenia tego zestawu wynosi 20 ~ 22000 Hz, a czułość sięga 98 dB.

Słuchawki grają naprawdę przyzwoicie, jak na swój przedział cenowy. Na szczęście producent nie przesadził z basem, przez co nie jest on przytłaczający. Uznanie należy się również za średnie i wysokie tony. Zestaw od SteelSeries doskonale sprawdza się podczas słuchania muzyki, niezależnie od wybranego gatunku.

SteelSeries Arctis 3 7
Producent zapewnia, że przetworniki SteelSeries S1 oferują dokładne i naturalne odtworzenie wszystkich dźwięków, a nie tylko odgłosów wybuchów i eksplozji. I faktycznie tak jest. Podczas rozgrywki w tytuły FPS bez problemu można usłyszeć każdy dźwięk.

Dla graczy z pewnością nie bez znaczenia jest obecność dźwięku przestrzennego 7.1. Co ciekawe, zazwyczaj słuchawki oferujące tę technologię podłączane są przez interfejs USB, a w tym przypadku wystarczy złącze 3,5 mm minijack, komputer z systemem Windows 7 lub nowszym i oprogramowanie SteelSeries Engine.

Aby skonfigurować dźwięk przestrzenny, trzeba jednak trochę się pomęczyć. Nie wystarczy samo podłączenie zestawu do komputera i wgranie odpowiednich sterowników. Okazuje się, że najpierw trzeba zarejestrować słuchawki na stronie producenta, przypisać je do specjalnego konta, a następnie zalogować się na nie w oprogramowaniu SteelSeries Engine.

Wbudowany, dwukierunkowy mikrofon ClearCast ma za zadanie skutecznie redukować szumy otoczenia, jednocześnie gwarantując czysty dźwięk podczas rozmowy. Testowałem go zarówno podczas rozgrywki, jak i rozmów przez komunikatory i trzeba przyznać, że jego jakość stoi na zadowalającym poziomie.

Oprogramowanie

Chcą skonfigurować słuchawki w systemie Windows musimy skorzystać ze wspomnianej już aplikacji SteelSeries Engine.

Oprogramowanie daje użytkownikowi możliwość tworzenia profili. Z poziomu ustawień można włączyć wirtualny dźwięk przestrzenny 7.1, sterować equalizerem czy ustawić poziom redukcji szumów dla mikrofonu. Program nie jest dostępny w języku polskim, ale obsługa jest na tyle prosta, że każdy powinien sobie poradzić.

SteelSeries Arctis 3 Software

Werdykt

SteelSeries Arctis 3 to bardzo udany zestaw słuchawkowy, przede wszystkim ze względu na przyjemny i przemyślany design i lekką konstrukcję. Dawno nie testowałem tak wygodnych nausznych słuchawek.

Sprzęt trzeba też pochwalić za uniwersalność - nada się zarówno do grania, jak i słuchania muzyki nie tylko w domu, ale i na mieście. Jakość dźwięku nie zawodzi, a poziom wygłuszenia jest odpowiednio wyważony.

SteelSeries Arctis 3 9

W momencie publikacji testu za SteelSeries Arctis 3 trzeba zapłacić niespełna 400 zł (zobacz oferty w sklepach internetowych) i jest to cena akceptowalna. Jeżeli szukacie czegoś bardziej zaawansowanego, to dobrym wyborem może być model Arctis 5, do którego trzeba dopłacić około 100 zł.

ZaletyWady
Wygodna i lekka konstrukcja Instalacja na PC mogłaby być prostsza
Duży komfort użytkowania
Odpowiednia jakość dźwięku
Uniwersalność
Wysuwany mikrofon
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test niedrogiej myszy Tracer OBLIVION AVAGO 9800 z serii GameZoneTest niedrogiej myszy Tracer OBLIVION AVAGO 9800 z serii GameZone

$
0
0
Tracer Oblivion 5Czy gamingowy gryzoń może być tani?

Regularnie testujemy dla wasz gamingowe sprzęty. W graniu na PC podstawową rzeczą jest oczywiście czuła i wygodna myszka. Producenci potrafią sobie słono liczyć za dobrego gryzonia – rynek pełen jest ofert, których cena oscyluje wokół 200-300 złotych. Na szczęście są firmy, które wiedzą, że nie wszyscy mogą pozwolić sobie na taki wydatek i proponują również tańsze rozwiązania. Podobnie jest w przypadku testowanej przez nas myszy Tracer Oblivion z serii GameZone, którą można kupić już za niecałe 80 złotych. Czy warto?

Tracer Oblivion Avago 9800Specyfikacja
Sensor Avago 9800
DPI do 8200
Regulacja czułości skokowa
Podświetlenie LED RGB
Ilość przycisków 6
Szybkość raportowania do 1000 Hz
Długość kabla 1,7 m
Wymiary 120 x 70 x 37 mm
Waga 190 g

Design konstrukcji

Moje pierwsze wrażenie było sceptyczne. Opakowanie w żółtym dominującym kolorze jest dosyć krzykliwe i ewidentnie ma przykuwać wzrok. Osobiście nie jestem zwolennikiem tego typu marketingu: dobry sprzęt to nie płatki śniadaniowe, nie trzeba go reklamować w taki sposób. Jest to jednak kwestia gustu.

Tracer Oblivion 9
Sama mysz Oblivion robi na pierwszy rzut oka całkiem przyjemne wrażenie. Design utrzymany jest w tradycyjnej dla gamingu nowoczesnej formie, ale na szczęście nie ma w tym przesady. Zazwyczaj nie jestem fanem podświetlanych napisów, ale w tym przypadku nazwa GameZone na grzbiecie nie razi tandetą. Nie jest to topowy drogi gryzoń, więc stylistyka oczywiście nie stanowi sedna produktu.

Mysz Tracera wykonano z lekko podgumowanego plastiku. Być może tworzywo w dotyku nie jest tak przyjemne jak na przykład w droższych produktach SteelSeries, ale i tak należy zapisać je na plus urządzenia. Przyznam szczerze, iż na tym polu spodziewałem się czegoś zdecydowanie gorszego. Niestety, zauważyłem iż materiał ma tendencje do „łapania” odcisków i trzeba go dosyć często i regularnie czyścić.

Tracer Oblivion 1
Na osobną uwagę zasługuje kabel myszy, który w całości znajduje się w oplocie. Jest on niezwykle sztywny i wytrzymały. Myślę, że jest to ewidentna zaleta, bowiem ten element w wielu innych gryzoniach potrafi ulec łatwemu uszkodzeniu. W tym przypadku raczej nam to nie grozi. Kabel mierzy 1,7 metra i zakończony jest złączem USB.

Tracer Oblivion 2

Wygoda i użytkowanie

Oblivion jest prosty w konstrukcji – jeśli szukacie myszy o wielu przyciskach to w tym przypadku się zawiedziecie. Urządzenie posiada 6 buttonów, które umiejscowiono w tradycyjny sposób: dwa główne, dwa po lewym boku, jeden pod rolką i jeden nad nią na grzbiecie. Klasyka tematu. Gryzoń nie jest przesadnie ciężki, waży bowiem 190 gram. Nie został specjalnie mocno wyprofilowany i co warto podkreślić, dedykowany jest jedynie osobom praworęcznym.

Urządzenie wyposażono w teflonowe ślizgacze, które dobrze spełniają swoją rolę. Niestety, ich minusem jest fakt, że nie są one wymienne, przez co po ewentualnym zużyciu komfort z pracy z myszą Tracera na pewno spadnie. Spód Obliviona kryje jeszcze jedną zaskakującą cechę konstrukcyjną, bowiem znajdziemy tam dwa przełączniki służące do ustawiania częstotliwości próbkowania oraz natężenia podświetlenia LED.

Tracer Oblivion 6
W mojej ocenie jest to największy mankament i wada omawianej myszy. Przełączniki za bardzo odstają od powierzchni urządzenia. Kiedy po raz pierwszy podłączyłem sprzęt do komputera i rozpocząłem testy, to łapałem się na tym, że przy zbyt mocnym nacisku na mysz, przełączniki haczyły o miękką powierzchnię podkładki.

Przy emocjonującej rozgrywce zdarzało się to tak często, że zmuszony byłem z niej zrezygnować z obawy przed uszkodzeniem. Gdyby konstruktorzy Tracera zaprojektowali spodnie przełączniki choć trochę mniejsze lub osadzone nieco głębiej można by łatwo uniknąć kłopotów. Tak się jednak nie stało.

Jedną z zalet testowanego gryzonia jest laserowy sensor Avago 9800, dzięki któremu gracze mogą ustawić DPI nawet na poziomie 8200. Trzeba przyznać, że choć opinie o tym module są przeciętne to podczas testów sprawował się całkiem dobrze. Obliviona sprawdzałem przy takich tytułach jak Overwatch, Heroes of the Storm oraz Playerunknown's Battlegrounds i w każdym z nich gryzoń spełniał swoją rolę.

Mysz była czuła, precyzyjna a wysoki poziom rozdzielczości wyraźnie odczuwalny podczas rozgrywki. Jeśli dodamy do tego fakt, że w produkcie Tracera można ustawić próbkowanie sensora w zakresie od 125 Hz do nawet 1000 Hz, to za tę cenę sprzęt prezentuje się nad wyraz dobrze. Podczas gry szczególnie zaskoczony byłem dużą wygodą z użytkowania rolki, która okazała się również mocnym punktem myszy.

Tracer Oblivion 3
Podobnie jak w przypadku droższych konstrukcji, Oblivion otrzymał dedykowane oprogramowanie, dzięki któremu możemy zarządzać ustawieniami myszy. Soft należy pobrać ze strony producenta. Plik waży jedynie 6 MB, więc nie powinno stanowić to problemu.

Trzeba przyznać, że aplikacja choć prosta to jednak spełnia swoją rolę. Mamy możliwość stworzenia czterech różnych profili, dzięki czemu odpowiednio dopasujemy ustawienia pod dany tytuł. Programowanie przycisków, makr oraz podświetlenia LED - to wszystko można spersonalizować z poziomu softu. Na rynku istnieją produkty, które w tej materii na pewno oferują więcej, ale ponownie odwołując się do ceny, za 80 złotych są to bardzo przyzwoite opcje.

Tracer Oblivion
Tracer Oblivion
Tracer Oblivion

Podsumowanie

W mojej ocenie nowa mysz Tracera to sprzęt, który nie jest pozbawiony wad. Jednocześnie jednak zarówno pod względem wykonania jak i wygody z użytkowania jest to produkt solidny. Choć nie ma fajerwerków to nie ma również dramatu. W każdym wspomnianym wcześniej aspekcie na rynku znajdziemy gryzonie, które są po prostu lepsze, ale biorąc pod uwagę atrakcyjną cenę, Oblivion jest zdecydowanie warty uwagi. Konstruktorzy zawalili nieco sprawę ze spodnimi przełącznikami, ale jest to rzecz, do której po pewnym czasie można się przyzwyczaić.

Dobry sensor, estetyczne podświetlenie oraz proste oprogramowanie to na pewno zalety tej myszki. Jeśli wasz budżet jest ograniczony, a potrzebujecie precyzyjnego gryzonia do grania to polecam rozważyć zakup (zobacz oferty w sklepach internetowych). W momencie publikacji testu sprzęt można dostać za około 79 zł. Nie powinniście być zawiedzeni.

Tracer Oblivion 7

ZaletyWady
Dobry sensor Tylko dla praworęcznych
Estetyczne podświetlenie Przełączniki na spodzie
Solidy kabel
Atrakcyjna cena
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Test plenerowego głośnika z Biedronki - Hykker Outdoor SoundTest plenerowego głośnika z Biedronki - Hykker Outdoor Sound

$
0
0
Hykker Outdoor Sound 6
Potężna kolumna z podświetleniem LED.

Hykker Outdoor Sound to kolejna propozycja polskiej firmy, która trafiła do sprzedaży w Biedronce. Tym razem mamy do czynienia z naprawdę dużym głośnikiem przenośnym, który w założeniu ma rozkręcić imprezę w plenerze. Czy tak się jednak stanie? Ze sprzętem spędziliśmy już trochę czasu. Oto nasze wrażenia.

Hykker Outdoor SoundSpecyfikacja
Moc głośnika 30 W
Sterowanie Przyciski na obudowie; pilot na podczerwień
Gniazda mikrofonowe 1/4", minijack 3,5 mm, USB, microSD
Zasilanie Zasilacz 9V 1A (z gniazda 230 V)
Waga (bez kabla 8,48 kg
Wymiary 585 x 350 x 265 mm

Wygląd i pierwsze wrażenia

Hykker Outdoor Sound to spory głośnik i nie ma co do tego żadnych złudzeń. Sprzęt waży 8,5 kg i byłby niezbyt wygodny do przenoszenia, gdyby nie specjalna, wysuwana rączka i dwa kółka u podstawy. Dzięki temu możemy go przewozić jak tradycyjną walizkę podróżną.

Sprzęt raczej nie rzuca się w oczy. Został utrzymany w ciemnych barwach. Lwią część zajmuje głośnik basowy o średnicy 12 cali. Powyżej znaleźć można dwa głośniki wysokotonowe.

Hykker Outdoor Sound 1

Obudowa została wykonana z płyty MDF, natomiast głośniki są chronione przez plastikowe elementy. O ile największy wygląda jeszcze w miarę przyzwoicie, tak górna część nieszczególnie przypadła mi do gustu. Plastikowa zabudowa przywodzi na myśl tandetę.

Ważny jest też tył głośnika. To tu znajdują się wszelkiego rodzaju złącza oraz przyciski do sterowania urządzeniem. Pod względem dostępnych źródeł dźwięku mamy do czynienia z czytnikiem kart microSD, slotem USB i wejściem AUX. Jest także Bluetooth, za pomocą którego sparujemy smartfona lub tablet. Niestety zabrakło klasycznego radia FM.

Hykker Outdoor Sound 3

Zasięg Bluetooth wynosi około 10 metrów. Bez problemu poruszałem się po całym mieszkaniu bez jakichkolwiek zakłóceń. Parowanie urządzenia również nie nastręcza żadnych problemów.

Uważne oko dostrzeże także wejście mikrofonu. Dzięki temu głośnik może posłużyć do amatorskiego karaoke na świeżym powietrzu, choć w tym celu należy się jeszcze postarać o jakiś wyświetlacz, na którym wyświetlony zostanie tekst piosenek.

Hykker Outdoor Sound 4

Z tyłu znajdziemy również pokrętła służące do regulacji głośności, usuwania efektu echa i podbicia mikrofonu. Są też przyciski do wyboru trybu działania czy też szybkiego przełączania numerów. Wszystkie informacje są prezentowane na niewielkim wyświetlaczu. Część z nich jest również wypowiadana w języku polskim.

Chwilę należy się zatrzymać przy regulacji głośności. Te są w sumie aż… trzy. Moc możemy dostosować za pomocą pokrętła, które służy także jako włącznik. Oprócz tego drugą regulację oferuje pilot bezprzewodowy, dołączany do zestawu. Gdy jednak sparujemy głośnik ze smartfonem, dodatkową kontrolę zyskujemy bezpośrednio na urządzeniu mobilnym. Można się w tym wszystkim pogubić.

Hykker Outdoor Sound 2

Osobną kwestią pozostają wbudowane w głośnik diody, które pulsują w rytm muzyki. Tryb ten działa wyłącznie wtedy, gdy naprawdę głośno włączymy muzykę. Przy cichszym odtwarzaniu możemy zapomnieć o efektach świetlnych, które same w sobie wyglądają przyzwoicie. Dość dziwne rozwiązanie.

Jakość dźwięku i czas pracy na baterii

Hykker Outdoor Sound to dość duży sprzęt, dlatego oczekuje się od niego także potężnego dźwięku. Z tym niestety jest już różnie. O ile głośnikowi nie można odmówić naprawdę dużej głośności, tak pod względem jakości jest nieco słabiej.

Dźwięk w górnym i średnim paśmie nie wyróżnia się ani na plus, ani na minus. Dolne pasmo, czyli basy, wypadają już jednak słabo, przez co wydobywająca się z głośnika muzyka jest nieco płaska.

Jest to szczególnie odczuwalne podczas odtwarzania utworów, które opierają się na basie. Mowa przede wszystkim o muzyce elektronicznej. W przypadku popu nie jest to aż tak zauważalne. Po zwiększeniu głośności słaby bas jest nieco maskowany.

Hykker Outdoor Sound 7

Na rozkręcenie imprezy z mocnymi basami raczej bym się nie nastawiał. Nie ulega jednak wątpliwości, że moc Outdoor Sound jest wystarczająca, by zagłuszyć towarzystwo. Głośnik sprawdzi się także jako tło do spokojnego spotkania, gdzie muzyka – i szczególnie jej jakość - nie jest najważniejsza.

Głośnik posiada wbudowaną baterię o pojemności 1800 mAh. Czas pracy jest oczywiście zależny od ustawionej głośności. I tak w przypadku „imprezowych” wartości sprzęt wytrzymuje nieco poniżej dwóch godzin. Jeżeli jednak ustawimy głośność niżej, by po prostu coś grało w tle (wtedy też nie działają diody LED), czas pracy może się wydłużyć nawet do trzech-czterech godzin. Niestety ładowanie baterii trwa wieczność – nawet 12 godzin. Najlepiej zatem pozostawić głośnik podpięty do prądu na noc.

Hykker Outdoor Sound 5

Podsumowanie

Hykker Outdoor Sound jest sprzedawany w Biedronce w cenie 299 złotych. Za przenośny głośnik o takiej mocy to niewiele. Czy jest to jednak rozsądna propozycja? Jakość dźwięku do najlepszych nie należy, przeszkadza nieco płaski bas. Z drugiej jednak strony sprzęt gra naprawdę głośno i na plenerowej imprezie powinien się sprawdzić. Nieco gorzej wypada czas pracy na baterii, dlatego warto zadbać o stałe źródło prądu. Jeżeli zatem poszukujemy sprzętu, który ma po prostu grać, Hykker Outdoor Sound może być odpowiednim rozwiązaniem. Fani dźwięku najwyższej jakości powinni poszukać czegoś droższego.

ZaletyWady
Solidna obudowa i kółka do przewożenia Przeciętna jakość dźwięku
Duża moc Krótki czas pracy na baterii
Spora ilość złącz

Roccat Cross - test uniwersalnych słuchawek dla graczyRoccat Cross - test uniwersalnych słuchawek dla graczy

$
0
0
Recenzja Roccat Cross 1
Kompatybilne z PC, konsolami i smartfonami.

Cross to propozycja firmy Roccat, przeznaczona dla osób poszukujących uniwersalnych słuchawek, dzięki którym pobawią się zarówno przy PC, konsoli, jak i urządzeniu mobilnym.

Czy takie podejście sprawdza się w praktyce i czy nie wpływa negatywnie na dźwięk? Słuchawki mieliśmy już okazję przetestować, a oto nasze wrażenia.

Roccat CrossSpecyfikacja
Pasmo przenoszenia 20-20000 Hz
Impedancja 32 Ohm
Czułość 98 dB
Średnica przetwornika 50 mm
Waga (bez kabla) 185 g
Długość kabla 2,35 mm (do komputera) i 1,2 mm (do smartfona)

Wygląd i pierwsze wrażenia

Roccat Cross nie zrobił na mnie zbyt dobrego pierwszego wrażenia. Niewielkie słuchawki kojarzą mi się głównie z niewygodnymi konstrukcjami, mocno uciskającymi głowę i zazwyczaj od nich stronię.

W tym jednak przypadku muszę przyznać, że pierwsze wrażenie było złudne. Roccat Cross to komfortowe słuchawki, które przyjemnie leżą na głowie i nie uciskają okolic uszu.

Recenzja Roccat Cross 2

Z racji, iż ma to być sprzęt także dla urządzeń mobilnych, producent zdecydował się na rozsądne, nie za duże rozmiary. Muszle nie należą do największych, ale mimo to skrywają w sobie spore przetworniki o średnicy 50 mm.

Część muszli stykająca się bezpośrednio z głową została pokryta materiałem imitującym skórę. Środek został wypełniony pianką zapamiętującą kształt, która zapewnia odpowiedni komfort użytkowania.

Podobnym materiałem pokryty został również pałąk, dzięki czemu skutecznie izoluje głowę od plastikowych elementów. Jest on regulowany w tradycyjny sposób, poprzez stopniowe rozsuwanie.

Recenzja Roccat Cross 3

Na lewej muszli znajduje się pokrętło regulacji głośności. Zazwyczaj nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, ale w tym przypadku sprawdzało się ono wzorowo. Nie miałem problemu z jego namierzeniem za pomocą ręki.

Cała konstrukcja została utrzymana w ciemnej kolorystyce. Nie ma tu rzucających się w oczy elementów, co oczywiście należy zaliczyć na plus, biorąc pod uwagę fakt, że słuchawki mają także służyć do słuchania muzyki ze smartfona. Z oczywistych względów zabrakło podświetlenia.

Słuchawki łączą się z urządzeniami za pomocą złącza audio 3,5 mm. W zestawie znajdziemy dwa rodzaje kabli. Jeden z nich posiada wyprofilowany mikrofon, przypominający tradycyjne pecetowe konstrukcje. W drugim przypadku mikrofon jest zintegrowany z kablem, dzięki czemu wygodnie korzysta się z niego w zestawieniu np. ze smartfonem.

Recenzja Roccat Cross 4

Takie podejście do tematu sprawia, że Roccat Cross są kompatybilne zarówno z PC, jak i smartfonem czy konsolami PS4 lub Xbox One. Jedne słuchawki mogą nam zatem towarzyszyć przez cały dzień.

Właśnie dlatego Roccat zdecydował się na stonowany wygląd i rozsądne rozmiary. Na pochwałę zasługuje także niewielka waga, wynosząca zaledwie 185 gramów. Nawet po kilku godzinach użytkowania nie odczuwałem większego dyskomfortu.

Jakość dźwięku

Cóż jednak po fajnym wyglądzie i kompaktowej konstrukcji, gdy dźwięk stoi na niskim poziomie? Na szczęście w przypadku Roccat Cross nie jest to problemem. Słuchawki zapewniają zadowalającą jakość dźwięku zarówno podczas słuchania muzyki, jak i w trakcie gry.

Oferowany przez Cross dźwięk jest mocno sterylny. Basy posiadają odpowiednią moc i potrafią dobrze oddać odgłosy wybuchów. Zarówno średnie, jak i wysokie tony można wyraźnie od siebie odróżnić.

Recenzja Roccat Cross 6

Słuchawki przetestowałem w kilku grach, w tym w Battlefieldzie 1 i w Mass Effect: Andromeda. W każdym z tych przypadków wrażenia były jak najbardziej pozytywne. Wystrzały broni czy wszelkiego rodzaju wybuchy są soczyste i odpowiednio „mocne”. Nie ma też problemów ze zlokalizowaniem przeciwnika na podstawie kroków.

Roccat Cross katowałem również przy słuchaniu muzyki elektronicznej. Tutaj także nie mam zbyt wiele do zarzucenia. Jakość dźwięku jest poprawna i potrafi dawać satysfakcję. Zauważalna jest czystość brzmienia.

Głośność słuchawek jest wystarczająca. Włączenie maksymalnej wartości uwidacznia jednak drobne mankamenty, a dźwięk staje się nieco płaski. Nie ma to jednak miejsca podczas normalnych ustawień głośności.

Recenzja Roccat Cross 5

Podsumowanie

Roccat Cross to wyjątkowo udana konstrukcja, w której trudno znaleźć jakieś większe wady. Mamy do czynienia ze słuchawkami, które sprawdzą się w każdej sytuacji, a przy okazji nie rzucają się w oczy ze względu na agresywny design.

Jakość dźwięku nie pozostawia wiele do życzenia, choć momentami przydałaby się większa głębia basów. Są to jednak subiektywne odczucia osoby, która lubuje się w mocnym, „przebasowanym” brzmieniu. Nie można też przyczepić się do komfortu użytkowania, który stoi na przyzwoitym poziomie.

Za Roccat Cross w momencie publikacji tego artykułu należy zapłacić około 220 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). Jest to rozsądna suma, biorąc pod uwagę uniwersalność i jakość dźwięku. Jeżeli zatem poszukujecie konstrukcji o dobrym stosunku ceny do jakości, Roccat Cross będą odpowiednim wyborem.

ZaletyWady
Rozsądne rozmiary Brak
Jakość dźwięku
Uniwersalność
Dobry stosunek cena/jakość
Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

myPhone Hammer Iron 2 - test pancernego smartfona za 500 złmyPhone Hammer Iron 2 - test pancernego smartfona za 500 zł

$
0
0
Hammer Iron 2 2
Czy oprócz wytrzymałej obudowy oferuje coś więcej?

Firma myPhone odświeżyła pod koniec ubiegłego roku swoje portfolio wytrzymałych smartfonów. Jedną z propozycji jest budżetowy Hammer Iron 2. To urządzenie przeznaczone dla osób, które poszukują podstawowych funkcji smartfona połączonych z obudową, która potrafi sporo przetrwać.

Podczas kilkutygodniowych testów sprawdziliśmy, czy telefon nadaje się do codziennego użytkowania.

myPhone Hammer Iron 2Specyfikacja
Wyświetlacz IPS, 4 cale, 480 x 800 pikseli
Procesor MediaTek MT6580A 1,3 GHz
Pamięć RAM 1 GB
Pamięć wewnętrzna 8 GB
microSD do 32 GB
Aparat 5 Mpix (tył) + 2 Mpix (przód)
Bateria 2400 mAh
Łącznosć WiFi, Bluetooth, GPS
Waga 282 g
Wymiary 136 x 75.7 x 16.3 mm
System Android 6.0 Marshmallow

Wygląd i pierwsze wrażenia

Już na samym wstępie należy jasno określić, z czym mamy do czynienia. Obudowa Hammera Iron 2 do najsmuklejszych nie należy. Wręcz przeciwnie – wielkością przypomina konstrukcje sprzed kilkunastu lat.

Dzięki temu producentowi udało się jednak uzyskać odpowiednią odporność. Grube ramki wokół wyświetlacza zmniejszają prawdopodobieństwo jego uszkodzenia podczas upadku. Klapka, pod którą znajduje się bateria i karty SIM, jest przykręcana za pomocą metalowych śrubek. Dzięki temu sprzęt jest w pełni wodoodporny i charakteryzuje się certyfikatem IP68.

Hammer Iron 2 5

Główna część obudowy została wykonana z elastycznego, nieco ogumowanego plastiku. Z boku widoczne są kolejne śrubki, które w połączeniu ze specyficzną fakturą plecków tworzą iście industrialny design.

4-calowy ekran jest otaczany przed dość szerokie ramki. Na lewej krawędzi znajdziemy przyciski regulacji głośności, na prawej natomiast włącznik/wyłącznik ekranu oraz przycisk szybkiego dostępu do aparatu.

Hammer Iron 2 6

Obsługa urządzenia odbywa się za pomocą wirtualnych przycisków systemowych, umieszczonych zaraz pod wyświetlaczem. Ich działanie jest dość niefortunne. Podświetlają się dopiero po ich naciśnięciu. Korzystanie ze smartfona w ciemnościach nie należy zatem do najwygodniejszych, a ślepe próby wciśnięcia interesującego nas przycisku systemowego są na porządku dziennym.

Z tyłu urządzenia znajdziemy aparat fotograficzny wraz z diodą doświetlającą oraz logo Hammer Iron 2. Złącze ładowania tradycyjnie znajdziemy na dolnej krawędzi, natomiast słuchawkowe na górnej. Oba są zabezpieczone specjalnymi zaślepkami, by nie dostawała się tam woda.

Hammer Iron 2 3

Wymiary smartfona są dość pokaźne. Pomimo niewielkiego 4-calowego wyświetlacza obudowa jest ogromna i mierzy 16,3 mm grubości. Także waga nie należy do najmniejszych – 282 gramy.

Wszystko to sprawia, że sprzęt jest dość klockowaty, a użytkowanie nie należy do najwygodniejszych. To jednak cena, dzięki której otrzymujemy odporną na uszkodzenia obudowę. Osoby, którym nie zależy na wytrzymałości, powinny zainteresować się innym urządzeniem.

Wytrzymałość

myPhone Hammer Iron 2 reklamowany jest jako wytrzymały smartfon o wzmocnionej obudowie. Z tego też względu postanowiliśmy poddać go kilku nieco bardziej rygorystycznym testom.

W pierwszej kolejności sprawdziliśmy odporność urządzenia na wnikanie wody i pyłu. Pod tym względem obudowa wypada wzorowo. Telefon można wrzucić do zbiornika z wodą czy też umyć pod kranem. Nasz egzemplarz po wyjęciu nadal działał bezproblemowo.

Hammer Iron 2 8

Przetestowaliśmy też odporność obudowy na uszkodzenia. Staraliśmy się symulować codzienne użytkowanie smartfona, dlatego też zrzucaliśmy go na twarde podłoże z wysokości 1-1,1 m. To właśnie z takiego pułapu może nam przypadkowo wypaść z ręki.

Kilka rzutów o podłogę nie zrobiło na Hammerze Iron 2 większego wrażenia. Owszem, obudowa nieco się porysowała, ale grube ramki zdają się dość dobrze amortyzować upadek. Telefon spadł też bezpośrednio wyświetlaczem w dół bez szkodliwych dla niego efektów.

Hammer Iron 2 4

Hammer Iron 2 zaliczył też upadek ze schodów. Tutaj również jedyne co zauważyliśmy, to drobne, niewidoczne z daleka obtarcia. Postanowiliśmy zatem podnieść nieco poprzeczkę i zrzucić urządzenie z wysokości ok. 1,8 m.

W takim scenariuszu upadek na kafelki bezpośrednio na krawędź także nie zrobił na telefonie większego wrażenia. Oprócz drobnych rys na obudowie nie widać innych skutków bliskiego spotkania z ziemią.

Drugi upadek z podobnej wysokości sprawił natomiast, że z jednej strony otworzyła się klapka baterii, pomimo iż była dokręcona. W tym przypadku wystarczy jednak ponownie ją przymocować.

Jaki jest zatem werdykt? myPhone Hammer Iron 2 rzeczywiście nadaje się do pracy w trudniejszym terenie. Owszem, telefon można zniszczyć, ale trzeba się postarać. Przypadkowe upadki na podłogę z rozsądnej wysokości nie powinny wyrządzić mu większych szkód, choć tutaj oczywiście też dużo zależy od kąta „natarcia” i siły uderzenia. Nasze testy przeszedł niemal wzorowo.


Ekran

myPhone Hammer Iron 2 oferuje niewielki, 4-calowy wyświetlacz IPS działający w archaicznej już rozdzielczości 800 x 480 pikseli. Wartość ta nie zachwyca, choć przy takiej przekątnej nie daje zbyt mocno w kość.

Większym problemem jest reakcja ekranu na dotyk. Bardzo często wyświetlacz źle rozpoznawał moje intencje, aktywując funkcje, których nie chciałem. Działo się to np. podczas przewijania Facebooka. Zamiast przesuwania ekranu w dół aktywowane były poszczególne linki.

Hammer Iron 2 7

Niekiedy trudno też trafić w niewielką ikonkę. Wszystko to prowadzi do frustracji podczas codziennego użytkowania.

Problemy z wyświetlaczem są potwierdzane przez testy w AntuTu. Ekran potrafi rozpoznawać zaledwie dwa punkty styku jednocześnie. Dodatkowo gdy oba palce są zbliżone do siebie, pojawiają się przekłamania odczytu.

myphone hammer iron 2 antutuAnTuTu – test ekranu

Sama wielkość ekranu także nie pomaga. Pisanie na klawiaturze systemowej nie należy do najprzyjemniejszych. Owszem, można np. zainstalować SwiftKey i powiększyć przyciski, ale wtedy będą one zajmować znaczną część wyświetlacza. A jako użytkownik chciałbym też widzieć pole, w którym wpisuję tekst i kawałek strony/komunikatora/czegokolwiek.

Niestety słabo też wypada odwzorowanie kolorów. Barwy sprawiają wrażenie wyblakłych i wypłowiałych. Osoby poszukujące żywych kolorów zdecydowanie trafiły pod zły adres.

Całkiem nieźle prezentują się natomiast kąty widzenia, które są standardowe dla tego typu urządzeń. Nie miałem problemów z oglądaniem wideo np. leżąc w łóżku i trzymając telefon w dziwnej pozycji.

Wydajność i bateria

myPhone Hammer Iron 2 to sprzęt z budżetowej półki, dlatego też nie ma co po nim oczekiwać zbyt dużej wydajności. Smartfon został wyposażony w czterordzeniowy procesor MediaTek MT6580A taktowany z częstotliwością 1,3 GHz. Do tego dochodzi zaledwie 1 GB pamięci RAM.

Przeciętną specyfikację niestety czuć podczas użytkowania. System potrafi się przyciąć, a uruchamianie aplikacji może trwać nawet kilka sekund. Jest to szczególnie widocznie w aplikacji Facebooka, która do najlżejszych nie należy. Przewijaniu treści często towarzyszą nieprzyjemne przycięcia.

Ograniczoną wydajność potwierdzają także benchmarki oraz testy w grach. W przypadku tych ostatnich należy się ograniczyć do prostych tytułów. Te z bardziej wymagającą grafiką odbiją się Hammerowi czkawką. Telefon wykręca w AnTuTu nieco ponad 20 tys. punktów.

myphone hammer iron 2 antutumyPhone Hammer Iron 2 – test w AnTuTu

Przyzwoicie wypada natomiast zużycie energii. Na jednym ładowaniu baterii przy normalnym użytkowaniu telefon wytrzymuje do dwóch dni. Jeżeli z urządzenia korzystamy nieco bardziej intensywnie, możemy liczyć na pełny dzień (a nawet trochę więcej) pracy. Czas aktywności ekranu ze spokojem dobija do 5 godzin, co jest zadowalającym wynikiem.

myphone hammer iron 2 bateriamyPhone Hammer Iron 2 – wytrzymałość baterii

System i oprogramowanie

myPhone Hammer Iron 2 został oparty o Androida 6.0 Marshmallow. Jak na tę półkę cenową jest całkiem nieźle. Producent nie tworzył własnej nakładki i ograniczył się do umieszczenia kilku śmieciowych, niepotrzebnych aplikacji, które od początku atakują nas na ekranie głównym.

W niektórych elementach systemu widać brak zdecydowania i niedociągnięcia. Przykładowo domyślna aplikacja SMS każdą wiadomość podpisuje jako „Wysłane z Hammer Iron 2”. Podpis można skasować w ustawieniach, ale i tak nie zostanie on do końca usunięty. Zamiast niego pozostaje bowiem pusta linia. Na szczęście w systemie dostępna jest też aplikacja SMS od Google i szybko można się na nią przełączyć. Po co jednak dwa programy do tego samego?

myphone hammer iron 2 systemEkran główny, szuflada aplikacji i lista uruchomionych programów


Dziwnie działają też funkcje przycisków systemowych. Ten zlokalizowany po prawej stronie nie służy do otwierania listy uruchomionych aplikacji. Zamiast tego aktywuje… edycję ekranu głównego, czyli funkcję, z której korzystamy maksymalnie raz na miesiąc.

Do listy uruchomionych aplikacji można się natomiast dostać dzięki dłuższemu przytrzymaniu środkowego przycisku. Nie jest to zbyt intuicyjne rozwiązanie.

myphone hammer iron 2 pamiecDostępna ilość miejsca, pamięć RAM oraz informacje o telefonie

Błędów jest znacznie więcej. Jeden z nich dotyczy np. aktywowania głośnika za każdym razem, gdy wyświetlony zostanie film z wyciszonym dźwiękiem. Towarzyszą temu dziwne trzaski i syki dochodzące z głośnika. Sytuacja ta powtarza się bardzo często np. podczas przeglądania Facebooka, gdzie pełno jest samoczynnie aktywujących się, wyciszonych filmików.

Aparat fotograficzny

myPhone Hammer Iron 2 oferuje dwa aparaty fotograficzne. Główny wykonuje zdjęcia w rozdzielczości 5 Mpix, choć dzięki interpolacji można ją zwiększyć do 8 Mpix. Przednia kamerka pracuje natomiast w rozdzielczości 2 Mpix.

Aplikacja aparatu jest dość standardowa. Możemy w niej zmienić rozdzielczość zdjęć czy dostosować ekspozycję. Są też proste efekty kolorów, tryb upiększania twarzy, panorama i HDR. Obsługa jest komfortowa. Dodatkową wygodę zapewnia fizyczny przycisk, który po aktywowaniu od razu przenosi nas do aplikacji aparatu.

myphone hammer iron 2 aparatAplikacja aparatu

Jakość zdjęć z głównego obiektywu jest rozsądna, biorąc pod uwagę półkę cenową. Aparat w miarę sprawnie radzi sobie przy dobrym oświetleniu. W przypadku nieco ciemniejszej scenerii pojawiają się problemy – widoczne są szumy i niedoskonałości obrazu, a zdjęcia są niezachęcające.

Na kamerkę przednią spuścimy zasłonę milczenia. Do awaryjnych sytuacji powinna wystarczyć, ale można zapomnieć o robieniu selfie, które staną się hitem Instagrama.

Hammer Iron 2 9

Poniżej prezentujemy kilka zdjęć wykonanych za pomocą obiektywu głównego (kliknij, aby powiększyć).

myphone hammer iron 2 przykładowa fotografia myphone hammer iron 2 przykładowa fotografia
myphone hammer iron 2 przykładowa fotografia myphone hammer iron 2 przykładowa fotografia

Podsumowanie

myPhone Hammer Iron 2 to smartfon bardzo nierówny. Z jednej strony oferuje wytrzymałą obudowę, która przyda się do pracy w nieco bardziej wymagającym terenie, z drugiej korzystanie z urządzenia nie należy do najprzyjemniejszych.

Z minusów należy wymienić przede wszystkim kiepskiej jakości wyświetlacz, który słabo reaguje na dotyk. Do tego dochodzi zaledwie przeciętna wydajność podzespołów.

Nie należy jednak zapominać o cenie, nieprzekraczającej 500 złotych (zobacz oferty w sklepach internetowych). W tym przedziale nie można oczekiwać cudów, szczególnie jeżeli zależy nam na wytrzymałej obudowie.

Z tego też względu Hammer Iron 2 może być atrakcyjną ofertą dla osób o ograniczonym budżecie, które koniecznie potrzebują wzmacnianej obudowy. W każdym innym przypadku w podobnej kwocie można zakupić sprzęt nie tylko szybszy, ale również zgrabniejszy.

Hammer Iron 2 1

ZaletyWady
Solidna, wytrzymała obudowa Kiepska jakość ekranu
W miarę rozsądna cena Przeciętne parametry
Przyzwoity czas pracy na baterii Niedopracowania systemu i zbędne aplikacje

Hykker Splash BT - test taniego bezprzewodowego głośnika z BiedronkiHykker Splash BT - test taniego bezprzewodowego głośnika z Biedronki

$
0
0
Hykker Splash BT 7
Idealny pod prysznic?

Do sprzedaży w Biedronce trafił kolejny produkt marki Hykker. Splash BT to nic innego, jak bezprzewodowy głośnik z odporną na zachlapania obudową. Dzięki temu możemy z niego korzystać np. pod prysznicem. Czy warto się nim zainteresować? Sprawdzamy!

Hykker Splash BTSpecyfikacja
Typ Głośnik bezprzewodowy
Sterowanie Przyciski na obudowie
Łączność Bluetooth 3.0
Akumulator 400 mAh
Waga netto 139 g
Wymiary 87 x 95 x 35 mm

Wygląd i pierwsze wrażenia

Do naszej redakcji dotarł głośnik w kolorze żółtym. Został on pokryty czarną gumą, która ma izolować wodę od elektronicznych podzespołów. Czarna jest także maskownica głośnika.

Sprzęt charakteryzuje się okrągłym kształtem. Na górze umieszczony został plastikowy uchwyt, za pomocą którego możemy go zawiesić w łazience. Jest też przydatna przyssawka, dzięki której głośnik przyczepimy np. do kafelków pod prysznicem.

Hykker Splash BT 1

Nie zawsze się to jednak sprawdza. Podczas testów miałem kłopoty z przyczepieniem głośnika do kafelków w taki sposób, by nie spadał. Nie było natomiast problemów z umocowaniem głośnika na metalowej rączce. Do niej przyssawka przywierała dość mocno. Mocowanie jest zatem kapryśne.

Hykker Splash BT 8

Inne elementy wykonania także zasługują na nieco krytyki. Gumowa zaślepka, która chroni port USB i czytnik kart microSD przed dostaniem się wody, w moim przypadku zniszczyła się już podczas pierwszego ładowania. W efekcie nie mogłem jej do końca wcisnąć w swoje miejsce, co może w późniejszym czasie doprowadzić do zalania. Póki co, elektronika działa.

Hykker Splash BT 9

Po macoszemu potraktowane zostały także przyciski służące do obsługi głośnika. Te zostały umieszczone wokół okrągłej bryły, co samo w sobie nie jest zbyt wygodnym rozwiązaniem. Podczas chwytania można bowiem omyłkowo aktywować jakąś funkcję. Zdarza się to stosunkowo często.

Największym mankamentem jest jednak niedziałający przycisk do zmiany utworu/zwiększania głośności. Nie można go w ogóle wcisnąć. Odnoszę wrażenie, że w ogóle nie został tam umieszczony, choć oznakowanie na obudowie sugeruje coś innego. Być może to bolączka mojego egzemplarza.

Tym samym podczas kąpieli muzykę możemy sobie ściszyć, ale podgłośnić już nie. To samo tyczy się przełączania utworów – wstecz jest dostępne, ale do przodu nie. Oczywiście regulacji głośności można dokonać z poziomu smartfona, ale niesmak pozostaje.

Na chwilę warto zatrzymać się przy kwestii wodoodporności. Głośnik testowałem głównie pod prysznicem i wyszedł on bez najmniejszego szwanku, choć warto nadmienić, że nie trzymałem go bezpośrednio pod strumieniem wody. Pod tym względem sprzęt spełnia swoje zadanie, ale wzbudza nieco wątpliwości wspomnianą zaślepką. Jest to jednak usterka (miejmy nadzieję) pojedynczego egzemplarza.

Hykker Splash BT 2

Funkcje, bateria, jakość dźwięku

Hykker Splash BT łączy się z urządzeniami za pomocą modułu Bluetooth. Nie ma z tym żadnych problemów. Zasięg jest dość standardowy – do 10 metrów nie powinny występować żadne zakłócenia. Spokojnie przemieszczałem się z głośnikiem po całym mieszkaniu, nie odnotowując żadnych zniekształceń dźwięku.

Za pomocą wbudowanych przycisków możliwe jest pauzowanie utworu, zmniejszanie głośności, a nawet odbieranie połączeń przychodzących. Jakość rozmów stoi na przyzwoitym poziomie, biorąc pod uwagę ogólną jakość głośnika.

Muzykę można odtwarzać ze smartfona lub tabletu z modułem Bluetooth, a także z karty microSD. Zabrakło tu chociażby radia FM, ale dla wielu to zbędny dodatek.

Jak natomiast wypada sama jakość dźwięku? Przeciętnie. Co prawda uszy nie bolą podczas słuchania, jednak z drugiej strony nie ma też mowy o znakomitym brzmieniu. Zresztą nie spodziewałem się tego po tanim głośniku, którego główną cechą jest odporność na zachlapania.

Hykker Splash BT 3

Wszystkie pasma grają dość standardowo. Żadne tony nie wyróżniają się ani na plus, ani na minus. Warto jednak podkreślić, że basy wyjątkowo nie są płaskie, co jest cechą charakterystyczną praktycznie wszystkich głośników Hykkera.

Jak wygląda czas pracy na baterii? Producent sugeruje około 5 godzin działania na jednym ładowaniu. W moim przypadku udało się przewyższyć ten wynik. Głośnik bezproblemowo grał przez około 6-7 godzin, choć oczywiście nie był ustawiony na maksymalną głośność.

Hykker Splash BT 5

Podsumowanie

Jaki jest zatem końcowy werdykt? Hykker Splash BT nie jest konstrukcją idealną. Problemy z zaślepką i niedziałający przycisk nie świadczą dobrze o tym produkcie. Z drugiej jednak strony, jeżeli poszukujemy taniego głośnika z odporną na zachlapania obudową i nie zależy nam na wysokiej jakości dźwięku, Splash BT może być ciekawą propozycją. Sprzęt można kupić w Biedronce za niespełna 50 złotych.

ZaletyWady
Odporna na zachlapania obudowa Nieprzemyślane i niedziałające przyciski
Zadowalający czas pracy na baterii Przeciętne wykonanie gumowej zaślepki
Niska cena

Hykker Power Bank Solar 4000 - test solarnego powerbanka z BiedronkiHykker Power Bank Solar 4000 - test solarnego powerbanka z Biedronki

$
0
0
Hykker Power Bank Solar 4000 1
Bank energii z panelem słonecznym.

W dyskontowych koszach Biedronki można przez kilka najbliższych tygodni znaleźć powerbank z funkcją ładowania słonecznego. Czy produkt marki Hykker jest idealnym kompanem w podróży, ratującym nas od braku energii w najmniej oczekiwanym momencie? Sprawdzamy.

Hykker Power Bank Solar 4000Specyfikacja
Akumulator 3900 mAh
Ładowanie microUSB - USB (typ A) 5 V 500mA
Wejście microUSB 5V 1A
Wyjście 2 x USB 5V 1A
Dodatkowe Wbudowana latarka
Waga 145 g
Wymiary 146 x 75 x 15 mm

Wygląd i pierwsze wrażenia

Power Bank Solar 4000, bo tak nazywa się sprzęt, dostępny jest w dwóch wersjach: czarnej oraz czarno-żółtej. Do naszej redakcji dotarł drugi z wymienionych wariantów.

Już podczas wyjmowania z pudełka w oczy rzucają się dość spore wymiary gadżetu. Ponad 14 centymetrów długości i 7 szerokości to dużo, jak na urządzenie z ogniwem o pojemności zaledwie 3900 mAh.

Hykker Power Bank Solar 4000 3
Jest to oczywiście podyktowane umieszczeniem panelu słonecznego. To właśnie on zajmuje lwią część wykonanej z plastiku obudowy. Na szczęście producent pomyślał o gumowym wykończeniu, dzięki czemu gadżet powinien być odporniejszy na ewentualne upadki. Z jednej strony zastosowano również uchwyt, za pomocą którego powerbank przytwierdzimy np. do plecaka. Dzięki temu, będzie on (teoretycznie) cały czas magazynować energię słoneczną.

Na lewej krawędzi umieszczona została niewielka latarka. Power Bank Solar 4000 może zatem posłużyć do przyświecenia sobie w ciemnym pomieszczeniu.

Gadżet oferuje dwa tradycyjne złącza USB, za pomocą których możemy ładować inne urządzenia. Wejście microUSB służy natomiast do ładowania samego powerbanka.

Hykker Power Bank Solar 4000 4

Wszystkie złącza są ukryte pod gumowymi zaślepkami. I właśnie tu pojawia się pierwszy mankament. Są one osadzone dość głęboko w obudowie, przez co zwykły kabel microUSB będzie się samoczynnie wypinać. Potrzebny jest kabel o wydłużonej końcówce, jaki znajdziemy np. w serii smartfonów myPhone Hammer. Niestety, producent nie dodał takiego do powerbanka, co oznacza, że bez zakupienia dodatkowego kabla gadżet będzie bezużyteczny.

Wydajność ogniwa

Pełne naładowanie baterii za pomocą kabla microUSB zajmuje około 4 godzin. Niestety wydajność ogniwa o pojemności 3900 mAh nie jest zbyt duża. W rzeczywistości udało mi się nią jednokrotnie naładować Huawei P9 Lite, którego pojemność baterii wynosi 3000 mAh. Na drugie ładowanie „soków” już niestety zabrakło. Straty energii podczas ładowania są zatem stosunkowo duże. Pochwalić należy natomiast całkiem szybkie przekazywanie energii. Ładowanie smartfona trwało niewiele dłużej niż z tradycyjnego gniazdka.

Hykker Power Bank Solar 4000 2

Jak sprawuje się funkcja ładowania słonecznego? Bardzo kiepsko. Po przeleżeniu cały dzień na słońcu na świeżym powietrzu, powerbank nie naładował się prawie wcale. Zmagazynowaną energią udało mi się podładować P9 Lite o zaledwie 1%.

Panel słoneczny należy zatem traktować jako atrapę. Zebrana za jego pomocą energia może, co najwyżej posłużyć do chwilowego zaświecenia latarki, a nie ładowania jakiegokolwiek urządzenia.

Hykker Power Bank Solar 4000 5

Podsumowanie

Czy zatem Hykker Power Bank Solar 4000 ma jakiś sens? Trudno doszukiwać się tu realnego zastosowania. Wydajność ogniwa nie jest najlepsza, konstrukcja jest stosunkowo duża, a panel słoneczny po prostu nie działa.

Producent życzy sobie za to „cudo” 49,99 zł. To zdecydowanie za dużo. W podobnej cenie znajdziemy znacznie wydajniejszego powerbanka, bez zbędnego panelu słonecznego. Warto też rozważyć dołożenie kilku złotych i zakupienie banku energii o większej pojemności ogniwa.

ZaletyWady
Wytrzymała obudowa Brak odpowiedniego kabla w zestawie
  Kiepska wydajność ogniwa
  Panel słoneczny praktycznie nie działa
Viewing all 789 articles
Browse latest View live