Quantcast
Channel: INSTALKI.pl - News
Viewing all 789 articles
Browse latest View live

Test QCY T1C - niedrogich dokanałowych słuchawek bezprzewodowychTest QCY T1C - niedrogich dokanałowych słuchawek bezprzewodowych

$
0
0
DSC 1610Niewielkie pchełki o sporym potencjale.

Moda na niewielkie bezprzewodowe słuchawki, zapoczątkowana przez Apple AirPods, trwa w najlepsze. Chińskie firmy prześcigają się, by zaoferować rozsądną jakość dźwięku i użytkowania w niskiej cenie, dzięki której na gadżet tego typu może sobie pozwolić praktycznie każdy.

Podobnie jest w przypadku QCY T1C. To prawdziwie bezprzewodowe pchełki, które kupimy za nieco ponad 100 złotych. Czy za tak niewygórowaną kwotę można otrzymać sprzęt, który choć w pewnej części spełni nasze oczekiwania? Sprawdzamy!

Wygląd i konstrukcja

Wyjmując z pudełka bezprzewodowe słuchawki, których koszt nie przekracza 140 złotych, nie oczekuję cudów. Tym milej zostałem zaskoczony jakością wykonania QCY T1C. Pchełki sprawiają wrażenie bardzo solidnych. Wykonane są oczywiście z tworzywa sztucznego, ale jego jakość zasługuje na pochwałę.

Słuchawki przechowywane są w specjalnym etui, które pełni również dla nich rolę powerbanka. Dzięki temu ich bateria jest podładowywana za każdym razem, gdy odłożymy je na miejsce.

DSC 1607

Etui jest stosunkowo niewielkie, choć zauważalnie większe od Xiaomi AirDots. Mimo wszystko można je komfortowo przenosić w plecaku czy torebce. Zmieści się także w luźniejszej kieszeni, choć w ciaśniejszych jeansach może nieco uwierać.

Zarówno pudełko do przechowywania, jak i same słuchawki zostały utrzymane w czarnym kolorze, który wygląda schludnie. W etui zastosowano magnetyczny mechanizm, który dość mocno przyciąga do siebie słuchawki. Dzięki temu zawsze mamy pewność, że są one odpowiednio odłożone na miejsce. Silne przyciąganie rekompensuje brak klapki do zamykania etui.

DSC 1608

Do budowy samych słuchawek również nie mogę się przyczepić. Są odpowiednio lekkie, a po włożeniu do ucha mocno trzymają się małżowiny. Ze względu na ich wagę już po chwili zapominamy, że z nich korzystamy. Nie przeszkadzają nawet po 3-4 godzinach ciągłego użytkowania.

W przeciwieństwie do Xiaomi AirDots, QCY T1C nie posiadają panelu dotykowego i… chwała im za to. Zamiast tego mamy tradycyjny, wciskany panel pełniący funkcję przycisku. Być może nie jest to najlepsze rozwiązanie, gdyż wciskając go dociskamy też nieco słuchawki do uszu, co nie jest do końca komfortowe. Z drugiej jednak strony wciskane przyciski zapewniają większą kontrolę nad funkcjami i gwarantują brak pomyłki, co w przypadku panelu dotykowego nie jest tak oczywiste.

W pudełku oprócz słuchawek znajdziemy też krótki kabel microUSB do ładowania etui. Producent nie zapomniał o dwóch dodatkowych zestawach gumek w różnych rozmiarach, dzięki którym możemy dostosować ich wielkość do naszych uszu.

Jest też instrukcja obsługi, która o dziwo oprócz języka chińskiego, wydrukowana została dodatkowo w o wiele bardziej zrozumiałym języku angielskim. Dzięki temu możemy szybko podejrzeć wszystkie funkcje słuchawek.

DSC 1613

Bateria i funkcje

QCY T1C na jednym ładowaniu potrafią zaoferować nawet 4-5 godzin słuchania muzyki. To bardzo dobry wynik, zważając na fakt, że pełne naładowanie etui pozwala na około 4-krotne podładowanie pchełek. W efekcie otrzymujemy zestaw, który wystarcza na około 15-20 godzin działania. W moim przypadku sprowadzało się to do tego, że etui ładowałem raz w tygodniu.

Słuchawki podładowują się za każdym razem, gdy umieścimy je w dedykowanym etui. Dzięki temu podczas testów nigdy nie zastała mnie sytuacja, w której musiałem zrezygnować ze słuchania muzyki ze względu na wyczerpaną baterię.

Pełne naładowanie słuchawek w etui zajmuje około 30-40 minut, choć finalny czas zależy oczywiście od stopnia ich rozładowania. Natomiast swoisty powerbank w postaci etui ładuje się do pełna w nieco ponad 2 godziny.

Parowanie słuchawek jest bardzo proste i nie nastręcza żadnych problemów. Po skojarzeniu ich z telefonem automatycznie podłączają się do niego za każdym razem, gdy wyjmiemy je z etui. Ani razu nie spotkałem się z problemem desynchronizacji czy włączenia tylko jednej słuchawki. Pod tym względem QCY T1C wygrywają z przytaczanymi tu już Xiaomi AirDots, które niekiedy miewały swoje „fochy”.

DSC 1616

Bardzo dobrze wypadają też funkcje dodatkowe. Aktywujemy je przyciskami umieszczonymi na obu pchełkach. Jednokrotne naciśnięcie pauzuje odtwarzanie. Podwójne kliknięcie przeskakuje jeden utwór do przodu, a na przykład przytrzymanie przycisku przez sekundę aktywuje asystenta głosowego (np. Google Assistant), jednak rozpoznawanie komend ze względu na przeciętną jakość wbudowanego mikrofonu, stoi na kiepskim poziomie.

Za pomocą słuchawek można też odbierać i odrzucać połączenia telefonicznie. Jakość rozmów jest jednak słaba. Należy mówić głośno i wyraźnie, by nasz rozmówca nas zrozumiał. Rozmawiając nieco ciszej otrzymywałem informację, że mówię niezrozumiale.

Jakość dźwięku

Tym samym dochodzimy do najważniejszej kwestii każdych słuchawek – jakości dźwięku. Jak pod tym względem wypada QCY T1C? Przyzwoicie, ale nie obyło się bez mankamentów.

Zacznijmy jednak od pozytywów. Słuchawki oferują całkiem niezły bas, który potrafi pokazać pazur w szczególnie niskich częstotliwościach. Przyjemnie łechce ucho i daje o sobie znać w odpowiednich momentach. Dzięki temu słuchanie energicznej muzyki jest znacznie przyjemniejsze.

Rozbudowany bas potrafi jednak przytłaczać resztę pasm, które niekiedy są przez to tłumione. Ich jakość nie należy zresztą do najlepszych. Średnie i wysokie tony nie wykorzystują pełni swojego potencjału. Momentami potrafią być przygłuszone, czy wręcz płaskie, przez co słuchawki tracą nieco na walorach muzycznych.

To samo tyczy się sceny muzycznej, która nie jest zbyt szeroka. Poszczególne instrumenty zlewają się w całość i raczej trudno jest dokładnie je wyodrębnić. Barwa muzyczna posiada nieco szumów, ale w ogólnym rozrachunku nie jest najgorzej, jeżeli weźmiemy pod uwagę cenę słuchawek.

Jeżeli miałbym wskazać największy atut QCY T1C, będą to z pewnością zadowalające basy. Miłośnicy niższych brzmień powinni być zatem zadowoleni.

Muszę też pochwalić izolację otoczenia. Ta stoi na naprawdę wysokim poziomie. Włączenie muzyki na 3/4 głośności sprawia, że praktycznie nie słyszymy dźwięków z zewnątrz.

DSC 1617

Podsumowanie

Przyznam szczerze, że QCY T1C pozytywnie mnie zaskoczyły. Solidna jakość wykonania, przemyślana obsługa za pomocą wciskanych paneli czy wygodna i ergonomiczna konstrukcja przemawiają za ich zakupem.

Nieźle wypada też czas pracy na baterii, jak i ogólna jakość dźwięku. Z ostatniego zadowoleni będą przede wszystkim miłośnicy mocniejszego basu. Brakuje tu nieco czystości dźwięku, ale nie można mieć wszystkiego.

Chiński produkt wykręca bardzo dobry wynik, zważając na cenę zestawu i z podniesioną głową staje w szranki między innymi z Xiaomi AirDots. To słuchawki godne polecenia!

Słuchawki bezprzewodowe QCY T1C do testów dostarczył sklep geekbuying.pl - w momencie publikacji testu, dostępne są one  w cenie 99 zł. Dodatkowym atutem jest fakt, że sklep oferuje szybką dostawę z polskiego magazynu. 

Plusy:
- przyzwoita jakość dźwięku
- niezłe basy
- wygoda użytkowania
- przemyślane przyciski
- zadowalająca bateria

Minusy:
- tony średnie i wysokie mogłyby być ciut lepsze
- słaba jakość mikrofonu


Test Xiaomi Airdots TWS - tanich słuchawek bezprzewodowychTest Xiaomi Airdots TWS - tanich słuchawek bezprzewodowych

$
0
0
Xiaomi AirDots Youth Edition 3Bezprzewodowy komfort w rozsądnej cenie.

Xiaomi znane jest z kopiowania konkurencji. Firma wyrobiła sobie markę między innymi poprzez wzorowanie się na Apple. Dziś to producent, który ma w portfolio szeroką gamę urządzeń. Wśród nich znajdziemy AirDots (znane również jako Xiaomi AirDots Youth Edition), czyli bezprzewodowe słuchawki, mające w znacznie niższej cenie zaoferować funkcje AirPodsów od Apple. Jak niewielkie pchełki sprawują się w codziennym użytkowaniu? Sprawdzamy.

Wygląd i konstrukcja

Pchełki to odpowiednie określenie dla Xiaomi AirDots. Słuchawki są bowiem niezwykle małe. Aby ułatwić ich przenoszenie i ładowanie, w zestawie dostępny jest również niewielki, zamykany pojemnik, w którym możemy przechowywać słuchawki, jeśli ich nie używamy.

Wspomniane plastikowe etui mieści się w dłoni. Niewielkie rozmiary sprawiają, że można go mieć zawsze przy sobie. Nie tylko w torbie, ale nawet i w kieszeni spodni. Dzięki temu nigdy nie będziemy się rozstawać z ulubioną muzyką.

Xiaomi AirDots Youth Edition 1

Etui wykonane jest z wysokiej jakości białego plastiku. W środku znajdziemy wyżłobienia, w które możemy włożyć słuchawki. Ich wkładanie jest niezwykle proste dzięki zastosowanemu magnesowi, który przyciąga pchełki w odpowiednie miejsce.

Niewielki pojemnik pełni też funkcję powerbanka, za pomocą którego możemy w dowolnym momencie ładować nasze słuchawki. Po skończeniu słuchania wystarczy umieścić je w etui, by rozpocząć uzupełnianie energii. Ładowanie odbywa się zatem mimochodem, dzięki czemu słuchawki praktycznie zawsze są gotowe do działania.

Same słuchawki również zostały utrzymane w białym kolorze. Ich niewielkie rozmiary sprawiają, że świetnie pasują do uszu, a przyznam szczerze, że za dokanałówkami zazwyczaj nie przepadam.

Xiaomi AirDots Youth Edition 2

Z tymi nie miałem jednak żadnego problemu. Wystarczy odpowiednio je przekręcić i umieścić w małżowinie usznej w pozycji poziomej, by uzyskać całkiem niezły dźwięk. AirDotsy świetnie trzymają się przy tym ucha i nie wypadają przy byle okazji. Byłem w stanie chodzić w nich po mieście bez obawy, że zgubię którąś z nich, choć na intensywny trening w plener raczej w nich bym się nie wybrał.

Grzbiet obu słuchawek został wyposażony w panel dotykowy, służący do aktywowania kilku funkcji. Jest on jednak umieszczony nieco niefortunnie. Bardzo często aktywowałem go w momencie, gdy chciałem po prostu poprawić jedną słuchawkę. Bywa to irytujące.

Co jeszcze znajdziemy w pudełku? Zestaw gumek w różnych rozmiarach, by dopasować słuchawki do rozmiaru uszu oraz krótki kabel USB do ładowania. Jest też instrukcja obsługi, ale ze względu na fakt, iż w całości jest po chińsku, dla większości obywateli naszego kraju będzie bezużyteczna.

Xiaomi AirDots Youth Edition 4

Bateria i funkcje

Xiaomi AirDots na jednym ładowaniu oferują około czterech godzin słuchania muzyki. Etui potrafi natomiast podładować słuchawki do pełna około trzy razy. Jak nietrudno policzyć – bez szukania źródła prądu otrzymujemy nawet 12 godzin działania.

Nieźle wypadają też czasy ładowania. Słuchawki w etui ładują się mniej niż godzinę. Zazwyczaj nie jest to więcej, jak kilkanaście minut. Trudno to dokładnie zmierzyć, gdy słuchawek używa się regularnie i równie regularnie odkłada się je do etui. Wspomniany pojemnik ładujemy natomiast za pomocą złącza microUSB i trwa to około 1,5 godziny. Szkoda, że Xiaomi nie zastosowało coraz popularniejszego USB typu C.

Xiaomi AirDots łączą się ze smartfonem za pomocą Bluetooth 5.0. Słuchawki aktywują się zaraz po wyciągnięciu z etui i automatycznie odnajdują wcześniej sparowane urządzenie. Domyślnie to prawa pchełka jest tą główną i wystarczy, że to właśnie ona zostanie poprawnie połączona. Lewa chwilę później automatycznie się synchronizuje.

W trakcie użytkowania nie miałem większych problemów z parowaniem. W razie potrzeby, gdy słuchawki utracą synchronizację, można je przywrócić do stanu początkowego, wykonując twardy reset. Wystarczy przytrzymać 20 sekund panel dotykowy obu pchełek.

Xiaomi AirDots Youth Edition 7

A skoro już o panelu mowa, to jest on dość niedokładny. Nie zawsze wyłapuje nasze polecenia, przez co niekiedy zamiast spauzować muzykę, uda nam się wyłączyć jedną ze słuchawek.

Zestaw rozpoznawanych przez panel gestów również nie jest zbyt duży. Krótkie dotknięcie sprawi, że muzyka przestanie grać, choć dzieje się to z wyraźnym opóźnieniem. Szybkie dwukrotne puknięcie aktywuje asystenta głosowego, co w obliczu dostępności Asystenta Google w języku polskim zyskuje na znaczeniu. Przytrzymanie panelu przez pięć sekund wyłącza natomiast daną słuchawkę.

Irytujące potrafią być też komunikaty głosowe, bowiem są one wypowiadane wyłącznie w języku chińskim, przez co nie wiemy, co dokładnie oznaczają. Cóż, taka już jest cena kupowania tanich urządzeń Xiaomi, które oficjalnie nie są dostępne w Polsce.

Xiaomi AirDots Youth Edition 6

Jakość dźwięku

A jak AirDotsy radzą sobie z odtwarzaniem muzyki? Przyzwoicie, choć nie rewelacyjnie. Pchełki grają całkiem przyjemnie, stawiając na stonowaną barwę. Wysokie i średnie pasma dobrze współgrają ze sobą, odpowiednio akcentując między innymi wokale.

Niskie częstotliwości nieco od nich odstają. Co prawda są w miarę wyczuwalne, jednak brakuje im głębi i odpowiedniej mocy, przez co słuchanie np. muzyki elektronicznej jest nieco zubożone. Chciałoby się więcej.

Momentami brakowało mi także wyraźnego odseparowania poszczególnych instrumentów. Niekiedy potrafiły się ze sobą zlewać, tworząc wrażenie lekkiego zaszumienia. O najczystszym dźwięku mówić tu niestety nie można.

W ogólnym rozrachunku nie jest jednak źle, biorąc pod uwagę, że są to prawdziwie bezprzewodowe słuchawki, dostępne za około 200 złotych. W tej cenie nie można oczekiwać krystalicznie czystego dźwięku i potężnych basów.

Xiaomi AirDots Youth Edition 5

Podsumowanie

Xiaomi AirDots to ciekawa konstrukcja i jednocześnie atrakcyjna propozycja dla osób, które szukają niewielkich, bezprzewodowych pchełek w rozsądnej cenie (w przeliczeniu na polską walutę należy za nie zapłacić około 200 zł). Oferują niezłą, choć nieidealną jakość dźwięku, wysoką wygodę użytkowania, a także długi czas pracy na baterii.

Z drugiej strony przeszkadza nieco panel dotykowy, który bardzo często aktywowałem zupełnie przez przypadek. Średnio wypadają też komunikaty w języku chińskim. Można się jednak do nich przyzwyczaić.

Czy zatem warto? Jeżeli zależy nam na przyzwoitych słuchawkach bezprzewodowych oferujących rozsądną jakość dźwięku, Xiaomi AirDots będą odpowiednim wyborem. Należy jednak pamiętać, że nie są one pozbawione wad.

Słuchawki bezprzewodowe Xiaomi Airdots TWS do testów dostarczył sklep geekbuying.pl - w momencie publikacji testu, dostępne są one za niespełna 190 zł. Korzystając z kodu zniżkowego BF3D8IC7 można obniżyć cenę do 179.99 zł.  Dodatkowym atutem jest fakt, że sklep oferuje szybką dostawę z polskiego magazynu. 

Plusy:
- wygodne etui
- czas pracy na baterii
- ergonomiczny kształt, dobrze trzymają się uszu

Minusy:
- przeciętnie działający panel dotykowy
- komunikaty w języku chińskim

Recenzja ESET Internet Security - kompleksowego pakietu bezpieczeństwaRecenzja ESET Internet Security - kompleksowego pakietu bezpieczeństwa

$
0
0
Recenzja ESET Internet Security 2019Czy najnowsza wersja oprogramowania antywirusowego jest godna polecenia?

ESET Internet Security 2019 to najnowsza wersja popularnego oprogramowania antywirusowego, wprowadzająca kilka nowości, w tym między innymi rozbudowany raport bezpieczeństwa czy monitor sieci domowej. Czy warto zainteresować się tym rozwiązaniem i wykupić roczną licencję? Sprawdzamy!

Instalacja i użytkowanie

ESET Internet Security na 2019 rok kontynuuje prostotę, jaką charakteryzowały się poprzednie wersje. Dzięki temu instalacja oprogramowania jest prosta i przyjemna.

Tuż po starcie programu narzędzie automatycznie uruchamia pierwsze skanowanie systemu i aktualizuje swoje sygnatury. Dzięki temu już od samego początku otrzymujemy dobre fundamenty pod ochronę naszego komputera.

2019-04-23 21h33 44

Interfejs antywirusa jest schludny i przejrzysty. Podoba mi się fakt, że producent nie przepakował go funkcjami i odpowiednio wyważył ich liczbę. Dzięki temu na pierwszym planie umieszczone zostały najważniejsze moduły, związane między innymi z aktualizacją sygnatur czy skanowaniem komputera.

Podobny zabieg widać na ekranie narzędzi. Domyślnie dostępne są tam wyłącznie trzy najważniejsze – monitor sieci domowej, ochrona bankowości internetowej i anti-theft. Są to funkcje, z których prawdopodobnie będziemy korzystać najczęściej. Reszta jest ukryta pod specjalnym przyciskiem. Jego naciśnięcie sprawia, że wyświetlana jest pokaźna lista możliwości. To prawdziwy raj dla osób, które lubią zagłębić się w zaawansowane możliwości antywirusa.

2019-04-23 21h33 58

2019-04-23 21h34 01

Zainstaluj i zapomnij

ESET Internet Security na 2019 rok został skonstruowany w taki sposób, aby po ustawieniu wszystkich opcji według własnych preferencji zapomnieć, że on w ogóle istnieje. Antywirus działa w tle i stara się nam nie przeszkadzać w codziennej pracy, o ile oczywiście nie wykryje złośliwego oprogramowania.

Narzędzie do ochrony systemu bardzo dobrze wypada pod względem wydajności. Jego wpływ na spowolnienie komputera jest wręcz niezauważalny. Dzięki temu ESET Internet Security nie irytuje. Powinien płynnie działać nawet na starszych komputerach, wyposażonych w mniej mocy obliczeniowej.

Program jest na tyle pobłażliwy dla systemu, że na komputerze można normalnie pracować nawet w momencie, gdy przeprowadzane jest skanowanie. Dodatkowym atutem jest tzw. Tryb gracza - dzięki niemu podczas rozgrywki lub oglądania filmu, na ekranie nie pojawią się żadne komunikaty.

2019-04-23 21h33 49

Nowości w wersji na 2019 rok

W tegorocznej wersji pojawiło się kilka przydatnych nowości. Pierwszą z nich jest raport bezpieczeństwa, będący cennym zbiorem informacji o pracy antywirusa. Z tego miejsca dowiemy się np. o liczbie wykrytych i wyleczonych wirusów. Poznamy też ilość przeskanowanych obiektów na stronach internetowych. Dzięki temu możemy sprawdzić, czy oprogramowanie jest skuteczne.

2019-04-24 122504

Ciekawym rozwiązaniem jest też monitor sieci domowej, który w graficzny sposób przedstawia wszystkie urządzenia podłączone do naszej sieci. Dzięki temu możemy wykryć sprzęty, które nie powinny mieć do niej dostępu. Z tego miejsca możemy też w szybki sposób uruchomić interfejs naszego routera.

Z monitorem sieci związana jest jeszcze jedna przydatna funkcja. Mianowicie możemy uruchomić skanowanie wszystkich urządzeń podłączonych do sieci w poszukiwaniu luk w zabezpieczeniach. Jeżeli takowe zostaną wykryte, zostaniemy o tym poinformowani.

2019-04-24 122140

Funkcją, która w porównaniu z poprzednią edycją została rozwinięta, jest ochrona bankowości. To nic innego, jak specjalnie zaprojektowana przeglądarka, uruchamiana w wyizolowanej „piaskownicy”. Dzięki temu mamy pewność, że wprowadzając wrażliwe dane płatnicze zostaną one zaszyfrowane i nie dostaną się one w niepowołane ręce.

Moduł ten analizuje między innymi, czy rzeczywiście znajdujemy się na stronie naszego banku. Można go również używać do płatności np. w sklepach internetowych.

2019-04-24 115237

Po instalacji skrót do wspomnianej przeglądarki znajdziemy bezpośrednio na pulpicie. Dzięki temu nie musimy grzebać w ustawieniach antywirusa, by szybko i bezpiecznie uruchomić stronę naszego banku. Warto też wspomnieć, że moduł bankowości uruchomi się automatycznie w sytuacji, gdy wejdziemy na stronę logowania banku.

Jeszcze więcej przydatnych funkcji

Podstawową funkcją ESET Internet Security jest oczywiście ochrona przed złośliwym oprogramowaniem. Pod tym względem program spisuje się bardzo dobrze. Już podczas pierwszego skanu wykrył kilka mniej lub bardziej niebezpiecznych szkodników. Skaner skutecznie lokalizuje też potencjalnie niechciane oprogramowanie, ale z racji, iż to mogą nie być wirusy, funkcję tę można wyłączyć.

Nic nie stoi oczywiście na przeszkodzie, by uruchomić niestandardowe skanowanie komputera, z własnoręcznie ustalonymi parametrami. Do szybkiego skanowania pojedynczych plików posłuży natomiast wygodna metoda „przeciągnij i upuść”.

2019-04-24 114203

Przydatną funkcją jest też ochrona kamerki internetowej. Program wykrywa każdą aktywność z nią związaną i za każdym razem pyta się, czy udzielić jakiejś aplikacji dostępu do obrazu. Dzięki temu mamy pewność, że nie będziemy nieświadomie podglądani.

Użytkownicy laptopów docenią też moduł Anti-Theft, który pozwala namierzyć skradziony komputer, a nawet wykonać zdjęcie złodzieja za pomocą wbudowanej kamerki. Wśród funkcji jest też możliwość przeglądania zrzutów ekranu utraconego laptopa czy oczywiście śledzenie lokalizacji utraconego urządzenia. Aby było to jednak możliwe, należy stworzyć konto w witrynie my.eset.com.

Narzędziem o dużym potencjale jest SysInspector. Moduł ten umożliwia stworzenie analizy całego systemu. Bierze on pod uwagę takie elementy, jak uruchomione procesy, połączenia sieciowe, usługi, sterowniki, zadania harmonogramu systemu itp. Następnie wyszczególnia on wszystkie wpisy z podziałem na poziom ryzyka. To bardzo cenne informacje, dające ogólny wgląd w bezpieczeństwo naszego systemu.

2019-04-24 122437

W ustawieniach zaawansowanych znaleźć można jeszcze więcej funkcji, które pozwalają na dostosowanie zachowania antywirusa do naszych preferencji. Możemy np. dodawać adresy IP na czarną listę, konfigurować zaporę sieciową, ustalać jej reguły itp. Zaawansowany użytkownik znajdzie tu sporo możliwości, natomiast jeżeli zupełnie nas to nie interesuje, funkcje te możemy z powodzeniem zignorować. Podstawowa konfiguracja antywirusa jest bowiem na tyle dobra, że w zupełności wystarcza.

2019-04-24 122330

Podsumowanie

ESET Internet Security na 2019 rok to bardzo dobry program do kompleksowej ochrony naszego komputera. Oferuje sporo przydatnych funkcji i mądrze zaprojektowany interfejs, promujący najważniejsze moduły i narzędzia.

Program zasługuje też na pochwałę pod względem skuteczności wykrywania złośliwego oprogramowania i wydajności. Nawet podczas pracy nie obciąża on zbytnio komputera, dzięki czemu możliwe jest normalne użytkowanie. W codziennym użyciu ESET Internet Security 2019 jest wręcz niezauważalny. Przypomina o swoim istnieniu wyłącznie wtedy, gdy jest to rzeczywiście konieczne.

Minusem jest jednak stosunkowo wysoka cena programu. Roczna licencja na jedno urządzenie to koszt około 170 złotych. To dużo, szczególnie jeżeli chcemy zabezpieczyć więcej sprzętów, jednak w zamian otrzymujemy kompleksowe narzędzie do ochrony naszego komputera. Rozsądnym rozwiązaniem będzie skorzystanie z ESET Security Pack, np. 1 roczna licencja chroniąca 3 komputery i 3 smartfony kosztuje 229 zł.

Zastanawiasz się czy oprogramowanie ESET Internet Security sprawdzi się na twoim komputerze? Korzystając z wersji testowej można wypróbować wszystkie funkcje programu przez 30 dni bez żadnych konsekwencji. Instalator można pobrać bezpośrednio z zasobów naszego portalu.

Plusy:
- wysoka wydajność
- przemyślany interfejs
- sporo funkcji dodatkowych

Minusy:
- cena

Honor Watch Magic - recenzja zgrabnego smartwatcha dla aktywnychHonor Watch Magic - recenzja zgrabnego smartwatcha dla aktywnych

$
0
0
honor watch magic 1
Kopaktowy smartwatch w rozsądnej cenie.

Sporo osób stoi przed dylematem wyboru pomiędzy smartwach'em a smart opaską. Te pierwsze są droższe, mają więcej funkcji, ale krócej wytrzymują na baterii -  a tak przynajmniej wynika z opinii wielu użytkowników. Niedawno otrzymałem na test Honor Watch Magic, czyli mniejszy klon Huawei Watch GT. Sprawdźmy więc, ile prawdy jest w opiniach o smartwatch'ach.


Honor Watch MagicSpecyfikacja
Wyświetlacz 1,2'' AMOLED
Kompatybilność Android, iOS
System LiteOS
Wodoodporność Tak, 5 ATM
Barometr Tak
Pulsometr Tak
Żyroskop Tak
WiFi Nie
Bluetooth 4.2
NFC Tak
Szerokość koperty 42,8 mm
Grobigość koperty 9,8 mm
Waga 50 gramów
Bateria 178 mAh

Pierwsze wrażenia

Bezwątpienia Honor Watch Magic zwraca na siebie uwagę zgrabny rozmiarem. Z reguły konkurencyjne produkty są większe, a nie każdemu to pasuje. Plus dla Honora. Kolejną zaletą jest wygląd. Moim zdaniem zegarek wygląda bardzo dobrze i każdy znajomy zwrócił na niego uwagę.

Stalowa koperta powleczona tworzywem nylonowym oraz skórzano-silikonowy pasek wygląda elegancko i miło dla oka. W porównaniu z nim mój Xiaomi Amazfit Bip wygląda jak plastikowa zabawka.

honor watch magic 2

Honor Watch Magic posiada dwa fizyczne przyciski na prawym boku. Ten u góry służy do kilku rzeczy, m.in do wybudzania zegarka oraz powrotu do głównej tarczy. Z kolei dolny przyciski służy przede wszystki do wybrania już konkretnej aktywności, np. bieganie w terenie, oraz jej zatwierdzenie.

honor watch magic 3

Jakość wykonania jest bardzo dobra. Kilka razy zahaczyłem zegarkiem o różne przedmioty, ale sprzęt wciąż nie nosi żadnych uszkodzeń. Jedynie wewnętrzna część paska z silikonu od czas do czasu należy umyć pod wodą, bo łatwo brudzi.

honor watch magic 4

Wyświetlacz

Ekran AMOLED o przekątnej 1,2’’ i rozdzielczości 390 x 390 (326 ppi) zapewnia bardzo dobrą jakość obrazu. Wyświetlacz ma świetną czerń i doskonale nasycone kolory. Na malutki minus oceniam jasność. Ta jest co najmniej dobra, ale już w kwietniowym słońcu, nota bene bardzo ostrym, miałem mały problem z odczytaniem niektórych informacji. Na plus - automatyczny poziom jasności, ale jeśli chcemy możemy skorzystać z 5-stopniowej skali.

honor watch magic 5

W ustawieniach ekranu możemy zmienić typ tarczy. Wybór jest dość szeroki, bowiem obecnie jest to aż 24 opcji. Oczywiście część z nich musimy pobrać i zainstalować z poziomu aplikacji Huawei Health. Każda z tarcz może wyświetlać inne dane. I tak jedna z nich może imitować tradycyjną tarczę zegarową ze wskazówkami, a inna wyświetlać informacje o ciśnieniu i wysokości.

honor watch magic 6

Naturalnie ekran jest dotykowy i nie zauważyłem żadnych problemów z jego obsługą.

Interfejs, obsługa i aplikacja

Honor Watch Magic działa w oparciu o dedykowany system Lite OS. W związku z tym nie ma możliwość instalowania zewnętrznych aplikacji jak w przypadku Wear OS.

System jest ładny, intuicyjny, ale nie do końca płynny. To nie tak, że sprzęt muli, ale trochę mnie drażniło przewijanie kolejnych pozycji. Zegarek można wybudzić fizycznym przyciskiem, a także poprzez przekręcenie nadgarstka. Metoda ta działa bardzo skutecznie, chociaż musimy się liczyć, że czasem tarcza zegarka wyświetli się mimowolnie.

honor watch magic 7

Przechodzenie pomiędzy kolejnymi ekranami wykonujemy za pomocą gestów. Przesunięcie  z góry na dół wyświetli nam przydatne opcje jak: nie przeszkadzać, znajdź mój telefon, zablokuj czy ustawienia. Przesunięcie palcem z prawej krawędzi do środka wywoła ekrany dotyczące monitoringu tętna, poziom stresu (opcja nie działa?), pogodę, kod QR Alipay oraz podsumowanie naszej dzisiejsze aktywności.

honor watch magic 8

Z kolei wszelkie powiadomienia z  wybranych przez nas aplikacji wywołamy przesunięciem od dołu. Naturalnie nie zabrakło powiadomienia o przychodzącym połączeniu z możliwością jego odrzucenia. Pomimo, że testowany smartwatch wyposażono w NFC, tak niestety zegarek nie obsługuje płatności Google Pay.

honor watch magic 9

By w pełni wykorzystać możliwości Honor Watch Magic musimy pobrać ze sklepu Play wspomnianą już aplikację Huawei Health. Parowanie z telefonem jest szybkie i łatwe. Jednak zaraz po tym postanowiłem zaktualizować software w zegarku, co trochę potrwało. Sprzęt łączy się za pośrednictwem Bluetooth 4.2. Pojedyncza aktualizacja potrzebuje kilku minut, a tych na początku miałem do zrobienia około 5-7.

honor watch magic 10a

W aplikacji możemy przejrzeć podsumowanie naszych aktywności w postaci raportów dziennych, tygodniowych i miesięcznych. Całość jest przedstawiona w ładny i przejrzysty sposób.

honor watch magic 11

Nie zabrakło również rozbudowanej analizy snu korzystającej z technologii Huawei TruSleep 3.0. Moim zdaniem Honor Watch Magic dokładniej analizuje sen, niż mój Amazfit BIP, ponieważ ten pierwszy potrafi wyłapać nawet krótkie przebudzenia podczas snu, czego produkt Xiaomi nie zrobił ani razu.

honor watch magic 12

Pozostałe opcje Huawei Health to przede wszystkim konfiguracja powiadomień, pobieranie nowych tarcz zegarów, ustawienia dotyczące tętna, i inne. Sporym minusem jest brak bezpośredniego eksportowania naszych postępów do choćby Endomondo czy Strava.

honor watch magic 13

Sport i aktywność

Nie jest żadnym zaskoczeniem, że większość funkcji zegarka skupią się przede wszystkim na sporcie i aktywności fizycznej. Sprzęt ma wbudowany 3 systemy pozycjonowania satelitarnego. Odpowiednio są to GPS, GLONASS oraz GALILEO.

honor watch magic 14

Zegarek oprócz mierzenia dystansu i tętna podaje nam również informacje o tempie, ilości krokach, spalonych kaloriach, ciśnieniu i wysokości.

Z Honor Watch Magic możemy ćwiczyć:
  • treningi biegowe;
  • bieganie w terenie;
  • bieganie na bieżni;
  • marsz w terenie;
  • wspinaczka;
  • kolarstwo;
  • rower stacjonarny;
  • pływanie na basenie;
  • pływanie - wody otwarte;
  • triathlon;
  • inne;

GPS podczas treningu sprawdził się bardzo dobrze, ale nie idealnie. Porównałem jego prace z TomTom Runner 3  i różnica w 20 km odcinku wyniosła 100-200 metrów. Po analizie trasy stwierdzam, że TomTom dokładniej wyznaczył całą trasę, choć różnica była minimalna.

honor watch magic 15

Zegarek charakteryzuje się wodoszczelnością na poziomie 5ATM i może nam posłużyć do mierzenie przepłyniętego dystansu. Niestety nie miałem okazji sprawdzić tej funkcji z prostej przyczyny - nie potrafię pływać.

honor watch magic 16

Bateria

Wg producenta bateria o pojemności 178 mAh wystarczy na 7 dni działania. To prawda, ale przy założeniu, że wyłączymy opcję stałego monitorowania tętna. W przeciwnym razie czas pracy smartwatcha wynosi około 4,5 dnia. Jednocześnie miałem włączone stałe powiadomienia z aplikacji jak Messenger, Gmail oraz Instagram.

Wykorzystanie GPS i mierzenie tętna podczas treningu kosztuje sporo energii. Podczas dwugodzinnego biegu Honor Watch Magic zanotował spadek baterii o około 25%, co przekłada się prawdopodobnie na 8 godzin pracy z GPS.

honor watch magic 17

Na plus jest czas ładowania, który nie przekracza 80 minut. Zegarek naładujemy za pomocą stacji dokującej na USB C, którą możemy podłączyć do komputera.

honor watch magic 18

Rozsądny sprzęt dla aktywnych?

Pozytywne pierwsze wrażenie napawało sporym optymizmem i na szczęście nie zawiodłem się. Honor Watch Magic jest godnym uwagi produktem. Smartwatch oferuje sporo funkcji, jest zgrabny, świetnie wykonany.  Kolejną zaletą jest elegancki wygląd i bardzo odbry ekran AMOLED. Prostota użytkowania i intuicyjna aplikacja powinny przypaść do gustu każdemu użytkownikowi.

Wady? Brak NFC ze zgodności Google Pay, a także brak opcji eksportowania osiągnięć do innych aplikacji. Do tego bateria jest "tylko" przeciętna, szczególnie na tle Huawei Watch GT.

honor watch magic 19

Mimo wszystko Honor Watch Magic jest interesującym smartwatchem, bowiem jego cena nie jest zbyt wygórowana i na polskim rynku wynosi dokładnie 699 zł.

Zegarek do testów dostarczył nam sklep internetowy GearVita.com. W momencie publikacji testu Honor Watch Magic możecie kupić za 117,99 dolarów czyli około 455 zł, wystarczy przejść na stronę sklepu, dodać produkt do koszka i na etapie finalizacji zamówienia podać kupon zniżkowy: HonorGV

 
ZaletyWady
Świetny wygląd Przeciętna bateria
Kompaktowa wielkość NFC niezgodne z Google Pay
Jakość wykonania Brak integracji z zewnętrznymi aplikacjami
Wyświetlacz AMOLED
Funkcjonalność
Dokładna analiza snu
Przejrzysty interfejs

Huawei P30 Pro - recenzja i opinia po miesiącu użytkowaniaHuawei P30 Pro - recenzja i opinia po miesiącu użytkowania

$
0
0
Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 10
Lepszy od swoich poprzedników? Sprawdzamy!

Huawei w ostatnich latach poczynił ogromny postęp w rozwoju swoich urządzeń, a smartfony flagowej serii P oraz Mate bez kompleksów mogą stanąć w szranki z topowymi modelami od Samsunga czy Apple.

Model P30 Pro, zaprezentowany pod koniec marca w Paryżu, jest następcą nieco przełomowego P20 Pro (test tego modelu znajdziecie tutaj), który w 2018 roku przez wielu recenzentów okrzyknięty został najlepszym smartfonem do zdjęć nocnych. Co ciekawe, tegorocznej odsłonie bliżej do Mate 20 Pro ale o tym napiszę nieco później.

Patrząc na specyfikację i możliwości testowanego modelu już na początku można mieć pewność, że to świetny smartfon. Czy ma jednak jakieś wady obniżającego jego ocenę końcową? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w tej recenzji.

Dodam jeszcze, że recenzja została przygotowana po ponad miesiącu korzystania z modelu VOG-L29, który otrzymaliśmy do testów podczas premiery w Paryżu.

Huawei P30 ProSpecyfikacja
Procesor i grafika HiSilicon Kirin 980
Mali-G76 MP10
Pamięć RAM 8 GB
Pamięć masowa 128 GB
Możliwość rozbudowy pamięci Tak, karty w standardzie NM
Wyświetlacz 6.47-calowy, podwójnie zakrzywiony panel OLED
Rozdzielczość 2340 x 1080 pikseli (398 ppi)
Bezpieczeństwo czytnik linii papilarnych wbudowany w ekran
Akumulator 4200 mAh, szybkie ładowanie 40W
bezprzewodowe ładowanie 15W, ładowanie zwrotne
Aparat fotograficzny 40MP z przesłoną f/1.6 + 20MP (f/2.2) + 8MP (f/3.4) + kamera typu ToF
Z przodu: 32 MP (f/2.0)
System operacyjny Android 9 Pie z EMUI 9.1
Transmisja danych GSM / CDMA / HSPA / LTE
Łączność i lokalizacja Wi-Fi 802.11 b/g/n/ac, Bluetooth 5.0 [A2DP, aptX HD, LE]
Dual-band GPS, A-GPS, IrDA
Złącza USB-C
Typ karty SIM nano SIM + nano SIM
Wymiary 158 x 73,4 x 8,4 mm
Masa 192 g

Unboxing i pierwsze wrażenia

Zawartość zestawu nie zaskakuje, oprócz samego telefonu w pudełku znajdziemy kabel USB-C współpracujący z Super Charge, szybką ładowarkę 40W i przewodowy zestaw słuchawkowy podobny do EarPods.

Bryła P30 Pro sugeruje, że mamy do czynienia z następcą Mate 20 Pro, a nie P20 Pro. Zostawiając na chwilę kwestie związane z przynależnością do konkretnej serii muszę przyznać, że testowany model to solidny kawał elektroniki. Najnowszy flagowiec chińskiej marki waży aż 192 gramów i tym samym przebija nie tylko zeszłoroczny model ważący skromne 180 gramów ale i Mate 20 Pro (189 g) czy konkurencyjnego Samsunga Galaxy S10+ (175 g) - nawiasem mówiąc, ten ostatni moim zdaniem jest najporęczniejszym z tegorocznych “dużych” flagowców.

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 2

P30 Pro jest naprawdę dużym smartfonem i nie ma tutaj zaskoczenia bowiem producent zastosował aż 6.47-calowy ekran. Chwyt poprawiają mocno zakrzywione krawędzie co nie zmienia faktu, że do komfortowego korzystania z urządzenia większość osób będzie potrzebowało dwóch dłoni.

Huawei P30 Pro Recenzja 13

Jak już wspomniałem, wygląd bardziej nawiązuje do serii Mate, aniżeli P20 Pro, nowością są za to nieco ścięte krawędzie (górna i dolna) co nadaje całości oryginalnego charakteru.

Kontynuując omawianie podobieństw do Mate 20 Pro wspomnę jeszcze o standardzie szczelności IP68, bezprzewodowym ładowaniu zwrotnym i slocie na kartę pamięci NM (co wielu użytkowników uzna za wadę bowiem Huawei stosuje własny standard w opozycji do powszechnego MicroSD).

Huawei P30 Pro Recenzja 4

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 3

Ilość elementów na froncie urządzenia została ograniczona do minimum. Główną rolę gra tu zakrzywiony ekran OLED, jedynie na górze umieszczono niewielkie wcięcie na kamerkę do selfie. Należy zauważyć, że Huawei poczynił tutaj mały krok wstecz - w Mate 20 Pro mieliśmy do dyspozycji zaawansowany skaner twarzy co wiązało się oczywiście z zastosowaniem większego wcięcia. Tutaj na froncie mamy tylko niewielką kamerę, wyeliminowano też diodę LED, a nawet głośnik do rozmów (ten zastąpiono technologią HUAWEI Acoustic Display).

Huawei P30 Pro Recenzja 11

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 21

Producent tłumaczy, że fale dźwiękowe przekazują dźwięk z wibracji bezpośrednio z wyświetlacza do ucha. W przypadku rozmów telefonicznych technologia ta sprawdza się poprawnie jednak minusem jest fakt, że w urządzeniu nie mamy do dyspozycji głośników stereo - podczasu odtwarzania multimediów używany jest tylko główny głośnik znajdujący się na dolnej krawędzi.

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 9

Na prawej krawędzi umieszczono idealnie działające przyciski do regulacji głośności oraz Power. Co ważne, przycisk wybudzania został osadzony we właściwym dla większości osób miejscu w przeciwieństwie do Galaxy S10+ gdzie leży on zdecydowanie za wysoko.

Huawei P30 Pro Recenzja 7
Mocno wystający aparat sprawia, że telefon nie leży stabilnie na płaskiej powierzchni

Na dole znajdziemy głośnik multimedialny, gniazdo USB-C oraz podwójny slot na kartę NanoSIM (można użyć dwóch kart SIM lub jednej w połączeniu z kartą pamięci).

Na polskim rynku smartfon dostępny jest w 3 kolorach. Oprócz klasycznej czerni (która tak naprawdę wpada w ciemny grafit) mamy też bardziej krzykliwe warianty jak Opal (osobiście to ten wariant najbardziej przypadł mi do gustu) i Aurora niebieski (widoczny na zdjęciu poniżej).

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 19

Zważywszy na zastosowanie szkła, konstrukcja lubi zbierać odciski palców, które są szczególnie widoczne na smartfonie w kolorze czarnym, który otrzymaliśmy do testów.

Huawei P30 Pro Recenzja 3

Nowością w serii P jest czytnik linii papilarnych wbudowany pod wyświetlaczem (poznaliśmy go już przy okazji premiery Mate 20 Pro). Skaner jest zawsze aktywny wiec wystarczy przyłożyć palec w odpowiednim miejscu na wygaszonym ekranie aby odblokować urządzenie. Niestety umieszczono go dość nisko (podobnie jak w Galaxy S10+) więc korzystanie z tej metody zabezpieczeń nie jest całkowicie komfortowe.

Huawei P30 Pro Czytnik 1

Sama szybkość skanera jest zadowalająca ale ustępuje on konwencjonalnym czytelnikom, które jeszcze niedawno były standardem we wszystkich smartfonach.

Podsumowując, P30 Pro jest dość ciężki, a sama konstrukcja może się podobać. Oczywiście mamy do czynienia z produktem premium, a sam sprzęt udowadnia to zarówno od strony wizualnej jak i jakości wykonania.

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 7

Ekran

Rozmiar zastosowanego wyświetlacza wynosi 6,47 cali. Panel wykonano w technologii OLED, a do jakości wyświetlanego obrazu praktycznie nie można się przyczepić. Smartfon ma nieco niższą rozdzielczość (1080 x 2340 pikseli) od Mate 20 Pro (1440 x 3120 px) czy Galaxy S10+ (1440 x 3040 px) ale w codziennym użytkowaniu tej różnicy nie da się zauważyć.

Ekran wypada znakomicie pod względem maksymalnej i minimalnej jasności, a w ustawieniach możemy dostosować tryby kolorów i temperaturę barwową.

Huawei P30 Pro Recenzja 5

Ważnym dodatkiem jest również tryb “Zawsze na ekranie”, który doskonale współgra z ekranem OLED. Po jego aktywacji, na ekranie będzie widoczna godzina, data, stan baterii oraz ikonki powiadomień z aplikacji.

Huawei P30 Pro TEST 1

Bateria

Bardzo mocną stroną Mate 20 Pro była bateria. W nowym P30 Pro również zastosowano duży akumulator o pojemności 4200 mAh, który wspiera technologię SuperCharge.

Biorąc pod uwagę pojemność baterii, szybkość ładowania 40-watową ładowarką budzi respekt. W około 30 minut uzyskamy 70% mocy akumulatora. W mniej niż godzinę, naładujemy baterię do pełna. Warto też wspomnieć, że smartfon wspiera szybkie ładowanie bezprzewodowe o mocy aż 15 W. Jest też ładowanie zwrotne ale należy traktować to jako ciekawostkę, chyba, że na co dzień korzystanie z akcesoriów jak słuchawki wspierające standard Qi.

Huawei P30 Pro Recenzja 2

Szybkie ładowanie idzie w parze z doskonałą wydajnością. P30 Pro jest w stanie “wyciągnąć” nawet 9 godzin na aktywnym ekranie. W zależności od sposobu użytkowania, może się to przełożyć nawet na 2-3 dni normalnego użytkowania.

Wydajność

Zanim przejdę do omówienia procesora i pamięci powiem tylko, że P30 Pro spełni oczekiwania każdego użytkownika, który oczekuje bezkompromisowej wydajności i bezproblemowego działania.

W samych benchmarkach flagowiec Huawei’a może wypada gorzej od konkurencji ale nie ma to żadnego przełożenia na codzienne użytkowanie. Sprzęt jest po prostu piekielnie szybki.

Screenshot antutu
W benchmarkach P30 Pro wypada nieco słabiej od konkurencji

Za wydajną pracę odpowiada ośmiordzeniowy procesor Kirin 980 (2 x Cortex-A76 2,6 GHz + 2 x Cortex-A76 1,92 GHz + 4 x Cortex-A55 1,8 GHz) i układ graficzny Mali-G76 MP10. W naszym testowym egzemplarzu do dyspozycji otrzymaliśmy 8 GB RAM i 128 GB pamięci masowej ale na polskim rynku w sprzedaży są dwa warianty: 6 GB RAM + 128 GB ROM i 8 GB RAM + 256 GB ROM.

Łączność i multimedia

Zważywszy na fakt, że mamy do czynienia z flagowcem, na pokładzie znajdziemy komplet modułów łączności z NFC, Bluetooth 5.0 i portem podczerwieni włącznie. Ten ostatni jest niemałym zaskoczeniem, a dzięki niemu będziemy mogli przekształcić telefon w pilot sterujący domowym sprzętem RTV.

Podczas testów wszystkie moduły działały poprawnie, również GPS sprawuje się dobrze, a jakość rozmów jest zadowalająca.

Huawei P30 Pro Recenzja 12

Jak już wcześniej wspomniałem, audio wypada słabiej niż w modelu Mate 20 Pro bowiem do dyspozycji mamy tylko pojedynczy głośnik. Gra on na szczęście bardzo przyzwoicie ale brakuje mu basu, nawet przy wyższej głośności dźwięk jest czysty.

Oprogramowanie

Przyznam, że software w smartfonach Huawei nigdy nie należał do moich ulubionych i nie mam tutaj na myśli samego działania, stabilności czy wydajności, a wygląd. Niestety rozwój nakładki nie jest tak dynamiczny jak u konkurencji (czytaj - Samsung) co skutkuje nieco przestarzałym interfejsem. Sam system nadrabia za to dużymi możliwościami z zakresu personalizacji.

Huawei P30 Pro Recenzja 10

Na pokładzie P30 Pro zainstalowano Androida 9 Pie z nakładką EMUI 9.1. W ustawieniach znajdziemy sporo przydatnych opcji, oto najciekawsze z nich:

 - możliwość ustawienia ciemnego motywu (dość trudno go odnaleźć bowiem został ukryty w menu: Ustawienia - Bateria - Przyciemnianie kolorów interfejsu);

Screenshot tryb ciemny

 - użytkownik może wybrać styl ekranu głównego, standardowy gdzie wszystkie aplikacje dostępne są z poziomu kolejnych ekranów (jak w iOS) lub klasyczny z wysuwaną z dołu szufladą aplikacji;

Screenshot styl ekranu

 - Higiena cyfrowa - dzięki tej funkcji zmierzymy czas korzystania ze smartfona oraz poszczególnych aplikacji;

Huawei P30 Pro TEST 2

 - nawigacja systemowa obsługiwana przez gesty, możliwość wybudzania urządzenia poprzez stuknięcie w ekran lub podniesienie;

Screenshot gesty

 - tryb “Zawsze na ekranie” oraz możliwość “ukrycia” notch’a;

Screenshot ekran

 - możliwość uruchomienia Asystenta Google poprzez dłuższe przytrzymanie przycisku zasilania.

Mnogość funkcji sprawia, że do niektórych, z nich naprawdę ciężko dotrzeć. Mniej dociekliwi użytkownicy prawdopodobnie wielu z nich nie użyją.

Huawei fabrycznie instaluje sporo aplikacji i nie wszystkie będą przydatne. Na start dostajemy dedykowaną przeglądarkę internetową, Lustro, Translator (oparty o technologię Microsoftu), Kalendarz, Notatnik, klienta e-mail, a nawet AppGallery czyli dedykowany sklep z aplikacjami. Tym samym robi się małe zamieszanie szczególnie u osób, które domyślnie korzystają z usług i aplikacji Google, które są niemal naturalne na urządzeniach z Androidem.

Screenshot dodatkowe aplikacje

Poczwórny aparat Leica z AI

Szum wokół aparatów zaimplementowanych w P30 Pro już w dniu premiery rozsławił ten model. Patrząc na możliwości fotograficzne Mate 20 Pro można było pomyśleć, że w kwestii mobilnej fotografii da się zrobić już niewiele, przynajmniej w krótkim okresie czasu. Huawei miał jednak asa w rękawie, asa w postaci peryskopowego układu zastosowanego w teleobiektywie.

Aparat główny w P30 Pro wykorzystuje obiektyw 27 mm o rozdzielczości 40MP z przesłoną f/1.6, szerokim kątem oraz stabilizacją OIS. Kolejny, szerokokątny obiektyw (odpowiednik 16 mm) charakteryzuje się 20MP matrycą i przesłoną f/2.2. Na deser otrzymujemy sensor o rozdzielczości 8MP (telefotograficzny, ogniskowa 125 mm, przysłona f/3.4, OIS). Uzupełnieniem zestawu jest kamera typu ToF, odpowiedzialna za obliczanie odległość oraz głębokość fotografowanego obiektu.

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 6

Najważniejszą nowością jest oczywiście układ peryskopowy zastosowany w teleobiektywie. Dzięki niemu możemy wykonywać zdjęcia z wykorzystaniem 5-krotnego zoomu optycznego, 10-krotnego zoomu hybrydowego (łączący cyfrowe i optyczne powiększenie), a nawet z 50-krotnego zoomu cyfrowego.

Soczewka peryskopowa w P30 Pro ma średnicę 125 mm i jest stabilizowana optycznie, oferując 5-krotny zoom optyczny w stosunku do głównego aparatu (27 mm). Trzeba pamiętać, że jeżeli chcemy skorzystać z zoomu innego niż 5x / 10x, będzie to przybliżenie cyfrowe.

Huawei P30 Pro Recenzja Instalki 18

Sporo uwagi przykuwa też 50-krotny zoom cyfrowy jednak jego zastosowanie w fotografii jest wątpliwe. Samo przybliżenie może za to przydać się gdy chcemy dokładniej obejrzeć jakiś obiekt znajdujący się w dużej odległości.

W momencie uruchomienia aplikacji aparatu, P30 Pro domyślnie wykonuje zdjęcia głównym aparatem 40MP ale zapisywane są one w rozdzielczości 10MP.

Opis aparatów może wygląda skomplikowanie dla osób, które nie znają tajników fotografowania jednak bez obaw - sama aplikacja jest prosta i oferuje wszystko co trzeba.

Jeżeli chcesz fotografować ze wsparciem sztucznej inteligencji, wystarczy nacisnąć przycisk AI znajdujący się w górnej części interfejsu. Poszczególne tryby wybierzemy przesuwając palcem w prawo bądź lewo, a zoom dostępny jest po naciśnięciu dobrze opisanych przycisków na prawej krawędzi.

Screenshot tryby aparatu

Screenshot ustawienia zdjecia

Skoro technikalia mamy już za sobą, pora przejść do najistotniejszej części - jakości zdjęć. Jeżeli miałbym jednym słowem określić zestaw kamer w P30 Pro powiedziałbym: wszechstronny.

Niezależnie od tego, który z trybów fotografowania wybierzemy, zdjęcia są na najwyższym poziomie. W trybie automatycznym bez AI kolory nie są przesycone, nie można również mieć zastrzeżeń do balansu bieli czy dynamiki.

Tryby aparatu P30 Pro mini
Zdjęcia wykonane wszystkimi obiektywami P30 Pro + zoom

2019-05-07 154509
Zdjęcie wykonane w trybie szerokokątnym (po lewej) i 10x zoom hybrydowy (po prawej)

Zdjęcia z zoomem nieco odstają od tego, co otrzymamym korzystając ze standardowej ogniskowej jednak funkcja ta może się przydać w specyficznych warunkach. Prawdziwy pazur P30 Pro pokazuje w trybie nocnym - w tej dziedzinie nie ma praktycznie konkurencji. Równie niesamowite możliwości oferuje tryb makro (aby go użyć włącz AI i zbliż telefon do fotografowanego obiektu). Korzystając z niego można uchwycić naprawdę piękne detale.

IMG 20190326 215855
Zdjęcie w nocy / tryb automatyczny

IMG 20190414 212201
Zdjęcie w nocy / tryb nocny

27 vs 16 mm
Zdjęcie wykonane podstawowym obiektywem 27 mm (po prawej) i szerokokątnym 16 mm (po lewej)

makro p30pro vs galaxy s10 plus
Zdjęcie w trybie automatycznym makro P30 Pro vs tryb automatyczny w Samsungu Galaxy S10+

automat p30pro vs galaxy s10 plus
Tryb automatyczny przy gorszym oświetleniu - P30 Pro po lewej / Samsung Galaxy S10+ po prawej

Warto też pamiętać, że podstawowy obiektyw o rozdzielczości 40MP z przesłoną f/1.6 oferuje najlepszą jakość w standardowych warunkach. Wybierając szerokokątny obiektyw charakteryzuje się 20MP matrycą i przesłoną f/2.2 otrzymamy dużo ciekawszą perspektywę jednak zdjęcia mogą być nieco ciemniejsze i gorszej jakości ale odczujemy to tylko w gorszych warunkach.

IMG 20190414 201213
Obiektyw szerokokątny 16 mm  - zdjęcie po zachodzie słońca

IMG 20190414 201222
Obiektyw podstawowy 27 mm  - zdjęcie po zachodzie słońca

IMG 20190414 201246
5 x zoom - zdjęcie po zachodzie słońca

Osoby szukające urządzenia do portretów z naturalnie rozmytym tłem również nie będą zawiedzione. Sprzęt dobrze radzi sobie z odseparowaniem głównego obiektu od tła, a ujęcia wyglądają naturalnie.

Aparat przedni 32MP spełnia swoją rolę i w sprzyjających warunkach oferuje dobrze odwzorowane i bardzo szczegółowe zdjęcia. Podczas testów zauważyłem jednak, że w mocnym słońcu kolory są nieco wyprane - z podobnym efektem spotkałem się też w Samsungu Galaxy S10+.

IMG 20190418 121223

UWAGA! Kompletną galerię zdjęć znajdziecie na naszym dysku Google.

Wkrótce opublikujemy też szczegółowe porównanie zdjęć z P30 Pro i Galaxy S10+, wówczas artykuł zostanie zaktualizowany o stosowny link.

P30 Pro w trybie wideo domyślnie nagrywa w jakości Full HD 1080p. Dostępna jest też rozdzielczość 4K UHD ale tylko w 30 kl./s. więc pod tym względem Huawei ustępuje konkurencji (Galaxy S10+ nagrywa 4K 60fps).

Widać, że Huawei mocno skupił się na aspektach fotograficznych gdyż jakość wideo nie powala. Owszem, materiały nie są złe ale w bezpośrednim starciu z Samsungiem, konkurencja wygrywa jeżeli chodzi o ilość detali czy odwzorowanie kolorów.

Przykładowe nagranie wideo 4K 30 fps - warunki dzienne, nagrywane "z ręki".



Przykładowe nagranie wideo Full HD 60 fps - warunki nocne, nagrywane ze stabilizacją w postaci statywu.



Podsumowanie

Po kilku tygodniach spędzonych z Huawei P30 Pro mogę bez wahania powiedzieć “WOW. Znowu to zrobili!”. Chiński producent zawiesza konkurencji poprzeczkę jeszcze wyżej co wydaje się niemal niemożliwe w sytuacji gdy flagowy model pojawia się co pół roku.

Owszem, mamy tutaj sporo zapożyczeń z P20 Pro ale sam aparat w nowym modelu osiągnął kolejny poziom jakości.

P30 Pro to nie tylko fenomenalny aparat, dla wielu osób czas pracy akumulatora jest równie ważny co piękne zdjęcia i tutaj chińska marka stanęła na wysokości zadania. Dwa dni na jednym ładowaniu bez żadnych kompromisów to standard dla tego modelu. Brawo, Huawei!

Huawei P30 Pro Recenzja 8

Gdybym musiał szukać minusów (a muszę, z dziennikarskiego obowiązku) wspomnę o braku złącza słuchawkowego czy diody powiadomień (ta jednak rekompensowana jest przed tryb Zawsze na ekranie). Niewielką wadą jest również sama wielkość i ciężar telefonu - wciąż czekam, aż Huawei wypuści na rynek mniejszą wersję swojego flagowca ale bez żadnych kompromisów jeżeli chodzi o hardware.

Czy zatem P30 Pro to najlepszy smartfon na rynku? Nie, bo taki nie istnieje. Każdy użytkownik ma inne preferencje i to one ostatecznie decydują czy dany sprzęt jest po prostu tym najlepszym.

Tegoroczny flagowiec Huawei’a będzie zatem doskonałym wyborem dla każdego, kto oczekuje od sprzętu bezkompromisowej wydajności, wszechstronnego aparatu sprawdzającego się w każdych warunkach i doskonałego czasu pracy na baterii. Osoby szukające najlepszego smartfona pod kątem audio muszą natomiast udać się do konkurencji.

Plusy:
 - wszechstronny aparat z bezkonkurencyjnym trybem nocnym
 - świetny ekran AMOLED
 - bardzo dobra jakość wykonania i nowoczesny design
 - doskonała bateria
 - naprawdę szybkie ładowanie
 - świetna wydajność i niezawodna praca
 - duże możliwości personalizacji systemu
 - wodoszczelność IP68

Minusy:
 - spora waga i wielkość konstrukcji 
 - tylko poprawne audio i brak gniazda słuchawkowego
 - interfejs EMUI mógłby być nowocześniejszy
 - mało popularny standard karty pamięci


Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry Produkt Produkt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

iPad Pro za ułamek ceny? Testujemy Chuwi Hi9 PlusiPad Pro za ułamek ceny? Testujemy Chuwi Hi9 Plus

$
0
0
DSC 9261Sprawdzamy, czy zakup chińskiego tabletu za 1000 zł to dobry pomysł.

Tablety przeżywają obecnie kolejny renesans, choć można odnieść wrażenie, że dotyczy to tylko urządzeń Apple. iPady wydają się skutecznie odpierać ataki smartfonów, których ekrany rosną z roku na rok. Oczywiście to nie znaczy, że pozostali producenci nie mają swoich propozycji w segmencie tabletów.

Tablety musiały zyskać przewagę nad dużymi smartfonami. Apple osiągnęło tę przewagę, uzupełniając tablet o dodatkowe akcesoria, w postaci klawiatury i rysika. Odkrywcze to nie było, bo Microsoft zaproponował to dużo wcześniej w swoich urządzeniach Surface.

DSC 9216
Jednak są to wszystko drogie urządzenia, które kosztują tyle, co flagowy smartfon lub komputer. Ale czy na pewno trzeba wydawać ponad 2-3 tysiące złotych, by otrzymać funkcjonalny tablet? Chińska marka Chuwi, która od lat kusi tanimi odpowiednikami markowych urządzeń, pokazała po raz kolejny, że można taniej.

Przez ostanie tygodnie sprawdzałem, czy wybierając Chuwi Hi9 Plus, otrzymujemy coś więcej, niż tylko szansę na spore oszczędności. Wpisując w wyszukiwarkę Google frazę "Tani odpowiednik iPada Pro", z dużą dozą prawdopodobieństwa właśnie to urządzenie pojawi się w wynikach. Czy naprawdę jest to godna alternatywa? Oto moje wnioski.

Pierwsze wrażenia nie pozostawiają złudzeń

Jest tanio... i to widać od razu. Nie ma sensu czepiać się jednak pudełka i jego zawartości, bo przecież nie jest to sprzęt premium, tylko urządzenie, które możemy kupić za mniej niż 1000 zł. Opakowanie to jeden z elementów, gdzie producent może poczynić spore oszczędności. Karton gąbka, folia... tylko tyle, ale to w zupełności wystarczy, by tablet dotarł do nas nienaruszony.

DSC 9298
Gdy weźmiemy sam tablet do ręki, to sprawia on wyjątkowo przyjemne uczucie, a to między innymi za sprawą aluminium. Na myśl przechodzą mi tutaj skojarzenia z poprzednimi przedstawicielami serii Xiaomi Redmi, albo Xiaomi Mi A1. Przyjemny chłód i ciężar aluminium dają poczucie solidności.

Front urządzenia stanowi 10,1-calowy ekran i jest on fabrycznie pokryty folią. Ramki wokół niego są rozsądnych rozmiarów i pozwalają wygodnie trzymać tablet w ręku. No najlżejszych urządzeń on co prawda nie należy, ale za to w dłoniach leży pewnie i stabilnie.

DSC 9247
Tył urządzenia to prawie w całości aluminium, z wyjątkiem jednej z krótszych krawędzi, gdzie znajdziemy obiektyw aparatu. Jest to wąski plastikowy pasek, pod którym znajdziemy anteny. Tablet ten jest bowiem wyposażony nie tylko w WiFi, ale również w LTE! Ale do tego wrócimy jeszcze chwilę później.

DSC 9286
Wokół krawędzi (z wyjątkiem tej jednej, wspomnianej powyżej) prowadzi gustowny srebrny frez. Nadaje to urządzeniu stylowego wyglądu i ładnie kontrastuje z czarnym kolorem całej konstrukcji. Kontrast stanowi również czerwony przycisk zasilania, który znajdziemy na jednej z dłuższych krawędzi. Obok niego oczywiście ulokowane zostały klawisze głośności.

DSC 9225
Są to detale, które sprawiają jednak, że na ten tani tablet patrzy się z prawdziwą przyjemnością. W oczy rzuca się również charakterystyczne złącze, które służy do podłączenia dołączonej do zestawu klawiatury.

DSC 9234

Tablet , klawiatura i rysik czyli naprawdę produktywne trio

No właśnie, bo Chuwi Hi9 Plus to kompletny zestaw. Sam tablet to nie wszystko, bo w zestawie otrzymujemy również rysik i klawiaturę, za które nie musimy dodatkowo dopłacać, w przeciwieństwie do urządzeń Apple czy Surface.

DSC 9265
Zacznijmy od klawiatury, która jest wzorowana na klawiaturze z iPada Pro poprzedniej generacji. Jest to niestety rozwiązanie dalekie od ideału i musiałem się do niego przyzwyczaić.

Jednak w przeciwieństwie do droższego wzorca, tutaj klawiatura jest naprawdę wygodna i pisanie na niej było całkiem przyjemne. Jest ona pokryta materiałem, który może przywozić skojarzenia ze sprzętem Microsoftu - jest miękka i przyjemna w dotyku.

DSC 9233
Jednak jako ochrona ekranu, spełnia ona swoją funkcję zaledwie poprawnie. Po zamknięciu nic nie trzyma jej na miejscu. Co najgorsze, klawiatura w tej pozycji nadal jest aktywna, więc bardzo prosto wybudzić tablet w torbie, lekko przyciskając etui w miejscu klawiatury.

Niestety istnieje też jeden, wyjątkowo irytujący problem związany z klawiaturą - nie obsługuje ona polskich znaków. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wynika to z faktu, że jest to tablet chińskiego producenta i można ten problem jakoś rozwiązać. Mnie się udało to uczynić za pomocą zewnętrznej aplikacji External Keyboard Helper, dostępnej w Sklepie Google Play.

DSC 9221
Przejdźmy teraz do rysika, który nawet nie kryje tego, że udaje Surface Pen. Kładąc je obok siebie, można je wręcz pomylić. Prawda wyjdzie na jaw dopiero gdy zaczniemy go używać. Krótko mówiąc - nie jest to najbardziej precyzyjny rysik. Jednak oferuje on 1024 punktów nacisku oraz wykrywanie dłoni, wiec możemy z niego korzystać bardzo naturalnie.

DSC 9253
Jeśli oczekujemy wrażeń rodem z Surface czy iPada Pro, to trzeba czym prędzej zejść na ziemie. To przecież urządzenie za niespełna 1000 zł, czyli tyle, co dwa rysiki Apple lub Surface! Należy się cieszyć, że rysik jest w zestawie i po prostu spełnia swoje zdanie.

Od strony technicznej, jest... średnio

Przejdźmy do parametrów bo warto wiedzieć, co za te parę stówek naprawdę dostaniemy. Szału nie ma, ale szału też się nie spodziewałem. W środku nie znajdziemy Snapdragona, ale MediaTeka Helio X27, który ma aż 10 rdzeni. Rdzenie są oparte o dwie architektury - 8 rdzeni to architektura A53, z czego 4 z nich taktowane są częstotliwością 1,53 GHz, a kolejne 4 częstotliwością 2,0 GHz. Do tzw. specjalnych przygotowano dwa rdzenie oparte o architekturę A72 o taktowaniu 2,56 GHz. Brzmi ciekawie, prawda?

Niestety w tym przypadku ilość nie przekłada się na jakość, więc pod względem wydajności jest to po prostu średniak. Procesorowi towarzyszy 4 GB pamięci operacyjnej i 64 pamięci na dane, co jest już całkiem ok - nie mogę się tutaj przyczepić do niczego.

DSC 9301
10 calowy ekran to panel IPS o rozdzielczości 2560 x 1600, całkiem przyzwoitej ostrości, jasności i dobrym odwzorowaniu barw. Zwróciłem niestety uwagę, że nie zawsze poprawnie interpretuje wydawane polecenia, choć to może być wina wspomnianej już, fabrycznie nałożonej folii.

System operacyjny, to niemalże czysty Android 8.0 Oreo. Nie jest to niestety Android Pie, ale nie jest to też najnowszy sprzęt. Potencjalna aktualizacja? Raczej bym tego nie oczekiwał i przywiązał się na dobre do Oreo.

DSC 9302
System i aplikacje działają bardzo sprawnie jak na tę półkę cenową. Zdarzają się okazjonalne przycinki, ale nie przeszkadza to zasadniczo wcale w komfortowym korzystaniu z tabletu. Pomaga tutaj fakt, że Chuwi nie dorzuciło tutaj żadnych autorskich, wymyślnych rozwiązań software'owych. Niczym nie zmącony czysty Android - to po prostu działa.

Testy wydajności o raz gry. Codzienne użytkowanie

Jednak o wydajności najlepiej świadczą benchmarki. W tym celu przeprowadziłem standardowy zestaw testów w postaci testó Antutu, PCMark oraz Geekbench. Wyniki przedstawiają się następująco:

hi9plus bench1
 
hi9plus bench2
hi9plus bench3
Jak widać, Chuwi Hi9 Plus nie jest demonem prędkości i nie pomaga mu nawet te 10 rdzeni. Piętą achillesową jest zdecydowanie grafika i jest to odczuwalne w grach. PUBG działa poprawnie, podobnie jak Asphalt, ale trzeba pogodzić się z mniejszą płynnością rozgrywki.

DSC 9280
Jeśli jednak chodzi po prostu o takie regularne, codzienne użytkowanie, to z tabletu o wiele przyjemniej korzystało mi się bez dołączonej do niego klawiatury. Na 10,1-calowym ekranie, pisanie na klawiaturze ekranowej jest całkiem wygodne.

DSC 9294
Hi9 Plus wyjątkowo dobrze spisał się jako czytnik ebooków. Jasny, ostry obraz pozwala komfortowo czytać bardzo rozbudowane książki, takie jak Europa Normana Davies'a, gdzie znajduje się wyjątkowo dużo przypisów. Duży ekran świetnie nadaje się również do przeglądania wiadomości i elektronicznych czasopism.

Niestety korzystanie z aplikacji takich jak Instagram czy Facebook, nie należało do najprzyjemniejszych, bo pomimo próśb i gróźb nie udało mi się ich przekonać do pełnej obsługi trybu poziomego. Chociaż tutaj jest to raczej zarzut kierowany do twórców aplikacji.

Rozczarowałem się również jakością umieszczonych z tyłu głośników, które po prostu nie grają. Często wydobywają się z nich dziwne piski, co bynajmniej nie poprawia komfortu korzystania z multimediów. Film na YouTube lub Netflix? Zalecam słuchawki.

Największa zaleta - Internet zawsze pod ręką

Dzięki wbudowanemu modułowi LTE Chuwi Hi9 Plus zapewnia stały dostęp do sieci. Nie musimy udostępniać Internetu z telefonu, albo korzystać z mobilnych hotspotów. Tablet jest całkowicie samowystarczalny i to zdecydowanie jego najważniejsza zaleta. Odczułem ją najbardziej podczas tegorocznej majówki, gdzie stały dostęp do internetu w terenie przydał mi się najbardziej.

IMG 20190501 122946

Duży tablet, duża bateria

7000 mAh brzmi imponująco i pozwala na cały dzień spokojnej pracy. Przez pracę mam tu na myśli głównie przeglądanie sieci, oglądanie filmów na YouTube oraz gry. Nieco rozczarował długi czas ładowania tej sporej baterii - pozostawienie urządzenia podpiętego do ładowarki na noc może być najlepszym rozwiązaniem.

hi9plus bench5
Udało mi się osiągnąć ponad 8 godzin SoT, czyli pracy z włączonym ekranem przy połączeniu z Siecią tylko po LTE. To bardzo dobry wynik moim zdaniem i spokojnie możemy zapomnieć o ładowarce, co biorąc pod uwagę wspomniany czas ładowania baterii do pełna i tak nie miałoby większego sensu.

Aparaty? Po prostu są

Aparaty w tablecie to moim zdaniem kwestia bardzo dyskusyjna. O ile obecność frontowego apartu można spokojnie usprawiedliwić, o tyle tego tylnego już ciężko. Zwłaszcza, że najczęściej ich jakość jest daleka od ideału. Podobnie jest w Hi9 Plus.

DSC 9245
Z tyłu mamy aparat z astronomicznymi 8 megapikselami, który po prostu robi zdjęcia i to jest maksimum co można o nim powiedzieć. Przednia kamerka również nie powala i jest umiejscowiona na lewej, krótszej krawędzi. W przypadku trzymania tabletu poziomo sprawia to, że przeprowadzanie wideokonferencji na tym tablecie może być średnio wygodne. Ja jestem wyznawcą zasady, że tablet nie służy do robienia zdjęć, więc nawet nie zwróciłem na to szczególnej uwagi. Moim zdaniem producenci tabletów mogliby się spokojnie ograniczyć do jedynie do przedniej kamerki.

Podsumowanie i ocena końcowa

Proste pytanie - czy warto? Pomimo wielu zastrzeżeń, jakie mam do tego urządzenia, to muszę powiedzieć, że warto. Bo jest to co prawda sprzęt wielu kompromisów i ma wiele wad, lecz ma również dwie ogromne zalety, które moim zdaniem wszystko znakomicie kompensują. To po pierwsze świetna cena, a po drugie wbudowany moduł LTE.

DSC 9215
W swojej kategorii to naprawdę opłacalny zakup, choć trzeba liczyć się z pewnymi rozczarowaniami. No ale z drugiej strony lepiej rozczarować się płacąc 1000 zł za taki zestaw, niż ponad 3000 za półkę premium. Bo przecież tutaj rozczarowanie również jest możliwe! Nie musimy aż tyle wydawać, by mieć coś równie przyjemnego w korzystaniu.

Gdzie kupić Chuwi Hi9 Plus? Tablet znajdziecie na Allegro oraz w sklepie GearBest.

Redmi 7 - recenzja. Gdy chcesz "tanio i dobrze"Redmi 7 - recenzja. Gdy chcesz "tanio i dobrze"

$
0
0
Redmi 7 recenzjaJeden z najpopularniejszych smartfonów na świecie.

Redmi 7 to obecnie najtańszy ze smartfonów taniej submarki Xiaomi sprzedawanych w oficjalnej polskiej dystrybucji. Urządzenie wyceniane na 699 złotych bez problemu można kupić w dużych sklepach z elektronikom nawet za 579 złotych. Polacy kochają tanie smartfony, a produkty Xiaomi (i ostatnio także Redmi) darzą wyjątkową estymą. Sprawdziliśmy, czy Redmi 7 jest godny Waszej uwagi oraz czy działa tak, jak na tani smartfon przystało, czy może... lepiej.

Redmi 7Specyfikacja
Procesor i grafika Snapdragon 632
Adreno 506
Pamięć RAM 3 GB
Pamięć masowa 64 GB
Możliwość rozbudowy pamięci Tak, micro SD
Wyświetlacz 6.26-calowy IPS
Rozdzielczość 720x1520 pikseli (398 ppi)
Bezpieczeństwo czytnik linii papilarnych
Akumulator 4000 mAh, szybkie ładowanie 10 W
Aparat fotograficzny 12 MPix (f/2.2, piksel 1.25 µm, PDAF) + 2 MPix (sensor głębi tła)
Z przodu: 8 MPix (f/2.0, 1.12 µm)
System operacyjny Android 9 Pie z MIUI 10
Transmisja danych GSM / CDMA / HSPA / LTE
Łączność i lokalizacja Wi-Fi 802.11 b/g/n, Bluetooth 4.2 [A2DP, aptX HD, LE]
GLONASS, GALILEO, BDS, A-GPS, IrDA
Złącza Micro USB
Typ karty SIM nano SIM + nano SIM
Wymiary 158.7 x 75.6 x 8.5 mm
Masa 180 g

Do naszej redakcji trafił Redmi 7 w kolorze czarnym wyposażony w 3 GB pamięci RAM oraz 32 GB przestrzeni na dane. Cena? 549 złotych. Za model z 64 GB pamięci na pliki trzeba dopłacić ok. 50 złotych - czy warto? Oceńcie sami. W pudełku oprócz smartfonu znajduje się kabelek micro USB (a niech to), ładowarka sieciowa 10 W, a także słuchawki, silikonowe etui i pin do tacki mieszącej dwie karty SIM lub kartę SIM i kartę pamięci micro SD.

Redmi 7 2

Wielu z Was zastanawia się zapewne nad różnicami pomiędzy Redmi 7 a mniej więcej o 200 złotych droższym Redmi Note 7, którego testowaliśmy dla Was wcześniej. Musicie zatem wiedzieć, że Redmi Note 7 dysponuje nieco większym ekranem (6.3" vs 6.26") o wyższej rozdzielczości (1080x2340 pikseli vs 720x1520 pikseli). Na dokładkę, kosztujący odrobinkę więcej Note 7 wykorzystuje wydajniejszy układ Snapdragon 660, który w tańszym Redmi 7 został zastąpiony procesorem Snapdragon 632. Większy ze smartfonów korzysta też z nowocześniejszego złącza USB Typu C. Czy warto dopłacać? Jeśli chcecie wydajności - tak, jeśli czasu pracy na baterii - nie.

Redmi 7 prezentuje się zaskakująco dobrze od strony wizualnej. Niezłe wrażenie sprawia front urządzenia, którego lwią część zajmuje 6.26-calowy ekran IPS. Nad panelem umieszczono niewielkie wcięcie w kształcie kropli wody - po bokach i na dole otoczony jest przez dość grube ramki, nie wyróżniające się oczywiście "na minus" w tej klasie cenowej. Wręcz przeciwnie: rzekłbym, że Redmi 7 jest jednym z ładniejszych tanich smartfonów.

Redmi 7 21

Tylny panel wydaje się szklany, ale tak naprawdę wykonano go z tworzywa sztucznego. Na błyszczącym materiale bardzo szybko pojawiają się odciski palców. Jakkolwiek wielką niechęcią nie pałalibyście do wszelkiego rodzaju etui - warto z nich korzystać choćby po to, aby Wasz ukochany smartfon nie prezentował się... nieapetycznie. Warto skorzystać z przezroczystego etui w zestawie - jest naprawdę przyzwoitej jakości.

Redmi 7 recenzja Instalki 7

W tylnej części urządzenia uwagę zwraca jeszcze okrągły czytnik linii papilarnych umiejscowiony standardowo - centralnie, w górnej części obudowy. Palec naturalnie wędruje w jego stronę, a sam czytnik działa poprawnie. Nie jest to klasa precyzyjności i szybkości na miarę smartfonów Motorola lub urządzeń Huawei i Honora, ale jego działanie jest satysfakcjonujące.

Lewy górny róg obudowy to miejsce na nieznacznie tylko wystającą poza obrys obudowy wysepkę z podwójnym aparatem i znajdujący się pod nim doświetlający LED. Obudowa oczywiście nie jest uszczelniona przed szkodliwym działaniem wody. Urządzenia z tak niskiej półki cenowej są co najwyżej zachlapanioodporne - i to niezwykle rzadko.

Redmi 7 recenzja Instalki 14

Analiza wszystkich krawędzi bocznych smartfonu zdradza kilka pozytywów i negatywów związanych z urządzeniem. Z dobrych wieści: przy dolnej ramce ekranu umieszczono diodę powiadomień, na swoim miejscu jest także gniazdo audio jack 3.5 mm. Redmi 7 dysponuje także portem podczerwieni, który pozwala zamienić urządzenie w pilot do telewizora. Złe wieści już znacie: smartfon dysponuje starym złączem micro USB. Halo, halo? Mamy rok 2019, dosyć tych niczym nieuzasadnionych oszczędności.

Redmi 7 recenzja Instalki 10

Redmi 7 recenzja Instalki 11

Redmi 7 recenzja Instalki 15

Pojedynczy głośnik mono umieszczony na dolnej ramce obudowy nie jest spełnieniem marzeń audiofila, ale kto oczekuje nie wiadomo jak wysokiej jakości dźwięku po smartfonie Redmi 7? Donośność dźwięku jest satysfakcjonująca, ale jego jakość woła o pomstę do nieba. Do odtwarzania filmów będzie w porządku, ale jeśli planujecie odtwarzać na nim muzykę, to bardzo mi szkoda Waszych uszu.

Przyciski fizyczne po prawej stronie ramki umieszczone są w dogodnym do klikania miejscu. Nie mam żadnych zastrzeżeń do ich osadzenia, choć pod opuszkiem dało się wyczuć nieznaczny luz. Przyciski, podobnie jak tylny panel obudowy, są plastikowe. Lewa krawędź urządzenia zarezerwowana jest dla tacki na karty SIM.

Redmi 7 recenzja Instalki 21

Redmi 7 ma wymiary 158.7 x 75.6 x 8.5 mm i zaskakująco wysoką wagę na poziomie 180 gramów. Urządzenie dzięki temu i za sprawą zaoblonych tylnych krawędzi obudowy dobrze leży w dłoni, choć jak niemal każdy smartfon jest dość śliski.

Wyświetlacz na pierwszy rzut oka prezentuje się ładnie. Obstawiam, że osoby korzystające do tej pory wyłącznie z tanich smartfonów będą z niego bardzo zadowolone. Obiektywnie rzecz biorąc ekran o przekątnej 6.26-cala i rozdzielczości 720x1520 pikseli jest nieco zbyt ciemny. Zmierzona kolorymetrem maksymalna jasność to ok. 452 cd/m2, co w przypadku panelu IPS nie jest wartością rzucającą na kolana. W pełnym słońcu ekran jest w miarę czytelny, o ile oczywiście patrzymy na niego pod kątem zbliżonym do 90 stopni. Do poziomu smartfonów za ok. 1000 złotych sporo tu jednak brakuje. Minimalna zmierzona jasność to zaledwie 5 cd/m2 - docenicie to korzystając z Redmi 7 w całkowitych ciemnościach, chcąc oszczędzać swój wzrok. Wyświetlacz chroniony jest szkłem Gorilla Glass 5.

Redmi 7 recenzja Instalki 16

Redmi 7 recenzja Instalki 2

Redmi 7 recenzja Instalki 4

Multimedia i wydajność


Testowany wariant smartfona wyposażony jest w procesor Snapdragon 632, 3 GB RAMu i 32 GB pamięci na dane w wolnym formacie eMMC. Wielu z Was zasmuci się na wieść o tym, że w Redmi 7 brakuje NFC, ale w tanich urządzeniach tej marki prędko tego modułu nie uświadczymy. Nie zabrakło natomiast radia FM, które jest dodatkiem lubianym, zwłaszcza przez osoby starsze. W zakresie łączności jest dość standardowo - na swoim miejscu są moduły Wi-Fi 802.11n i Bluetooth 4.2. LTE w Redmi 7 pozwala cieszyć się prędkościami pobierania i wysyłania danych na poziomie odpowiednio 300 i 150 Mb/s - wyniki takie i tak są w zasadzie w Polsce nieosiągalne. W przypadku sieci Wi-Fi maksymalny transfer, jaki udało mi się uzyskać, wynosił ok. 57 MB/s.

Redmi 7 recenzja Instalki 5

Duet w postaci Snapdragona 632 i 3 GB pamięci RAM okazuje się zaskakująco wydajny w codziennym użytkowaniu urządzenia. Płynność działania smartfonu w podstawowych zastosowaniach multimedialnych była niemal zawsze bez zarzutu. System nie lagował, strony internetowe przewijały się sprawnie, grafiki doczytywane były w satysfakcjonującym tempie, a podstawowe gry 2D działały przyzwoicie. Nie jest to oczywiście smartfon do wymagających gier 3D pokroju Fortnite lub PUBG, ale nie muszę tego chyba nikomu przypominać. Asphalt 9 działał dobrze, z niewielkimi spadkami płynności animacji poniżej 30 klatek na sekundę. Wynik w benchmarku AnTuTu na poziomie 102 361 punktów mówi z resztą sam za siebie. Osoby szukające smartfonu z tej półki cenowej powinny być zadowolone - jeśli nie będą, mogą dołożyć ok. 200 złotych choćby do wydajniejszego Redmi Note 7 ze Snapdragonem 660.

Redmi 7 działa w oparciu o Androida 9.0 przykrytego autorską nakładką MIUI 10.2. Oprogramowanie Xiaomi ma tyluż fanów, co zagorzałych przeciwników, więc pozwolę sobie powstrzymać się od jego jednoznacznej oceny. Z pewnością jest to gratka dla miłośników personalizacji urządzenia, którzy MIUI mogą sobie uszyć na miarę.

Redmi 7 MIUI 1

Na urządzeniu preinstalowane są aplikacje Xiaomi - przeglądarka internetowa, odtwarzacz muzyki, zdjęć, notatnik, dyktafon, aplikacja pogodowa, kalendarz, prognoza pogody, dyktafon, skaner, Mi Drop, Mi Community, MIUI Forum, Pilot Mi, narzędzie do nagrywania pulpitu... Sporo tego i nie każdemu to się musi podobać. Na domiar złego na pokładzie urządzenia widać także bloatware - Amazon Shopping, AliExpress, Joom i gotowy do zainstalowania Mój Carrefour w folderze "więcej aplikacji" to zwykłe śmieci. Oczywiście preinstalowane są także wszystkie najważniejsze aplikacje Google, na czele ze sklepem Google Play.

Redmi 7 MIUI 2

W ustawieniach systemu dostosować można działanie nietypowo usytuowanej pod ekranem diody powiadomień, można korzystać z widoku szuflady z aplikacjami, bądź wielu pulpitów, a przede wszystkim: można schować przyciski wirtualne i obsługiwać smartfon gestami. Nikt nie ma tak intuicyjnych i wygodnych gestów, jak Xiaomi i Huawei - słowo! Schowane przyciski wirtualne to oczywiście większa przestrzeń robocza. Na osoby pragnące obsługiwać wygodniej smartfon jedną dłonią czeka tryb jednoręczny - do wyboru symulacja ekranów 3.5-, 4- i 4.5-calowych.

Redmi 7 MIUI 3

Nie mogło zabraknąć wbudowanego menadżera telefonu pozwalającego skanować smartfon w poszukiwaniu zbędnych plików i optymalizującego działanie pamięci podręcznej. Redmi 7 oferuje też funkcję drugiej przestrzeni, która pozwala utworzyć osobny profil użytkownika, w którym aplikacje i pliki przechowywane będą niezależnie i w sposób niewidoczny dla przeglądającego zawartość drugiego profilu.

Redmi 7 MIUI 4

Praktyczną funkcją w oprogramowaniu jest możliwość redukcji światła niebieskiego po określonej godzinie. Ekran automatycznie zmienia odcień bieli na bardziej żółty, co po zmroku powoduje mniejsze zmęczenie oczu.

Aparat


Jestem bardzo wymagający w ocenach zdolności smartfonów w zakresie fotografii mobilnej, bowiem smartfon jest zawsze moim podstawowym i jedynym aparatem. Do testów Redmi 7 podchodziłem z pełną świadomością tego, że cudów wymagać nie mogę. Prawdę mówiąc moje dotychczasowe doświadczenia z urządzeniami tego producenta pokazywały, że zdjęcia nie są ich najmocniejszą stroną. Wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że jeden z najtańszych smartfonów w ofercie Redmi... daje radę!

Producent postawił tu na aparat główny o rozdzielczości 12 Mpix, wspierany przez kamerkę 2 Mpix pozwalającą uzyskać lepszy efekt głębi tła. Powiedzmy sobie szczerze: aparat główny nie wgniata w fotel swoimi parametrami. Obiektyw f/2.2 jest dość ciemny jak na dzisiejsze standardy, a PDAF i piksel wielkości 1.25 µm na nikim nie zrobi wielkiego wrażenia. Tymczasem, zdjęcia wykonywane za pomocą Redmi 7 są naprawdę ładne! Pisząc te słowa próbuję wcielić się w osobę, która ma do wydania około 600 złotych na smartfon i... trudno mi wyobrazić sobie, abym wydając takie pieniądze nie był z nich zadowolony.

Redmi 7 recenzja Instalki 9

Zdjęcia wykonane w korzystnych warunkach oświetleniowych są kontrastowe, choć czasem brakuje im nieco ostrości. Po zmroku zaszumienie rośnie, ale wykonując fotografie obiektów statycznych można uzyskać niezły efekt, wykazując się odpowiednią cierpliwością. Głównym winowajcą spadku jakości zdjęć po zmroku jest oczywiście kiepsko, ciemny obiektyw. Sztuczna inteligencja działa, ale poprawki fotografii są na tyle niewielkie, że można ją równie dobrze wyłączyć. Automatyczny tryb HDR pomaga rejestrować naprawdę efektowne ujęcia, choć te wyglądają bardzo specyficznie - zobaczcie sami w pełnej galerii zdjęć testowych. Selfie wykonywane przednią kamerką 8 Mpix wypadają przyzwoicie, choć z racji braku autofokusa z ich ostrością bywa różnie.

Redmi 7 recenzja Instalki 17

Smartfon jest w stanie nagrywać filmy w rozdzielczości Full HD i 60 lub 30 klatkach na sekundę. Jakość obrazu jest kiepska, na co wpływa fatalna ostrość obrazu oraz ogólna kompresja. Na pracę mikrofonu spuszczam kurtynę milczenia - napiszę tylko tyle, że jest fatalna.

Ostateczną ocenę jakości zdjęć i filmów zostawiam Wam. Z doświadczenia wiem, że dwie osoby potrafią mieć zupełnie odmienne opinie na temat jednego zdjęcia. Poniżej zamieszczam przykładowe ujęcia - wszystkie zobaczycie na naszym dysku Google.

Redmi 7 przykladowe zdjecie 9

Redmi 7 przykladowe zdjecie 6

Redmi 7 przykladowe zdjecie 5

Redmi 7 przykladowe zdjecie 1

Redmi 7 przykladowe zdjecie 2

Redmi 7 przykladowe zdjecie 7

Redmi 7 przykladowe zdjecie 8

Bez trybu portretowego vs tryb portretowy

Redmi 7 przykladowe zdjecie 14

Redmi 7 przykladowe zdjecie 15

Zdjęcia bez HDR vs z HDR

Redmi 7 HDR 0

Redmi 7 HDR 1

Redmi 7 HDR 2

Redmi 7 HDR 3

Selfie

Redmi 7 przykladowe zdjecie 10

Redmi 7 przykladowe zdjecie 13

Selfie bez upiększania vs z upiększaniem na poziomie 5

Selfie bez upiekszania

selfie z upiekszaniem

Bateria


Jeżeli przeklinaliście kiedykolwiek długość czasu pracy na baterii w smartfonach Redmi z serii A (Redmi 6A i podobne), to spieszę z informacją, że Redmi 7 pozytywnie zaskakuje w tej kwestii. Nie miałem najmniejszych problemów z osiągnięciem czasu działania na poziomie nawet 2 dni. Oczywiście na smartfonie nie uruchamiałem wyjątkowo zasobożernych gier, a na wirtualnej rozgrywce spędzałem może kilkanaście minut każdego dnia. Smartfon użytkowany był głównie do rozmów na Messengerze, wykonywania połączeń i przeglądania Internetu. Jeżeli będziecie katować urządzenie w sposób iście patologiczny, to oczywiście bateria nie starczy Wam nawet na pełną dobę. SOT (screen on time) wynosił w moim wypadku rekordowo 8 godzin, co poczytuję jako wynik znakomity.

Redmi 7 recenzja Instalki 8

Bateria o pojemności aż 4000 mAh to zaleta, ale dołączona w zestawie ładowarka uzupełnia jego stan całą wieczność. Przyzwyczajony do czasu ładowania na poziomie ok. 57 minut w Huawei P30 Pro z rozczarowaniem obserwowałem niebywale wolny przyrost w Redmi 7. Ładowanie do pełna trwa niemalże 2 godziny i 15 minut. Na pocieszenie: Redmi 7 ładuje się i tak szybciej, niż kilkukrotnie droższe iPhone'y najnowszej generacji. Touché.

Podsumowanie


Redmi 7 pozytywnie zaskakuje. Największymi jego zaletami są dwie cechy mogące przesądzić o jego popularności w Polsce: wytrzymała bateria oraz dobra jakość zdjęć z aparatu głównego. Ekran jest niezły, podobnie jak ogólna wydajność (w tej klasie cenowej) czyniąca go jednym ze sprawniej działających "budżetowców". Oczywiście nie obyło się bez drobnych wad.

Największymi mankamentami Redmi 7 wydają się brak NFC, zbyt dużo preinstalowanych aplikacji, obecność przestarzałego portu micro USB i przeciętna czytelność ekranu w pełnym słońcu. Czy te gorzkie pigułki są do przełknięcia w przypadku urządzenia kosztującego ok. 579 złotych? Wydaje mi się, że tak, a zalety smartfonu znacząco przeważają nad wadami.

Redmi 7 recenzja Instalki 1

Smartfon Redmi 7 jest naprawdę ciekawym wyborem w swojej klasie cenowej, ale o dziwo... nie jest bezkonkurencyjny. Xiaomi rozpieszczało na zawsze bardzo atrakcyjnymi cenami swoich urządzeń, ale konkurencja nie śpi. Ciekawą alternatywę stanowi dla niego choćby niezła Moto G7 Play.

Mocne strony:

- dobra relacja ceny do możliwości
- przyzwoita wydajność
- bardzo długi czas pracy na baterii
- jakość zdjęć z aparatu głównego za dnia
- szybki czytnik linii papilarnych
- jack 3.5 mm
- port podczerwieni
- silikonowe etui w zestawie
- ładny design

Słabe strony:

- przeciętna czytelność ekranu w pełnym słońcu
- przeciętny głośnik
- brak NFC
- micro USB zamiast USB Typu C
- długi czas ładowania
- sporo bloatware


ADATA SD600Q - test wzmocnionego zewnętrznego dysku SSDADATA SD600Q - test wzmocnionego zewnętrznego dysku SSD

$
0
0
ADATA SD600Q 6Wydajna alternatywa dla zewnętrznych dysków HDD.

ADATA w kwietniu tego roku wprowadziła do sprzedaży nowy zewnętrzny dysk SSD, model SD600Q. Nośnik oferuje niezłą wydajność w niewygórowanej cenie, przez co stanowi ciekawą alternatywę dla przenośnych dysków HDD.

Jak dysk sprawdza się w codziennym użytkowaniu? Sprawdzamy.

ADATA SD600QSpecyfikacja
Pojemność 240 GB/480 GB/960 GB (Tylko czarny)
Interfejs USB 3.1 (wsteczna zgodność z USB 2.0)
Wymiary 80 x 80 x 15,2 mm
Waga 60 g
Obudowa Plastik / silikon zabezpieczający przed drganiami
Temperatura 5–50°C
Napięcie robocze Prąd stały 5 V, 900 mA
Akcesoria Kabel USB 3.1, Instrukcja szybkiego uruchomienia
Gwarancja 3 lata

Parametry techniczne i budowa

Zewnętrze dyski nie są żadną nowością jednak za sprawą technologii SSD, stają się one coraz mniejsze. Testowany ADATA SD600Q ma naprawdę kompaktowe wymiary i to w niecodziennym kształcie - jest niemal kwadratowy.

W materiałach promocyjnych, producent podkreśla, że sprzęt posiada wzmocnioną konstrukcję nie dziwi więc obudowa, której wygląd ma dać poczucie solidności. Gumowana powierzchnia, zaokrąglone rogi, imitacja śrubek - elementy te sprawiają, że dysk naprawdę kojarzy się z czymś mocniejszym niemal jak smartfony Hammer.

ADATA SD600Q 1

ADATA SD600Q 2

Nie mamy tutaj jednak jakiś wygórowanych standardów bezpieczeństwa - plastikowa obudowa została powleczona silikonem, który powinien zapewnić dodatkową ochronę w razie upadku lub uderzenia. Sam plastik jest dobrej jakości ale całość "trzeszczy" pod naciskiem więc trudno powiedzieć jak zakończyłoby się przypadkowe nadepnięcie na obudowę. Plusem jest niewielka waga - całość to zaledwie 60 gramów więc nosząc dysk w kieszeni czy plecaku, praktycznie tego nie odczujemy.

ADATA SD600Q 3

Dysk ADATA SD600Q wykorzystuje kości 3D NAND więc w teorii osiąga prędkość do 440/430 MB/s podczas odczytu i zapisu danych. To ponad czterokrotnie szybciej, niż w przypadku tradycyjnego dysku talerzowego. Należy jednak pamiętać, że prędkość może ograniczać złącze USB.

ADATA SD600Q 5

W zestawie, oprócz samego dysku, znajdziemy skróconą instrukcję obsługi oraz krótki przewód USB 3.1. Do testów otrzymaliśmy model o pojemności 480 GB, którego realna pojemność wynosi 447 GB.

ADATA SD600Q 4

Wyniki w benchmarkach

Aby sprawdzić możliwości dysku pod kątem szybkości zapisu oraz odczytu danych, wykorzystaliśmy popularne programy jak CrystalDiskMark i ATTO Disk Benchmark.

2019-05-31 143718

2019-05-31 145019

Wyniki pokazują, że dysk uzyskuje naprawdę dobre wyniki, a przy niektórych pomiarach udało się nawet uzyskać szybkość zbliżoną do tej deklarowanej przez producenta. 

Podsumowanie

Nośnik SD600Q oferuje zadowalającą wydajność, a ceny poszczególnych pojemności nie są przesadnie wysokie przez co nośnik stanowi ciekawą alternatywę dla przenośnych dysków HDD. Warto też pamiętać, że dysk nie posiada jakichkolwiek ruchomych elementów. Gwarantuje to bezgłośną pracę i wyższe bezpieczeństwo zapisanych danych, a także mniejszy pobór energii oraz niższą temperaturę pracy.

Na duży plus trzeba zaliczyć kompaktowe wymiary - dysk bez problemu zmieści się w kieszeni, a podczas podróży nie będzie dodatkowym balastem. Sama jakość wykonania również nie budzi zastrzeżeć jednak trzeba mieć świadomość, że obudowę wykonano z plastiku więc będzie odporna na upadki czy wstrząsy ale przypadkowe nadepnięcie może już wyrządzić szkodę.

ADATA SD600Q 8

W momencie publikacji testu za dysk ADATA SD600Q o pojemności 480 GB zapłacicie mniej niż 300 zł. Pojemność 240GB wyceniono na około 185 zł, a za najwyższy model (960GB) trzeba zapłacić nieco ponad 500 zł.

Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry ProduktProdukt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Spyrix Personal Monitor - narzędzie do monitorowania wszystkich działań na komputerzeSpyrix Personal Monitor - narzędzie do monitorowania wszystkich działań na komputerze

$
0
0
Spyrix Personal MonitorSprawdzamy program do monitorowania komputera.

Wiele osób mniej biegłych w informatyce zadaje sobie pytanie, czy są narzędzia do całkowitej kontroli działań na komputerze, odpowiedź brzmi: owszem. Oczywiście słowo “keylogger” zazwyczaj kojarzone jest ze szkodliwym oprogramowaniem kradnącym hasła, ale zastosowanie takich narzędzi może mieć również uzasadnione cele, np. w przypadku kontroli rodzicielskiej.

Spyrix Personal Monitor to sprytna i jednocześnie rozbudowane oprogramowanie do monitorowania wszystkich działań na komputerze, dosłownie wszystkich. Program rejestruje wszystko co użytkownik “wklepuje” w klawiaturę, przechwytuje zrzuty ekranowe, zapisuje aktywność w przeglądarkach internetowych, mediach społecznościowych i aplikacjach, a nawet potrafi nagrywać ekran przy przechwycić obraz z kamery internetowej. Po prostu, inwigilacja na całego.

W normalnym środowisku korzystanie z takiego narzędzia może być nielegalne, nikt bowiem nie chciałby być podglądany do tego stopnia. Oprogramowanie może jednak zyskać aprobatę rodziców, którzy chcą chronić swoje pociechy przed niebezpieczeństwami współczesnego świata cyfrowego.

We współczesnym internecie potrafią czyhać większe zagrożenia niż w świecie rzeczywistym. Hazard, strony dla dorosłych, dopalacze, przemoc - to tylko niektóre z tematów, które mogą skłonić dziecko do przejścia na niebezpieczną witrynę.

Kompleksowe rozwiązanie do śledzenia aktywności


Spyrix Personal Monitor to rozbudowana, ale łatwa w użyciu aplikacja do monitorowania wszystkich działań na komputerze. Program zapewnia pełny obraz aktywności online, rejestruje naciśnięte klawisze, odwiedzane adresy URL, zapytania wyszukiwania, aktywność w mediach społecznościowych i wiadomościach, itd.

Program monitoruje aktywność we wszystkich najpopularniejszych sieciach społecznościowych i komunikatorach, takich jak Facebook, Twitter, Skype, WhatsApp, Telegram i inne. Oprócz keyloggera program przechwytuje wszystkie odwiedzane adresy URL i zapytania, zapewniając jeszcze bardziej kompleksowy obraz aktywności online dziecka.

Oczywiście, funkcji jest więcej. Oprogramowanie oferuje nagrywanie dźwięku,  nagrywanie wideo i transmisję na żywo z kamery internetowej czy ciągłe nagrywanie ekranu komputera docelowego. Dodatkowo, dane mogą być przechowywane na serwerze w chmurze przez 1 miesiąc. 

Co ważne, jeśli rodzic zauważy niechcianą stronę w raporcie, może zablokować dostęp do niej i podobnych, za pomocą kilku kliknięć.

Oprócz tego program tworzy zrzuty ekranowe aktywnych okien, przechwytuje zawartość schowka, śledzi wszystkie uruchomione aplikacje i zadania drukarki.

Instalacja i użytkowanie


Rozpoczęcie pracy z Spyrix Personal Monitor nie jest skomplikowane, pobieramy instalator i przeprowadzamy wstępną konfigurację. Podczas instalacji możemy wskazać, do jakiego stopnia program ma być ukryty w systemie. Należy oczywiście ustawić również hasło, które będzie niezbędne do uruchomienia programu i zmiany jego ustawień.

Spyrix hide
Podczas instalacji wybieramy sposób ukrycia programu w systemie

Już przy wstępnej konfiguracji możemy wskazać, jakie aktywności mają być monitorowane. Możemy również zablokować dostęp do witryn o określonej tematyce.

2019-05-29 124849
Administrator może określić, w jakich sytuacjach wykonywane będą screenshoty

Spyrix social
Podczas instalacji wskazujemy, które sieci społecznościowe będą monitorowane

Personal Monitor nie wymaga zaawansowanych umiejętności komputerowych do zainstalowania i obsługi. Wszystko, co musisz zrobić, to utworzyć konto Spyrix i przejść przez proces instalacji na komputerze, który chcesz monitorować.

Zdalny monitoring


Dane zebrane przez program można przeglądać lokalnie, wysłać na serwer lub pocztę e-mail. Producent zadbał też o wygodny dostęp online więc raportu można przeglądać wygodnie niemal z każdego miejsca na świecie.

Dane są prezentowane w formie tekstu, obrazów i wykresów w różnych kategoriach, takich jak keyloggery, zrzuty ekranu, zmiany w schowkach, odwiedzane strony internetowe, sieci społecznościowe itp.

Online dashboard live viewing
Panel online z zapisem aktywności na monitorowanym komputerze

Korzystając z poszczególnych zakładek, możemy przeglądać określone aktywności na monitorowanym komputerze. Ciekawym dodatkiem jest moduł online, który w czasie rzeczywistym pokazuje co dzieje się na pulpicie komputera.

Online dashboard user stats
Spyrix Personal Monitor oferuje rozbudowane statystyki aktywności

SPM Event log
Historia przeglądania stron w Spyrix Personal Monitor

Jak widać, narzędzie daje potężne możliwości z zakresu monitorowania aktywności. Podczas testów nie napotkaliśmy na problemy związane z zapisywaniem i przesyłaniem logów. Panel online również działa poprawnie jednak aby cieszyć się dobrą jakością widoku na żywo trzeba pamiętać o szybkim łączu internetowym.

Podsumowanie


Podsumowując, Spyrix Personal Monitor jest wszechstronnym i prostym dla użytkownika narzędziem do efektywnego monitorowania rodzicielskiego i nie tylko. Trzeba jednak pamiętać, że instalowanie oprogramowania do monitorowania, takiego jak Spyrix, na komputerze lub innym urządzeniu, do którego nie masz uprawnień, jest uważane za naruszenie przepisów w wielu krajach. Zatem korzystanie z programu wymaga zgody osoby monitorowanej.

Personal Monitor dostępny jest w języku angielskim co może być niewielkim ograniczeniem dla niektórych użytkowników. Wystarczy jednak opanować podstawowe zwroty aby sprawnie poruszać się po interfejsie narzędzia.

Producent oprogramowania, specjalnie dla naszych Czytelników przygotował 50% zniżki na wszystkie produkty Spyrix. Użyj kodu kuponu "INSTALKI50" w koszyku, aby uzyskać zniżkę. Oferta obowiązuje do końca czerwca 2019 roku.

Xiaomi Mi 9 SE czy Huawei P30 Lite? PorównanieXiaomi Mi 9 SE czy Huawei P30 Lite? Porównanie

$
0
0
Mi 9 SE vs P30 Lite 14Co lepsze?

W dzisiejszym porównaniu postaram się udzielić odpowiedzi na pytanie nurtujące wiele osób poszukujących smartfonu w cenie około 1500 złotych. Co lepiej kupić - Xiaomi Mi 9 SE, czy Huawei P30 Lite?

Według najnowszych danych, firma Huawei w 1. kwartale bieżącego roku miała aż 35.4-procentowy udział w polskim rynku smartfonów. Nie dziwi więc liczba zapytań o nowego Huawei P30 Lite, którego poprzednik był szalenie popularny u operatorów. Firma Xiaomi z kolei cieszy się nieustannie rosnącą sympatią wśród osób chcących kupić jak najwydajniejszy smartfon, w jak najniższej cenie. Obie słuchawki są urządzeniami do złudzenia przypominającymi przedstawicieli flagowej linii urządzeń producentów. Huawei P30 Lite przywodzi na myśl droższego Huawei P30, a Xiaomi Mi 9 SE niewprawne oko pomyli z Xiaomi Mi 9.

Mi 9 SE vs P30 Lite 5

Pojedynek staraliśmy się rozstrzygnąć na zasadach obiektywnych, ale pamiętajcie, że w takich sytuacjach trudno jest wyzbyć się zupełnie subiektywnych opinii. W końcu obiektywnie możemy stwierdzić co najwyżej, że dziś jest niedziela, a jutro będzie poniedziałek lub to, że smartfony mają taką, a nie inną rozdzielczość ekranu. Jak jednak ocenić obiektywnie jakość zdjęć? Cóż, wierzymy, że na podstawie przekazanych przeze mnie informacji każdy z Was będzie w stanie wyłonić własnego zwycięzcę tego porównania.

Specyfikacja sprzętowa

tabelka specki

Cena


Huawei P30 Lite w końcu zaczął tanieć i pierwsze egzemplarze pojawiają się w cenach ok. 1499 złotych, w sprawdzonych sklepach. Xiaomi Mi 9 SE da się kupić w Polsce już za 1399 złotych. Warto mieć w trakcie lektury niniejszego testu cenę urządzeń gdzieś z tyłu głowy. Dla jednego 100 złotych to niedużo, inny zaoszczędzone środki przeznaczy na zakup dodatkowego tripoda, selfie sticka i etui. Xiaomi Mi 9 SE jest tańszy i w relacji do specyfikacji z tabeli, wypada korzystniej. Cena nie podlega jednak w tym wypadku ocenie. Powód jest prosty: ceny zmieniają się dynamicznie. Jeśli jednak spojrzycie na kwoty, jakie należy zapłacić za oba smartfony oraz technikalia, pewne wnioski nasuną Wam się same.

Mi 9 SE vs P30 Lite 1

Budowa i jakość wykonania


Co tu dużo mówić, oba smartfony prezentują się świetnie. To firma Huawei zapoczątkowała modę na gradientowe obudowy, ale Xiaomi sprawnie nadąża za tymi trendami. Bardzo trudno jest na zdjęciach oddać to, jak dobrze wyglądają testowane smartfony. Urządzenia prezentują się niczym flagowce - są w końcu ich "niedrogimi" substytutami. Decydując się na którykolwiek z omawianych sprzętów możecie być pewni, że wybieracie smartfon doskonałej jakości. Rzućcie okiem na kilka poniższych fotografii i sami oceńcie.

Mi 9 SE vs P30 Lite 2

Mi 9 SE vs P30 Lite 13

Mi 9 SE vs P30 Lite 11

Mi 9 SE vs P30 Lite 12

Xiaomi Mi 9 SE jest smartfonem nieco mniejszym, a to za sprawą ekranu o przekątnej 5.97-cala - mniejszego od 6.15-calowego panelu w Huawei P30 Lite. Firma Xiaomi postawiła na wyświetlacz wykonany w cenionej technologii Super AMOLED o rozdzielczości 1080x2340 pikseli (proporcje 19.5:9), podczas gdy Huawei w P30 Lite wykorzystało matrycę LTPS IPS o rozdzielczości 1080x2312 pikseli (proporcje 19:9). Ekran w Xiaomi Mi 9 SE subiektywnie prezentuje się nieco lepiej, jest jaśniejszy i cechuje się lepszą czytelnością w pełnym słońcu.

Mi 9 SE vs P30 Lite 6

Przedni i tylny panel smartfonu Xiaomi Mi 9 SE chronione są szkłem Corning Gorilla Glass 5. W Huawei P30 Lite funkcję ochronną pełni szkło glinokrzemianowe, które ma cechować się podobnymi właściwościami. Przednie i tylne panele urządzeń rozdzielono ramkami wykonanymi z aluminium. 

W obu przypadkach przyciski fizyczne są dobrze osadzone, odpowiednio wyczuwalne pod palcem i prawidłowo klikające. Nie cechuje ich choćby najmniejszy luz. Oglądając obudowy Huawei P30 Lite i Xiaomi Mi 9 SE szybko rzuca się w oczy to, że jedynie smartfon Huawei ma złącze jack 3.5 mm, umożliwiające podpięcie słuchawek. Wybierając Xiaomi Mi 9 SE będziecie musieli korzystać ze słuchawek bezprzewodowych. Żadne z urządzeń nie zostało uszczelnione przed szkodliwym działaniem wody. Szkoda!

Mi 9 SE vs P30 Lite 17

Szybko dostrzeżecie, że tylko jeden ze smartfonów ma czytnik linii papilarnych umieszczony na tylnym panelu. Wszystko dlatego, że w Xiaomi Mi 9 SE ten umieszczony został pod ekranem. Działa on wolniej od czytnika Huawei, ale jest rozwiązaniem nowocześniejszym. Coś za coś, prawda? Oba urządzenia cechują się głośnikami mono (podobnie, dobrze i donośnie grającymi) i są do siebie naprawdę bardzo podobne od strony wizualnej.

W smartfonach zastosowano złącza USB Typu C, ale to w smartfonie Xiaomi Mi 9 SE oferuje dodatkowo możliwość podpięcia pendrive'a (OTG).

Mi 9 SE vs P30 Lite 18

Zbierając wszystkie "za" i "przeciw", wydaje mi się, że mamy remis. Sami musicie zdecydować, które z powyższych funkcji i braków są dla Was najistotniejsze.

Zwycięzca kategorii: remis

Wydajność


Testy syntetyczne są jedyną obiektywną metodą na sprawdzenie wydajności obu testowanych smartfonów. Wybrałem oczywiście benchmark AnTuTu, który jest kompleksowym i najpopularniejszym narzędziem tego typu. To właśnie ten tester przeważnie służy jako główny argument ku temu, by móc powiedzieć znajomym lub innym internautom: "mam wydajniejszego". ;) Żarty na bok.

Liczby nie kłamią. Xiaomi Mi 9 SE miażdży Huawei P30 Lite w teście AnTuTu. Wynik urządzenia Xiaomi na poziomie 178 525 punktów przy zaledwie 130 469 punktach Huawei w jednoznaczny sposób określa lidera tego pojedynku. Szybki rzut oka w wyniki składowe pokazuje, że HiSilicon Kirin 710 dysponuje znacznie mniej wydajnym układem graficznym, niż Snapdragon 712 - to główna przyczyna tak znaczącej porażki. Warto zauważyć, że wydajność RAMu w smartfonie Huawei jest wyższa, niż w sprzęcie Xiaomi.

Mi 9 SE vs P30 Lite 4

Jak to jest w testach syntetycznych już wiemy - a w codziennym użytkowaniu? Na poziomie płynności działania systemu oba smartfony funkcjonują podobnie i większość użytkowników nie zauważy różnic na korzyść jednego lub drugiego urządzenia. Xiaomi Mi 9 SE będzie wydajniejszy w trójwymiarowych grach i będzie odrobinę wcześniej wczytywał zasobożerne aplikacje.

Należy także zauważyć, że Xiaomi Mi 9 SE oferuje nieco nowocześniejsze zaplecze komunikacyjne. Oba smartfony mają NFC, ale to Mi 9 SE ma Bluetooth 5.0, USB OTG oraz obsługuje satelity Galileo, mogąc zapewnić nieco lepsze działanie systemu nawigacji.

Zwycięzca kategorii: Xiaomi Mi 9 SE

Oprogramowanie


Huawei P30 Lite działa pod kontrolą systemu Android 9.0 z nakładką EMUI 9.0. W przypadku smartfonu Xiaomi jest to Android 9.0 z nakładką MIUI 10. Zarówno MIUI, jak i EMUI budzą bardzo skrajne emocje i trudno jest ocenić, która z nakładek jest lepsza. Najważniejszą i cechą jest to, że zarówno MIUI, jak i EMUI oferują możliwość obsługi urządzenia za pomocą gestów. Te w wydaniu smartfonów Xiaomi oraz Huawei (i Honor) są najwygodniejszymi i najbardziej naturalnymi spośród oferowanych przez wszystkich producentów. Nakładki dają olbrzymie możliwości personalizacji i każda z nich dysponuje wbudowanym narzędziem ułatwiającym oczyszczanie smartfonu ze zbędnych plików, ochronę przeciwko zagrożeniom i błyskawiczne czyszczenie pamięci RAM.

emui
Nakładka EMUI

miui
Nakładka MIUI

W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o reklamach wyświetlających się tu i ówdzie w MIUI, których próżno szukać w EMUI. W obu przypadkach producenci preinstalują garść autorskich aplikacji - w przypadku smartfonu Xiaomi jest to nawet przeglądarka internetowa. Nie znajdziecie na nich zbyt dużo bloatware, a jeśli takowe jest, to da się je usunąć. W tej kategorii nie ma zwycięzców - ocena nakładki to kwestia indywidualna. Żadna z nakładek nie wyróżnia się mocno in plus lub in minus.

Zwycięzca kategorii: remis

Aparat - zdjęcia i filmy


Oto kategoria najważniejsza dla lwiej części użytkowników smartfonów: zdjęcia. Jakie zdjęcia robi Huawei P30 Lite? Jakie zdjęcia robi Xiaomi Mi 9 SE? W tym miejscu się o tym przekonacie. Oba smartfony dysponują pojedynczym aparatem przednim oraz potrójnym aparatem głównym. Obaj producenci zdecydowali się nieco inaczej podejść do zastosowanych sensorów i optyki.

Smartfony Huawei P30 Lite i Xiaomi Mi 9 SE dysponują aparatem głównym o rozdzielczości 48 Mpix. Jest to identyczny moduł, z niemal identyczną optyką (obiektyw 27 mm w P30 Lite vs 26 mm w Mi 9 SE) i autofokusem wykorzystującym detekcję fazy. Sample zdjęć wykonane na potrzeby testu zostały w rozdzielczości 12 Mpix. Powód jest prozaiczny: to właśnie w tym trybie fotografować będzie większość osób - zdjęcia zapisują się szybciej, a w trakcie fotografowania dla tej rozdzielczości dostępna jest większa liczba opcji. Tu podobieństwa się kończą.

Mi 9 SE vs P30 Lite 10

O ile obaj producenci zdecydowali się wykorzystać obiektyw szerokokątny (17 mm w P30 Lite vs 15 mm w Mi 9 SE), to tylko w Xiaomi Mi 9 SE dostępny jest teleobiektyw (ogniskowa 52 mm). Miejsce teleobiektywu w Huawei P30 Lite zajął obiektyw odpowiadający wyłącznie za pomiar głębi tła. Co ciekawe, w oprogramowaniu obu smartfonów dostępna jest opcja szybkiego aktywowania zoomu 2x - w przypadku sprzętu firmy Huawei jest to jednak zoom cyfrowy.

W obu smartfonach aparat przedni został umieszczony na niewielkiej "łezce" wcinającej się w wyświetlacz. Takie rozwiązanie oznacza brak doświetlającego LEDa. W Xiaomi Mi 9 SE aparat przedni ma rozdzielczość 20 Mpix (f/2.0, piksel 0.9 µm), a w Huawei P30 Lite - 32 Mpix (f/2.0, piksel 0.8 µm). Autofokusu w obu przypadkach oczywiście nie ma.

Mi 9 SE vs P30 Lite 9

Porównanie jakości zdjęć powinienem w zasadzie zostawić Wam - wiem doskonale, że w przypadku tychże stosowana jest często zasada "ile osób, tyle opinii". Z redaktorskiego obowiązku i z tytułu założeń testu, pozwolę sobie na kilka słów komentarza. Wszystkie zdjęcia i filmy w oryginalnej rozdzielczości znajdziecie na naszym dysku Google - w dwóch osobnych folderach.

Oba smartfony radzą sobie iście fenomenalnie w dobrych warunkach oświetleniowych. Wrażenie robią zwłaszcza zdjęcia makro, które nawet na ekranie monitora, przy dużym powiększeniu, robią piorunująco dobre wrażenie.

Mi 9 SE 7

P30 Lite 7

Urządzenia robią piękne portrety w trybie portretowym, które różnią się od siebie niedostrzegalnymi dla laików detalami. Zdjęcia cechują się dobrą rozpiętością tonalną, kontrastem oraz ostrością. Xiaomi Mi 9 SE domyślnie korzysta ze swojego teleobiektywu 2x, co daje ładny, naturalny efekt. Trudno wyłonić zwycięzcę na tym etapie.

Mi 9 SE 10

P30 Lite 10

Obiektywy szerokokątne... rozczarowują. Fotografie wykonywane tymi obiektywami cechują się olbrzymią utratą detali, czasami szwankuje na nich kontrast. Szeroki kąt w tak "tanich" smartfonach póki co jest ciekawostką, ale wydaje mi się, że wiele osób przyzwyczajonych do znacznie tańszych smartfonów nie będzie widziało powodów do narzekań.

Mi 9 SE 15

P30 Lite 15

Zoom optyczny radzi sobie rzecz jasna znacznie lepiej, niż cyfrowy. Xiaomi Mi 9 SE nawet na teleobiektywie zachowuje rewelacyjny kontrast i świetnie odwzorowuje kolory. Zobaczcie na zbliżenie na wieżę kościoła.

Mi 9 SE 11

P30 Lite 11

Po zmroku pazur pokazuje... Xiaomi Mi 9 SE, choć oba smartfony mają naprawdę przyzwoity tryb nocny. W przypadku smartfonu Xiaomi kontrast jest jednak wyższy, ekspozycja znacznie lepiej dopierana, a zaszumienie mniejsze. Zwróćcie uwagę na detal mokrego asfaltu.

Zdjęcia z HDR... P30 Lite przegrywa w przedbiegach. Zobaczcie jak Mi 9 SE ładnie "znajduje" chmury" i poprawia detal drzew. W przypadku propozycji Huawei zdjęcia wyglądają jak nieudolnie rozjaśnione i zamglone.

Mi 9 SE 20

P30 Lite 20

Jeśli chodzi o selfie, to oba smartfony radzą sobie podobnie, nieco inaczej oddając kolory na zdjęciach. Wydaje się, że na fotografiach wykonanych Xiaomi Mi 9 SE dostrzeżemy odrobinkę niższy kontrast i gorsze przejścia pomiędzy barwami. Skóra ma bardziej naturalny kolor w przypadku zdjęć z Huawei P30 Lite.

Mi 9 SE 9

P30 Lite 9

Po zmroku różnice są jeszcze bardziej widoczne. Utrata detali jest znacząca w sprzęcie obu producentów, ale to smartfon Huawei stara się zachować bardziej rzeczywiste kolory mimo wszechobecnego światła żarowego. Piękny wąs, co?

Mi 9 SE 18

P30 Lite 18

Zarówno Huawei P30 Lite, jak i Xiaomi Mi 9 SE są w stanie rejestrować filmy w maksymalnej rozdzielczości 1080p, w 60 klatkach na sekundę. Konieczność porównania jakości wideo nagrywanej poprzez te smartfony przywodzi mi na myśl oglądanie wyścigu żółwi. Oba urządzenia nie są stworzonego do tego zadania. Rejestrowany dźwięk jest dobrej jakości, ale nagrania są zaszumione, brakuje im szczegółów, a stabilizacja działa tak sobie. Próbki zobaczycie tutaj. Moim zdaniem nieznacznie lepiej prezentuje się Xiaomi Mi 9 SE.

I jak, przejrzeliście zdjęcia? Macie już swojego zwycięzcę? Moim zdaniem rywalizację wygrywa Xiaomi Mi 9 SE. Nieznacznie, ale... jednak.

Zwycięzca kategorii: Xiaomi Mi 9 SE

Bateria - czas pracy i czas ładowania


Chyba druga najważniejsza z kategorii po kategorii związanej z fotografią. W teorii, odrobinę dłuższy czas pracy na baterii powinien zapewniać smartfon Huawei P30 Lite. Dowiedzieliśmy już, że cechuje się mniejszą wydajnością, a dysponuje pojemniejszą baterią (3340 mAh), niż Xiaomi Mi 9 SE (3070 mAh). Praktyka pokazuje, że czas działania obu urządzeń jest zbliżony, choć w benchmarkach górą jest Xiaomi Mi 9 SE. Godzina odtwarzania filmu w rozdzielczości Full HD przy jasności ekranu ustawionej na ok. 200 cd/m2 rozładowywała baterię obu urządzeń w zasadzie w identycznym tempie (nieco wolniej w przypadku smartfonu Xiaomi). Benchmark PCMark z włączoną sceną Work 2.0 wskazał 9 godzin i 16 minut pracy dla Xiaomi Mi 9 SE i 8 godzin i 55 minut w przypadku Huawei P30 Lite. W benchmarku GFXBench rozbieżności były większe na korzyść smartfonu Xiaomi.

Mi 9 SE vs P30 Lite 16

Oba smartfony obsługują technologię szybkiego ładowania 18 W i dołączona jest do nich w zestawie stosowna ładowarka. Xiaomi Mi 9 SE ładuje się do pełna w ok. 80 minut, Huawei P30 Lite - ok. 95 minut.

Zwycięzca kategorii: nieznaczna wygrana Xiaomi Mi 9 SE

Podsumowanie


Jeśli śledziliście uważnie oceny cząstkowe poszczególnych kategorii, to znacie już zwycięzcę naszego dzisiejszego porównania. Xiaomi Mi 9 SE i Huawei P30 Lite to smartfony podobne tylko na pierwszy rzut oka, a diabeł tkwi tutaj w szczegółach. Smartfon firmy Xiaomi jest wydajniejszy, dysponuje lepszym i jaśniejszym ekranem, cechuje się nieco dłuższym czasem pracy na baterii i - moim zdaniem - robi lepsze zdjęcia. Jeśli miałbym wskazać przewagi urządzenia od Huawei, to byłaby to z pewnością obecność gniazda audio jack 3.5 mm i szybciej działający (choć mniej nowoczesny) czytnik linii papilarnych. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe i to, że smartfon firmy Xiaomi można kupić średnio o 100 złotych taniej...

Mi 9 SE vs P30 Lite 15

Oczywiście ostateczna decyzja zakupowa należy do Was.

Być może po przeczytaniu naszego pojedynku macie zgoła odmienne refleksje? Dzielcie się nimi w komentarzach - zapraszamy do dyskusji.

ADATA P10050 - recenzja powerbanku z wbudowaną latarkąADATA P10050 - recenzja powerbanku z wbudowaną latarką

$
0
0
ADATA P10050 recenzja 1
Mała rzecz, a cieszy.

W moje ręce trafił powerbank z niedrogiej i dość szerokiej oferty firmy ADATA. Padło na model P10050, którego nazwa kodowa zdradza pojemność. Mamy tu do czynienia z bankiem energii o najczęściej wybieranej pojemności ok. 10 000 mAh. Czy powerbank firmy ADATA stanowi ciekawą alternatywę dla ochoczo kupowanych przez Polaków powerbanków Xiaomi?

Specyfikacja ADATA P10050

  • Pojemność nominalna: 10 050 mAh
  • Wejścia/wyjścia: micro USB / 2 x USB Typu A
  • Prąd wyjściowy: 2.4 A (łącznie)
  • Zabezpieczenia: OCP, OVP, OTP
  • Wymiary: 108 x 66 x 26 mm
  • Waga: 220 gramów

Do testu otrzymałem wersję w kolorze granatowym, ale w sprzedaży są też warianty czarny, biały, czerwony i łososiowy - każdy znajdzie coś dla siebie. Powerbank ADATA P10050 od strony konstrukcyjnej przypomina nieco... antyperspirant w sztyfcie.

ADATA P10050 recenzja 2

Za sprawą wymiarów wynoszących 108 x 66 x 26 mm i obłej obudowy bank energii swoim kształtem przywodzi na myśl mydło. Waga na poziomie 220 gramów czyni go nieznacznie cięższym od typowego smartfonu. Kompaktowe rozmiary i foremna budowa ułatwiają schowanie go w niemal każdej kieszeni. Jak sprzęt leży w dłoni? O tak:

ADATA P10050 recenzja 5

Na obudowie umieszczono 4 LEDy sygnalizujące poziom naładowania urządzenia (0-25, 25-50, 50-75, 75-100%). Obok nich umieszczono przycisk, pozwalający sprawdzić stan zapełnienia ogniw. Dwukrotne kliknięcie przycisku aktywuje... latarkę. Ta nie świeci bardzo mocno, ale pojedyncza dioda bez problemu ułatwi znalezienie kluczy w torebce i pomoże trafić kluczem do zamka w zupełnych ciemnościach. Może też przydać się na biwaku.

ADATA P10050 recenzja 4

ADATA P10050 recenzja 10

W zestawie z powerbankiem dołączono bardzo krótki kabelek micro USB. To właśnie za jego pomocą, po uprzednim podpięciu do portu USB, można naładować powerbank. Mimo to, zalecamy podpięcie go do ładowarki sieciowej, co pozwoli zapełnić ogniwa akcesorium znacznie szybciej. Ładowanie ADATA P10050 do pełna trwa ok. 6 godzin przy ładowaniu prądem o natężeniu 2 A. Brak możliwości szybkiego naładowania urządzenia jest pewnego rodzaju wadą - podobnie jak archaiczne złącze micro USB.

ADATA P10050 recenzja 8

Powerbank ADATA P10050 dysponuje dwoma złączami USB Typu A, za pośrednictwem których ładować można jednocześnie, a jakże, dwa urządzenia. Producent deklaruje, że powerbank ładuje urządzenia z natężeniem wyjściowym 2.4 A. Prosty rachunek 5 V x 2.4 A = 12 W. Nie jest to ładowanie błyskawiczne, ale na pewno nieco przyspieszone. Niestety, po podpięciu dwóch urządzeń na raz "moc" ładowania spada i jest rozkładana równomiernie pomiędzy oba sprzęty.

ADATA P10050 recenzja 9

Producent nie kłamał, jeśli chodzi o pojemność powerbanku. Często decydując się na zakup tanich powerbanków z Chin (nie mówię tu akurat o świetnych akcesoriach Xiaomi), możecie być rozczarowani, że realna pojemność jest kilkukrotnie niższa od deklarowanej. Tu taka sytuacja nie ma miejsca. Byłem w stanie naładować baterię mojego Huawei P30 Pro (4200 mAh) dwa razy od 0 do 100% i raz do ok. 30%. Pamiętać należy, że ładowany smartfon był włączony, więc w minimalny sposób samoistnie rozładowywał swoją baterię. Oczywiście czas ładowania smartfonu był dość długi (ładowanie 12 W), w porównaniu do ładowania za pomocą dołączonej w zestawie ze smartfonem ładowarki (40 W). Warto mieć tego świadomość.

ADATA P10050 recenzja 7

Na koniec należy wspomnieć o zabezpieczeniach, w jakie ADATA wyposażyła swoje urządzenie. Litowo jonowy akumulator zamknięty jest w ognioodpornej obudowie, a w samym urządzeniu zastosowano zabezpieczenia przeciwprzepięciowe (OVP), termiczne (OTP) i przed zbyt wysokim prądem wejściowym (OCP).

ADATA P10050 recenzja 11

Jeśli macie do wydania ok. 70 złotych, to powerbank ADATA P10050 jest jedną z sensowniejszych propozycji. Jeśli zależy Wam na jeszcze szybszym awaryjnym doładowywaniu swoich urządzeń, musicie wygospodarować więcej środków i rozejrzeć się za czymś wydajniejszym.

Mocne strony:

+ pojemność bliska deklarowanej
kompaktowa budowa
+ odpowiednie zabezpieczenia
+ bardzo atrakcyjna cena
+ dwa wyjścia do ładowania urządzeń
+ funkcja latarki

Słabe strony:

- złącze ładowania micro USB
- ładowanie 2.4 A tylko przy ładowaniu jednego urządzenia na raz

Unihertz Atom - testujemy najmniejszy smartfon świata ze wzmocnioną konstrukcjąUnihertz Atom - testujemy najmniejszy smartfon świata ze wzmocnioną konstrukcją

$
0
0

Unihertz Atom 1
Mały, ale wariat?

Obecne trendy w smartfonowym świecie nieco mnie przerażają i wcale nie mam na myśli notcha czy dziurek w ekranie, a przede wszystkim rozmiar telefonów.  Standardem w 2019 roku stał się niemal 6-calowy wyświetlacz. Choć jednocześnie rośnie współczynnik screen to body, tak nie ma co liczyć na dobrze wyposażone, a jednocześnie kompaktowe smartfony o wysokości mniej niż 14 cm. Tym bardziej jestem zdziwiony kiedy otrzymałem przesyłkę z Unihertz Atom z 2,45-calowym wyświetlaczem i niezłą specyfikacją. Czy takie maleństwo ma sens? Przekonajmy się.

Unihertz AtomSpecyfikacja
Procesor i grafika Mediatek Helio P23
Mali-G71
Pamięć RAM 4 GB
Pamięć masowa 64 GB
Możliwość rozbudowy pamięci Nie
Wyświetlacz 2,45'' IPS
Rozdzielczość 240 x 432 pikseli, 201 PPI
Czujniki i dodatki Czytnik linii papilarnych, Czujnik zbliżenia,
Żyroskop, Czujnik światła
Akumulator 2000 mAh
Aparat fotograficzny 16 Mpx - tył
8 Mpx - przód
System operacyjny Android 8.1
Transmisja danych GSM / CDMA / HSPA / LTE
Łączność i lokalizacja Wi-Fi 802.11 b/g/n/ac Dual Band, Bluetooth 4.2,
A-GPS, GLONASS
Złącza USB-C
Wejście słuchawkowe Jack 3.5mm
Typ karty SIM nano SIM + nano SIM
Wymiary 96.60 x 45.00 x 18.80 mm
Masa 108 g

Recenzja wideo




Małe jest piękne, czyli pierwsze wrażenia


Szczerze powiedziawszy dawno aż tak nie podjarałem się nowym telefonem. Co prawda marzy mi się 5,5-calowy smartfon z ultra-wąskimi ramkami, tak Unihertz wywołał we mnie spore poruszenie. Sprzęt wyróżnia się nie tylko rozmiarem, ale i jakością wykonania. Na pierwszy rzut oka Atom może przypominać zabawkę, ale po pierwszym kontakcie od razu zmienimy zdanie.

Smartfon wykonano z miłego w dotyku tworzywa sztucznego. Dodatkowo rogi pokryto gumową warstwą. Natomiast plecki posiadają chropowatą fakturę. Całość prezentuje się dobrze i solidnie. Po prostu czuć wysoką jakość i solidność.

Unihertz Atom 2

Wymiary urządzenia prezentują się następująco - 96.60 x 45.00 x 18.80 [mm]. Ponieważ mamy do czyniania z niestandardowym urządzeniem, tak i poszczególne przyciski rozmieszczono nieco inaczej.

Na prawej krawędzi znajdziemy przycisk zasilający oraz wyróżniający się czerwonym kolorem przycisk PTT, do którego możemy przypisać wybraną aplikację. Poniżej umieszczono port USB-C. Po drugiej stronie ulokowano przyciski głośności oraz tackę na karty nanoSIM. Niestety producent zrezygnował ze slotu na kartę microSD, pozostawiając nam do dyspozycji nieco ponad 50 GB pamięci wewnętrznej. O dziwo nie zabrakło miejsca na port słuchawkowy minijack, który znajdziemy na górnej krawędzi.

Unihertz Atom 3

Unihertz Atom 4

Unihertz Atom 5

Unihertz Atom 6

Na panelu tylnym znajdziemy pojedynczy aparat z diodą LED, głośnik multimedialny oraz logo producenta. Niemałym zaskoczeniem jest możliwość odkręcenia pokrywy tylnej. Tym bardziej, że telefon posiada normę IP68, która m.in. gwarantuje wodoszczelność do głębokości 1,5 metra.

Unihertz Atom 6a

Miłym zaskoczeniem są trzy przyciski dotykowe pod ekranem. Środkowy z nich pełni również funkcję czytnika linii papilarnych. Dopełnieniem całości jest kamerka selfie oraz dioda powiadomień, które umieszczono w standardowym miejscu, czyli nad ekranem.

Unihertz Atom 7

Do wyposażenia telefonu należy ładowarka, kabel USB, folia ochronna oraz sznurek zabezpieczający.

Unihertz Atom 8

Ekran


Mały ekran w Unihertz Atom może być dużym problemem. Niecałe 2,5 cala i rozdzielczość 240 x 432 pikseli prawdopodobnie zniechęci sporo osób. Nieco ponad 200 ppi przekłada się na słabą ostrość. Do tego przeciętne kąty widzenia oraz niski kontrast nie poprawiają jego oceny.

Nawigacja po systemie czy pisanie na klawiaturze jest uciążliwe, ale wciąż możliwe. Przy czym zaznaczam, że moje małe dłonie zdecydowanie ułatwiły mi to zadanie.

Unihertz Atom 9

Podzespoły i wydajność


Procesor Mediatek Helio P23 i 4 GB RAM to duet, który w teorii powinien zapewnić niezłe osiągi. I tak właśnie jest. Smartfon działa szybko, sprawnie oraz bez żadnych przycięć. Pokusiłem się również o odpalenie Asphalt 9 oraz Hearthstone. Spodziewałem się, że tutaj tak dobrze nie będzie. Ku mojemu zaskoczeniu Atom bez zająknięcia odpala ww. tytuły. Pojawia się jednak inny problem - gra na tak małym ekranie jest niebywale męcząca, szczególnie oczy.

Unihertz Atom 10

Oprogramowanie


Unihertz postawił na czysty Android w wersji 8.1. System sprawuje się bez zarzutu, jednak na minus jest brak jakiejkolwiek optymalizacji interfejsu pod tak mały wyświetlacz. Sytuacji nie poprawia wsparcie producenta, ponieważ ostatnia aktualizacja pochodzi z października 2018.

Unihertz Atom 11

Komunikacja


Podczas testów nie miałem żadnych problemów z łącznością. Telefon wyposażono w GPS i Wi-Fi, które działają wzorowo. Nie zabrakło również obsługi pasma 800 MHz (B20), które jest kluczowe przy działaniu LTE na terenach wiejskich. Niewątpliwie sporą niespodzianką jest obecność modułu NFC.

Jakość rozmów za pośrednictwem Unihertz Atom nie odbiega od standardu. Jedynie głośnik multimedialny powinien być głośniejszy.

Unihertz Atom 12

Czytnik linii papilarnych


Obecność skanera linii papilarnych w tak małym urządzeniu może cieszyć. Niestety jego działanie pozostawia wiele do życzenia. Często “zawieszał się” i zwyczajnie nie mogłem odblokować telefonu palcem. O wiele lepiej spisywał się system rozpoznawania twarzy, który jest po prostu skuteczniejszy, ale jednocześnie mniej bezpieczny.

Unihertz Atom 13

Aparat


16 Mpx aparat w Unihertz Atom wykonuje nienajgorsze fotografie za dnia, ale jednak wymagający użytkownicy zauważą problem z kolorami i  słabą szczegółowość. Im mniej światła tym bardziej uwidaczniają się powyższe mankamenty. Jeśli jednak nie będziemy maniakalnie przybliżać zdjęć, tak większość z nich obronią się i możemy spokojnie udostępnić je w portalach społecznościowych. Z kolei o nocnych zdjęciach trudno wypowiedzieć się w pozytywnym tonie - jest bardzo słabo.

Unihertz Atom 14

Unihertz Atom 15

Unihertz Atom 16

Unihertz Atom 17

Unihertz Atom 18

Filmy zarejestrowane testowanym smartfonem wypadają bardzo kiepsko. Co prawda klipy nagramy w rozdzielczości Full HD, tak ich wysoka rozdzielczość w ogóle nie przekłada się na jakość.

Aparat na froncie wyposażono w 8 Mpx obiektyw. Generalnie utrzymuje poziom głównej kamery, więc szału nie ma.

Unihertz Atom 19

Unihertz Atom 20

Wszystkie zdjęcia oraz wideo wykonane za pomocą Unihertz Atom znajdziecie na naszym dysku Google.

Bateria


W telefonie umieszczono ogniwo o pojemności 2000 mAh. Przewidywałem, że smartfon bez problemu wytrzyma 2-3 dni typowego użytkowania. Niestety rzeczywistość okazała się bezlitosna.

Unihertz Atom gwarantuje nam maksymalnie jeden dzień pracy, przy włączonym ekranie od 2,5 do 4 godzin. Jest to fatalny wynik. Czas pracy urządzenia w trybie gotowości wynosi około 4 dni. Moim zdaniem ten kiepski wynik zasłania wszystkie zalety tego smartfonu.

Unihertz Atom 21

Czas naładowania smartfona do pełna wynosi około 80 minut, co też nie jest jakimś rewelacyjnym wynikiem biorąc pod uwagę pojemność baterii.

Podsumowanie


Początkowa fascynacja smartfonem Unihertz Atom szybko przeminęła. A to wszystko za sprawą bardzo słabej baterii, która sprawuje się poniżej oczekiwań. Moim zdaniem wszelkie zalety tego urządzenia zostały zasłonięte właśnie przez tę wadę.

Nie można mu odmówić zgrabnego desingu, wydajności oraz funkcjonalności, ale to nie wystarczy by Unihertz Atom zdobył mojej serce. Sytuacji nie poprawia również wygórowana cena, która wynosi niemal 260 dolarów.

Unihertz Atom 22

Zainteresowanych tym modelem odsyłam na stronę producenta, gdzie znajdziecie linki do poszczególnych platfrom sprzedażowych jak Amazon, Aliexpress oraz eBay.

ZaletyWady
Mały i zgrabny rozmiar Bardzo słaba bateria
Płynność działania Zbyt mały ekran i rozdzielczość
Solidna konstrukcja i wodoszczelność Czytnik linii papilarnych
Funkcjonlaność współczesnych smartfonów Cena
NFC

Amazfit Verge - recenzja. Niedrogi zegarek sportowy z GPSAmazfit Verge - recenzja. Niedrogi zegarek sportowy z GPS

$
0
0
Amazfit Verge recenzja 4
Kosztuje niewiele, a jak wiele potrafi!

Na rynku zadebiutował już Amazfit Verge 2 z funkcją EKG. Pojawienie się w sprzedaży nowszego modelu nie oznacza, że będący obiektem niniejszej recenzji Amazfit Verge stracił na atrakcyjności. Sprawdziliśmy, czy warto się zainteresować zegarkiem, który znajdziecie na AliExpress za mniej niż 500 zł.

Amazfit Verge recenzja 18

Specyfikacja Amazfit Verge

  • Ekran: 1.3", 360x360 pikseli, AMOLED
  • Procesor: 1.2 GHz, dwurdzeniowy
  • RAM: 512 MB
  • Pamięć: 4 GB
  • Bateria: 390 mAh (ok. 5 dni działania bez GPS)
  • Obudowa: 43 x 12.6 mm
  • Wodoszczelność: IP68 (nie można w nim pływać)
  • Multimedia: GPS z GLONASS, Bluetooth, Wi-Fi, głośnik, mikrofon
  • Testowany na oprogramowaniu: 3.2.3.0 (najnowsze na 14.06)

Jako długotrwały, choć już były użytkownik zegarków Amazfit Stratos 2 oraz Amazfit Pace, zdążyłem wyrobić sobie opinię na temat zegarków tej marki. Uważam je za sprzęty na tyle dobre, że w swoich wrażeniach z użytkowania Stratosa 2 uznałem go za doskonałą alteranatywę dla nawet 3-krotnie droższych propozycji marki Garmin - a to już coś prawda? Żebyście nie mieli wątpliwości: użytkuję także sprzęt Garmina (od wielu lat Forerunnera 310 XT oraz Edge'a 800) i uważam, że marka ta również robi doskonałe urządzenia dla sportowców o różnych stopniach użytkowania. Amazfit jest po prostu... tańszy. Biorąc pod uwagę wszystkie moje wcześniejsze doświadczenia, byłem szalenie ciekaw tego, jak w testach wypadnie dość zabawkowo wyglądający Amazfit Verge.

Amazfit Verge recenzja 9

Podobnie jak inne zegarki marki Amazfit, Verge dostarczany jest w bardzo schludnym pudełeczku zawierającym nader skromny zestaw "startowy". W środku oprócz zegarka znajdziecie specjalną ładowarkę ze złączem USB wpinanym do zasilacza sieciowego lub portu USB, "papierologię" w postaci instrukcji obsługi i... nic poza tym.

Amazfit Verge prezentuje się ładnie, choć na pierwszy rzut oka wydaje się nieco mniej "dojrzały", niż Amazfit Stratos 2. Sprzęt wygląda nieco bardziej zabawkowo - głównie ze względu na specyficzną konstrukcję koperty oraz fakt, że całą jej powierzchnię pokryto gumowanym tworzywem. Nie jest to raczej zegarek, który wykorzystacie do ubioru typu smart casual. Nie do tego go jednak stworzono.

Amazfit Verge recenzja 2

W oczy szybko rzuca się ekran, które wydaje się ładniejszy, niż w modelu Stratos 2. Producent postawił tutaj na ładniejszy, oczywiście dotykowy panel AMOLED o przekątnej 1.3-cala i rozdzielczości 360x360 pikseli. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż ekran znajduje się nieco poniżej otaczającej go obudowy. Umożliwia to kładzenie zegarka tarczą na biurku bez obawy o to, że ta się porysuje. Ekran jest w stanie działać na okrągło, ale spowoduje to znacznie szybsze zużycie baterii.

Amazfit Verge recenzja 16

Wszystkimi funkcjami zegarka zawiadujemy z poziomu wyświetlacza. Po prawej stronie koperty umieszczono pomarańczowy przycisk Home pomagający odblokować urządzenie oraz powrócić z dowolnego ekranu do ekranu głównego. Prawdę mówiąc wolę układ fizycznych przycisków ze Stratosa, które umożliwiają znacznie sprawniejszą obsługę urządzenia w trakcie treningu biegowego, jazdy na rowerze i innych.

Amazfit Verge recenzja 7

Powróćmy jeszcze do konstrukcji zegarka. Po prawej stronie obudowy w oczy rzuca się płaska szczelina - to otwór głośnika multimedialnego. Dzięki jego obecności i obecności mikrofonu umieszczonego po drugiej stronie koperty, użytkownik zegarka może wygodnie prowadzić rozmowy telefoniczne - oczywiście po uprzednim sparowaniem zegarka ze smartfonem poprzez moduł Bluetooth.

Amazfit Verge recenzja 11

Obudowa Amazfit Verge spełnia normę IP68. W tym wypadku oznacza to jednak możliwość niewielkiego zanurzenia pod wodą, brania prysznicu w zegarku, ale niestety - nie pływania. Pływanie z Amazfit Verge na ręku najprawdopodobniej doprowadzi do zepsucia urządzenia.

Amazfit Verge recenzja 14

Od spodu koperty widnieje moduł pulsometru, umożliwiający odczyt tętna wprost z nadgarstka użytkownika. Moje testy wykazały, że Amazfit Verge pokazuje średnio o 2 uderzenia serca na sekundę więcej od zegarka Huawei Watch GT oraz o 1 więcej od opaski Garmin HRM 2018, sparowanej z komputerem rowerowym Edge 800. Taka różnica mieści się w normie i pozwala bardzo precyzyjnie monitorować tętno w trakcie treningu. Zupełnie nie rozumiem krytyki pulsometrów tego rodzaju - z mojego doświadczenia wynika, że spisują się rewelacyjnie, dość szybki reagując na zmianę tętna.

Amazfit Verge recenzja 10

Amazfit Verge recenzja 8

Po włączeniu zegarka przywita Was kilka różnych języków do wyboru - na liście brakuje języka polskiego. W sieci istnieją poradniki dotyczące tego jak wgrać język polski, jednak wymaga to odblokowania bootloadera. Uznałem, że szkoda zachodu i testowałem zegarek z interfejsem w języku angielskim. Myślę, że interfejs jest na tyle intuicyjny, że nawet osoby słabo znające język Shakespeare'a poradzą sobie z jego sprawną obsługą.

Amazfit Verge recenzja 19

W sklepie z tarczami uzyskacie dostęp do 20 bezpłatnych propozycji. Są one na tyle zróżnicowane, że każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Nie brakuje propozycji klasycznych, ale także typowo sportowych. Zerknijcie sami - wszystkie tarcze umieściłem poniżej.

tarcze

Użytkownik z poziomu aplikacji Amazfit Watch może ustawić maksymalnie dwa widgety. Przez widgety Xiaomi rozumie dwa dodatkowe ekrany główne, pomiędzy którymi można przemieszczać się przesunięciem palca po wyświetlaczu w lewo lub w prawo. Domyślnie ustawione są dwa ekrany: ten z tarczą zegarka oraz ekran menu głównego. Jako widget można ustawić na przykład monitoring pracy serca i odtwarzacz muzyki - wedle uznania.

interfejs

PS Celowo na liście modułów łączności nie wymieniałem NFC. Zegarek takowy moduł posiada, ale ten niestety w Polsce nie działa.

Po sparowaniu ze smartfonem zegarek może wyświetlać komunikaty i wiadomości z aplikacji, którym to umożliwimy. Można z jego poziomu odczytywać także SMSy. Szczerze? Wyłączam takie funkcje na starcie. Pozostawiam komunikat informujący wibracją o nadchodzącym połączeniu, ew. alarmy synchronizowane z tymi z telefonu. Amazfit Verge pełnił na moim nadgarstku przede wszystkim funkcję zegarka sportowego.

I w tej roli spisuje się znakomicie.

Amazfit Verge recenzja 6

Amazfit Verge łapie "fixa" (znajduje satelity) "na zimno" w przeciągu od 15 sekund do 45 sekund, w zależności od warunków pogodowych. Kiedy korzystamy z niego regularnie w tej samej lokalizacji i kiedy często synchronizujemy go ze smartfonem, start "na ciepło" zajmuje kilka sekund. Poczytuję to za świetny wynik.

Na liście treningów dostępnych w zegarku znajdują się:

  • Bieganie
  • Chodzenie
  • Jazda na rowerze
  • Bieganie na bieżni
  • Rower stacjonarny
  • Orbitrek
  • Wędrowanie
  • Bieg górski
  • Jazda na nartach
  • Tenis
  • Piłka nożna
  • Skakanie na skakance

Podczas aktywności na ekranie zegarka wyświetlić można maksymalnie 4 statystyki - na kolejnym ekranie widnieją kolejne 4. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby dla każdego sportu indywidualnie ustawić cel treningowy, uruchomić autopauzę, zmienić interwał naliczania "auto lapów". W czasie rzeczywistym zegarek może prezentować tętno lub tempo. Oczywiście istotniejszym parametrem jest tętno - w kwestii tempa znacznie lepiej jest patrzeć na ostatni kilometr i starać się wykonywać trening w określonym rytmie. Dodatkowo, ustawiać można alerty o przekroczeniu danej wartości tętna, prędkości lub wejściu w określoną strefę tętna.

Co urzeka mnie w zegarkach Amazfit, w tym w testowanym Amazfit Verge, jest dokładność lokalizacji. GPS z GLONASS działa tutaj świetnie - niezależnie od terenu. Wędrowałem po górskich polanach i lasach w Rabce - trasa była wyznaczona naprawdę dokładnie. Biegałem w terenie zabudowanym w Katowicach - trasa była wyznaczana z maksymalną odchyłką 1-2 metrów. Uznaję to za wynik dobry i w zupełności wystarczający nawet ambitnym amatorom.

Amazfit Verge recenzja 5

W trakcie treningu nic nie stoi na przeszkodzie, aby posłuchać ulubionej muzyki. Najłatwiej wgrać utwory do pamięci zegarka (z 4 GB dostępnych ok. 2 GB), sparować z nim słuchawki Bluetooth i zawiadywać kolejką muzyki z poziomu tarczy zegarka. Taka funkcja w tak tanim zegarku to rzadkość - tym bardziej wypada docenić jej obecność. Rzecz jasna możecie także puścić muzykę poprzez głośnik w zegarku, ale nie mam pojęcia dlaczego mielibyście chcieć to robić. Za pomocą zegarka można także kontrolować muzykę ze Spotify, ale w trakcie tego działania wyczuwalne jest opóźnienie.

Pewną wadą zegarka jest ograniczona czytelność wyświetlacza w naprawdę intensywnym słońcu, w trybie automatycznym - zwłaszcza, gdy na nosie trzymamy okulary. Ekran AMOLED w teorii jest czytelniejszy od LCD stosowanego w Stratosie 2. W praktyce... mam mieszane uczucia. Automatyczna jasność nie zawsze działa tak, jakbyśmy tego chcieli i nawet po ustawieniu suwaka na maksimum i włączeniu trybu auto, ekran w naprawdę słoneczne dni świeci odrobinę zbyt słabo. Jestem jednak w tej kwestii bardzo wymagający i zdaję sobie sprawę, że dla wielu z Was jasność może okazać się w zupełności wystarczająca. Może po prostu przywykłem do wysokiej jasności tarczy zegarka Huawei? W razie czego, możecie wyłączyć tryb automatyczny i ustawić maksymalne podświetlenie ręcznie - wtedy sytuacja jest na ogól lepsza.

Amazfit Verge recenzja 15
Zegarek Xiaomi automatyczną jasność ustawiać może...

Amazfit Verge recenzja 4
...w cieniu lepiej...

Amazfit Verge recenzja 3
...w pełnym słońcu trochę gorzej.

Akumulator zegarka o pojemności 390 mAh pozwala nawet na około 7 dni normalnego użytkowania. Włączenie GPSu skraca ten czas do ok. 24 godzin - to i tak doskonały wynik. Jeszcze niedawno na zarejestrowanie ok. 20 godzin treningu pozwalały tylko naprawdę drogie zegarki. Aby naładować zegarek, należy wsadzić go w dołączony do zestawu klips i podpiąć pod ładowarkę sieciową (np. od smartfonu) lub do portu USB w komputerze.

Po zakończonym treningu obejrzeć można podsumowanie aktywności zarówno na tarczy zegarka, jak i w oprogramowaniu Amazfit Watch. Wymagane jest oczywiście sparowanie apki z urządzeniem, jednak za sprawą skanowania kodu QR z tarczy zegarka trwa to dosłownie kilka sekund. Aplikacja daje możliwość wygodnego wertowania wielu interesujących statystyk pozwalających na dokładną analizę treningu.

po treningu 1

po treningu 2

Zegarek mierzy nawet kadencję, długość kroku i oblicza na bieżąco pułap tlenowy. Jest to bez wątpienia jedna z najlepszych apek sportowych.

Amazfit Verge recenzja 17

Ważne: aplikacja Amazfit pozwala na automatyczną synchronizację aktywności ze Stravą. Jeśli korzystacie z innych serwisów, musicie założyć konto na Stravie, aby stamtąd móc eksportować pliki .gpx - aplikacja nie daje takiej możliwości.

Czy warto kupić Amazfit Verge?


Jeśli przekonuje Was design zegarka Amazfit Verge, to na pewno się w nim zakochacie. To świetny zegarek sportowy za niewielkie pieniądze, który pozwoli każdemu amatorowi sportu zrzucić zbędny balast lub poprawić swoje wyniki. Urządzenie zaskakuje ilością funkcji - na czele z możliwością odtwarzania muzyki - a także bardzo dokładnym modułem GPS i pulsometrem. Czego chcieć więcej od zegarka tego typu? Sprzęt ponadto umożliwia odczytywanie powiadomień ze smartfonu, a ponadto, za sprawą wbudowanego mikrofonu i głośnika, także prowadzenie rozmów telefonicznych.

Niewielką wadą Amazfit Verge jest dość niewygodna obsługa dotykowego ekranu - jeden przycisk fizyczny pozwala wyłącznie wrócić do ekranu głównego. Wyobraźcie sobie, że na 38 kilometrze maratonu musicie "tapać" po malutkim ekranie. Słaba opcja! NFC w Polsce nie działa, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?

Amazfit Verge recenzja 13

Amazfit Verge to sprzęt godny polecenia i... ciekawy pomysł na prezent. Tak, warto go kupić - trudno znaleźć tańszy zegarek sportowy z GPS. Wprawdzie właśnie zadebiutował Amazfit Health Watch, ale po pierwsze: trudno polecić sprzęt, którego się nie testowało, a po drugie... będzie to znacznie mniej zaawansowany treningowo sprzęt.

W momencie publikacji recenzji, Amazfit Verge można obecnie kupić na Aliexpress za około 129 USD, z darmową i szybką wysyłką z polskiego magazynu. 

Jednocześnie w sklepie QSS Store na AliExpress trwa wyprzedaż śródroczna i znajdziecie tam sporo interesujących produktów - szczegóły znajdzie na stronie promocji

Mocne strony:

+ ładny ekran AMOLED
+ bardzo dokładny GPS
+ dokładny pulsometr
solidna apka Amazfit Watch
możliwość synchr. ze Stravą i eksportu plików .gpx
+ możliwość odtwarzania muzyki na słuchawkach Bluetooth
+ mikrofon i głośnik
bardzo atrakcyjna cena
+ szeroki zakres regulacji
+ wodoszczelność IP68

Słabe strony:

- tylko jeden przycisk fizyczny
- interfejs niewygodny w obsłudze w trakcie treningu
- przeciętna czytelność ekranu w pełnym słońcu
- mimo IP68 nie można w nim wpływać

Router, który rozwiązał moje problemy z Wi-Fi. Test TP-Link Archer C4000Router, który rozwiązał moje problemy z Wi-Fi. Test TP-Link Archer C4000

$
0
0
TP-Link Archer C4000
Test wydajnego routera.

Dostęp do sieci w większości przypadków jest aktualnie realizowany bezprzewodowo, czy to za pośrednictwem WiFi, czy poprzez transmisję komórkową. Zresztą, większość naszych urządzeń, poza typowo stacjonarnymi sprzętami, nie posiada złącza ethernetowego - tylko WiFi. Dlatego też tak ważne jest, by nasza domowa sieć zapewniała odpowiednią jakość połączenia, niezależnie od ilości podłączanych urządzeń.

Sercem domowej sieci bezprzewodowej, jest oczywiście router. Niestety, nie każde z dostępnych na rynku urządzeń potrafi zapewnić odpowiednią moc sygnału, by połączenie było stabilne w każdym miejscu domu/mieszkania. Problem ten zazwyczaj nasila się z każdym kolejny pokojem/piętrem/ścianą.

TP-Link Archer C4000

Kluczem do sukcesu jest tutaj odpowiedni wybór routera, który najlepiej będzie spełniać swoje zadanie w naszym miejscu zamieszkania. Nie da się ukryć, że rozwiązania tanie nie zawsze są w stanie sprostać stawianym przed nimi wymaganiom. No chyba, że mieszkamy w kawalerce albo niewielkim mieszkaniu. Dom albo apartament? W takiej sytuacji zdecydowanie warto dopłacić i jednym z ciekawszych rozwiązań jest urządzenie takie, jak TP-Link Archer C4000.

To właśnie to urządzenie otrzymałem do testów i choć nie posiadam wyjątkowo przestronnego mieszkania, to byłem w stanie relatywnie ocenić zalety i wady Archera. Zwłaszcza że router, który wykorzystywałem do tej pory, działa perfekcyjnie w zasadzie tylko w pokoju, w którym się znajduje. Sypialnia, oddzielona od salonu łazienką i dwiema ścianami, stanowi dla niego już spore wyzwanie. Tymczasem Archer C4000 bez problemu objął swoim zasięgiem całe mieszkanie. Z czego wynika taka różnica?

Pajęczy router, który stworzy naszą domową sieć


Zacznę od rzeczy, która pozornie nie ma większego wpływu na wydajność routera, czyli od wyglądu. Archer C4000 zachowuje swój pajęczy wygląd, tak charakterystyczny dla poprzednich wersji tego modelu. Pajęcze odnóża w postaci 6 anten paradoksalnie mają wpływ na moc sygnału.

TP-Link Archer C4000

No i jednocześnie wygląda po prostu ciekawie.

TP-Link Archer C4000

Z przodu mamy szereg diod informujących o stanie urządzenia i trzy przyciski - WiFi, WPS. Z tyłu natomiast znajdziemy sporo ciekawych rzeczy - poza standardowymi portami ethernetowymi, przyciskiem Zasilania oraz Reset.

TP-Link Archer C4000

Znajdują się tutaj również dwa pełnowymiarowe porty USB, jeden to USB 2.0, a drugi USB 3.0. Dzięki temu możemy podłączyć do routera nośnik USB (dysk przenośny albo pendrive) i zamienić go w lokalny dysk sieciowy. Możemy tu też podłączyć na przykład drukarkę i sprawić, że stanie się ona bezprzewodowa.

Archer C4000 jest uzbrojony po zęby nie tylko w anteny


Wygląd wyglądem, ale najważniejsze jest to, czy urządzenie będzie wydajne. Ocenę tego zacznę od podania suchej specyfikacji, która już na początku rozjaśni część wątpliwości. Zgodnie z zapewnieniami producenta w środku Archera drzemią następujące dobroci:

  • 64-bitowy czterordzeniowy procesor ARM v8 Cortex-A53 Broadcom BCM4908 o taktowaniu 1,8 Ghz.
  • Łączna prędkość bezprzewodowa wynosząca 4000 Mb/s - 1625 Mb/s w dwóch pasmach 5GHz oraz 750Mb/s w paśmie 2,4GHz.
  • Technologia MU-MIMO i Tri-Band pozwalają routerowi łączyć się z wieloma urządzeniami jednocześnie.
  • Technologia RangeBoost zwielokrotnia siłę sygnału Wi-fi, a technologia transmisji kierunkowej gwarantuje stabilniejsze połączenia bezprzewodowe.
  • Beamforming – kształtowanie wiązki. Mechanizm polegający na wzmocnieniu i ukierunkowaniu sygnału w stronę klienta.
  • Gigabitowe połączenia przewodowe - 1 gigabitowy port WAN oraz 4 gigabitowe porty LAN.

Jak widać, mamy tutaj do czynienia z kilkoma technologiami takimi jak Beamforming i RangeBoost, które realnie poprawiają moc i zasięg sygnału. Przyznam, że to naprawdę działa. Świetną robotę robi już sama obecność pasma 5GHz, które jest w moim mieszkaniu chyba jedynym sensownym rozwiązaniem.

Szum, jaki tworzy się na paśmie 2,4 GHz w moim bloku, uniemożliwia osiągnięcie stabilnego i szybkiego połączenia. Co ciekawe, domyślnie mamy tutaj do dyspozycji aż dwa pasma 5 GHz i jedno 2,4 GHz. Co prawda nie każde z posiadanych przeze mnie urządzeń obsługuje to nowsze pasmo, ale ogólnie rzecz biorąc, powoli staje się to standardem.

Konfiguracja i ustawienia w zasięgu kciuka


Warto również wspomnieć o aplikacji TP-Link Tether, która pozwala na zdalne konfigurowanie, zarządzenie i nadzór nad działaniem naszego routera. Jest to naprawdę wygodne, bo wszystko mamy zawsze pod ręką. Nie trzeba się logować specjalnie przez przeglądarkę, by sprawdzić stan naszego routera lub zmienić jego ustawienia.

TP-Link Tether

Jeśli jednak ktoś zechce, to może zarządzać routerem w staromodny sposób. Gdy zalogujemy się do panelu WWW wchodząc na stronę tplinkwifi.net, to ujrzymy bardzo czytelny interfejs w zasadzie wspólny dla wszystkich nowych urządzeń TP-Link.

Podzielony on został na dwie sekcje - zaawansowaną i podstawową. Możemy też przejść szybką konfigurację, która krok po kroku przeprowadzi nas przez najważniejsze ustawienia urządzenia.

TP-Link Archer C4000

Ponadto znajdziemy tutaj Mapę sieci ze stanem infrastruktury sieciowej, informacje dotyczące połączenia WAN, ustawienia sieci WiFi, funkcje portów USB, ustawienia bezpieczeństwa (czyli pakiet HomeCare w skład którego wchodzi Antywirus, ochrona rodzicielska oraz QoS), sieć dla gości oraz TP-Link Cloud.

Te wszystkie dodatki naprawdę "robią robotę"


Czy ten router jest szybki? Otóż jest i to piekielnie. Co prawda nie miałem okazji przetestować go w jakimś dużym, wielopoziomowym domu, ale tak jak już wspomniałem, w mieszkaniu w bloku routery mają równie ciężki żywot z powodu bardzo zatłoczonego sąsiedztwa. Pomimo tego Archer C4000 idealnie się u mnie zadomowił.

Przy starym routerze, jeśli korzystam z sieci 2,4 GHz, to momentami transfer potrafi spaść do niecałych 10 Mb/s (mój dostawca zapewnia około 200 Mb!). Tymczasem po połączeniu z siecią 5 GHz, mój problem znika, a ja mam dostęp do pełnej prędkości łącza cały czas. Do Archera podłączyłem bezprzewodowo łącznie 5 urządzeń, dwa telefony i dwa komputery oraz telewizor. Natomiast po kablu ethernetowym podłączona została konsola Xbox One.

Router sprawdziłem klasycznie przy wykorzystaniu SpeedTest od Ookla w trzech scenariuszach - podłączenie pod kanał 2,4 GHz, 5 GHz oraz po kablu. Wyniki prezentują się następująco:

Speedtest Archer C4000

Jak widać, nawet przy wykorzystaniu pasma 2,4 GHz, zdołałem osiągnąć te w miarę zadowalające 50 Mb/s. Tymczasem przy połączeniu z siecią 5 GHz transfery szybują w kosmos.

Co ciekawe, zauważyłem zaskakującą sytuację, w której mój telefon potrafi połączyć się z moim domowym WiFi tuż po wejściu do klatki, a mieszkam na 3 piętrze. Bardzo możliwe, że po prostu niewielu sąsiadów korzysta z kanału 5 GHz i to pasmo jest w mojej klatce praktycznie nieużywane.

Więc jeśli jesteście w podobnej sytuacji co ja i zauważyliście problemy ze swoją siecią bezprzewodową, to rozważcie wymianę routera na taki, który obsługuje pasmo 5 GHz.

Podsumowanie - drogi, ale warty swojej ceny


Jeśli miałbym ten router ocenić obiektywnie, to powiedziałbym, że jest naprawdę świetny. Natomiast czy warto go kupić? Tutaj sprawa wymaga przeanalizowania naszych potrzeb bo za Archera C4000 musimy zapłacić około 1000 złotych. Nie jest to więc sprzęt tani i nie w każdym przypadku będzie to całkiem uzasadniony wydatek.

DSC 9466

W moim konkretnym przypadku chyba nie do końca ma to sens, bo moje skromne mieszkanie można wyposażyć w dobrą sieć 5 GHz za połowę tej ceny. Mógłbym wybrać choćby jeden z tańszych przedstawicieli rodziny Archer, który równie dobrze spełni swoje zadanie na tak małej powierzchni.

Jeśli mówimy jednak o dużym wielopoziomowym domu, to Archer C4000 będzie jednym z najlepszych wyborów w swojej klasie.

Wybór Redakcji Instalki.pl - Dobry ProduktProdukt otrzymał wyróżnienie "Dobry Produkt".

Navitel TC500 - recenzja uchwytu na napoje z funkcją grzania i chłodzeniaNavitel TC500 - recenzja uchwytu na napoje z funkcją grzania i chłodzenia

$
0
0
Navitel TC500 recenzja
Działa czy nie?

Firma Navitel obecna jest w świadomości Polaków przede wszystkim jako producent wysokiej klasy urządzeń nawigacyjnych, wideorejestratorów oraz popularnej aplikacji mobilnej na systemy iOS i Android. W ofercie lubianej firmy znajdują się także akcesoria samochodowe - jednemu z nich postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej. Oto uchwyt na napoje z regulacją temperatury Navitel TC500, którego cena spadła właśnie do całkiem atrakcyjnego poziomu.

Navitel TC500 to urządzenie wyprodukowane w limitowanym nakładzie. Zasada jego działania jest bajecznie prosta: w zależności od ustawienia jest w stanie nieznanie ogrzać / podtrzymać temperaturę napoju lub porządnie go schłodzić. Cena uchwytu wynosi obecnie 99 złotych i można go kupić od Navitela za pośrednictwem Allegro.

Navitel TC500 6

Sprzęt marki Navitel dostarczany jest w niewielkim opakowaniu, w którym znajduje się zasilacz samochodowy 12 V, krótka instrukcja obsługi oraz oczywiście sam uchwyt. W zestawie znajduje się także specjalna podstawka, która pozwala umieścić uchwyt w wąskim i głębokim samochodowym cupholderze.

Navitel TC500 7

Navitel TC500 2

Uwaga: budowa uchwytu może być zwodnicza - pod żadnym pozorem nie wlewajcie do niego napoju! ;)

Navitel TC500 8

Wymiary uchwytu bez podkładki to 163 x 105 milimetrów. Średnica uchwytu na poziomie 67 milimetrów pozwala przechowywać w nim zarówno wąskie puszki i butelki, jak i pojemniki nieco słuszniejszych rozmiarów. Navitel TC500 powinien pomieścić dowolny pojemnik o pojemności do ok. 500 ml.

Cały korpus urządzenia został wykonany z ABSu, a środek akcesorium wyłożony został dodatkowo warstwą aluminium. Jakość wykonania stoi na dobrym poziomie, a sam uchwyt jest stosunkowo lekki. Powinien zmieścić się w dowolnym samochodowym cupholderze, gdzie z resztą najlepiej go jest usytuować.

Navitel TC500 5

Navitel TC500 do działania wymaga oczywiście zasilania. Prądu dostarcza się za pośrednictwem dołączonej w zestawie ładowarki samochodowej 12 V / 2,95 A. Oznacza to oczywiście, że korzystając z uchwytu pozbawiacie się gniazdka zapalniczki, które w wielu samochodach pełni funkcję ładowarki dla smartfonu lub huba USB, w którego niestety uchwyt wyposażony nie jest. Przed zakupem akcesorium upewnijcie się również, czy Wasz samochód dysponuje w ogóle gniazdem 12 V. Powinien, ale...

Na uchwycie znajdują się dwa przyciski. Jeden z nich pozwala rozgrzać aluminiowy element uchwytu w taki sposób, aby podtrzymać temperaturę napoju w wysokości ok. 60 stopni Celsjusza (realnie z czasem temperatura ta spada). Drugi natomiast umożliwia schłodzenie napoju do temperatury ok. 5 stopni Celsjusza. Należy tutaj zaznaczyć, że uchwyt Navitela w magiczny sposób nie ogrzeje kawy do temperatury 60 stopni, ale sprawi, że płyn będzie dłużej trzymał wysoką temperaturę. Chłodzenie działa rewelacyjnie i jeżdżąc z uchwytem Navitela czułem się tak, jakbym woził ze sobą naprawdę niewielkich rozmiarów lodówkę.

Navitel TC500 3

Trudno jest oszacować czas potrzebny na schłodzenie napoju do minimalnej deklarowanej temperatury i czas efektywnego podtrzymania ciepłego napoju, bo zależy on od naprawdę wielu czynników - choćby temperatury panującej wewnątrz auta. Powiedzieć mogę tyle, że sprzęt spełnia swoje zadanie i działa dokładnie tak, jak zapewnia o tym producent. Porządne schłodzenie napoju z temperatury pokojowej do naprawdę niskiej zajęło mi ok. godzinę.

Navitel TC500 13

Pewnym mankamentem dla niektórych osób może być brak wyświetlacza prezentującego temperaturę oraz brak możliwości regulacji tejże. Prawdę mówiąc nie stanowiło to dla mnie większego niedociągnięcia i nie wydaje mi się, aby ktokolwiek chciał utrzymać temperaturę napoju akurat na poziomie 28 stopni. Po co?

Navitel TC500 11

Uchwyt podczas swojej pracy wydaje jednostajny, słyszalny dźwięk. Nie jest on szczególnie drażniący podczas szybkiej jazdy, ale może okazać się nieco irytujący w trakcie podróżowania w korkach.

Jeśli często podróżujecie, to Navitel TC500 może okazać się praktycznym akcesorium samochodowym. Latem schłodzi napoje, które w aucie potrafią uzyskać poza lodówką temperaturę świeżo podanej zupy, a zimą podtrzyma temperaturę ulubionej kawy zakupionej na stacji benzynowej. Sprzęt działa tak, jak powinien – poprawnie. 

Mocne strony:

+ działa tak, jak obiecuje producent
+ skutecznie chłodzi napoje
+ efektywnie podtrzymuje temperaturę ciepłych napojów
+ jest dobrze wykonany
+ można go kupić obecnie w promocji za 99 złotych (50 złotych taniej)

Słabe strony:

- emituje cichy, jednostajny dźwięk
- brak wyświetlacza z temperaturą

Test odkurzacza bezprzewodowego Xiaomi JIMMY JV51Test odkurzacza bezprzewodowego Xiaomi JIMMY JV51

$
0
0
Xiaomi JIMMY JV51 14Ciekawe urządzenie, które sprawdzi się w każdym mieszkaniu.

Na rynku odkurzaczy bezprzewodowych pojawia się coraz więcej chińskich marek, a swoje produkty do zaoferowania ma również wszechstronne i wszechobecne Xiaomi. Do naszej redakcji trafił JIMMY JV51 - odkurzacz zasilany akumulatorem, który ma aspiracje do zastąpienia klasycznych urządzeń z kablem.

Lekki i kompaktowy JIMMY JV51 otrzymujemy w zestawie z kompletem akcesoriów więc od razu widać, że producent postawił na wszechstronność.

Sam odkurzacz ma pionową konstrukcję, a silnik oraz zbiornik na zanieczyszczenia umieszczono w uchwycie. Jak przystało na sprzęt popularnej chińskiej marki, wszystkie elementy zostały poprawnie spasowane, a jakość wykonania nie budzi zastrzeżeń. Sam wygląd urządzenia również trzeba ocenić na plus, mamy tutaj bowiem połączenie soczystej czerwieni ze stonowaną bielą.

Xiaomi JIMMY JV51 18

Zawartość opakowania nie rozczarowuje. W pudełku znajdziemy szczotkę główną z miękkim obrotowym wałkiem, mniejszą szczotkę z włosiem i gumą, szczotkę szczelinową i szczotkę do usuwania roztoczy. Jest też metalowa przedłużka, stacja dokująca, którą można przykręcić do ściany, akumulator oraz bateria.

Xiaomi JIMMY JV51 3

Xiaomi JIMMY JV51 5

Xiaomi JIMMY JV51 6

Xiaomi JIMMY JV51 7

Xiaomi JIMMY JV51 19
Mniejsze szczotki mogą przydać się podczas odkurzania auta lub zakamarków w domu

Konstrukcja i pierwsze wrażenia


Sporą zaletą urządzenia jest jego budowa - praktycznie wszystkie elementy są wymienne co ułatwia transport oraz czyszczenie. Odkurzacz posiada otwierany od dołu 0.5-litrowy pojemnik na zanieczyszczenia, który w każdej chwili można odczepić i umyć.

Xiaomi JIMMY JV51 11

Xiaomi JIMMY JV51 10

Warto też zwrócić uwagę, że szczotki mają specjalne wtyki więc są dodatkowo zasilane aby łatwiej się prowadziły i zbierały więcej zanieczyszczeń. Podczas mycia elementów. nie wolno ich zalać wodą.

Spust (włącznik) został osadzony w wewnętrznej części uchwytu. Jest to dość niefortunne miejsce bowiem podczas odkurzania trzeba uważać aby przypadkowo nie nacisnąć na spust, który wyłączy urządzenie. Drugi fizyczny przycisk, który umieszczono nad uchwytem, odpowiada za włączanie trybu Turbo oferującego mocniejszą siłę ssania.

Xiaomi JIMMY JV51 12

Xiaomi JIMMY JV51 13

Sam proces wymiany końcówek czy demontażu odbywa się błyskawicznie, a odkurzacz jest naprawdę prosty w obsłudze więc obędzie się nawet bez sięgania do instrukcji.

Xiaomi JIMMY JV51 21

Xiaomi JIMMY JV51 w praktyce


Producent informuje, że przeciwpyłowa technologia Mite oparta na silniku pracującym z szybkością 100 000 obrotów na minutę i o mocy ssania 17kPa sprawia, że urządzenie skutecznie usunie wszystkie zanieczyszczenia zarówno z posadzek, jak i dywanów. Tyle w teorii, a jak w praktyce? Zacznę jednak od użytkowania, które jest bardzo przyjemne. Odkurzacz jest naprawdę lekki (niespełna 1.5 kg), a szczotki wyposażone w silnik dodatkowo ułatwiają przesuwanie urządzenia po powierzchni. Niewielkim minusem jest fakt, że metalowa rura nie ma regulacji więc jesteśmy zdani na jedną wysokość odkurzacza.

Xiaomi JIMMY JV51 15

JIMMY JV51 oferuje zaskakująco silną moc ssania jak na odkurzacz akumulatorowy. W trybie Turbo nie ustępuje zwykłym odkurzaczem co jest sporym zaskoczeniem.

Używając podstawowej szczotki zbierzemy zanieczyszczenia zarówno z paneli, płytek jak i dywanów czy wykładzin. Mniejsza szczotka może posłużyć do czyszczenia bardziej niedostępnych miejsc czy mebli tapicerowanych. W zestawie są też mniejsze końcówki, które doskonale sprawdzą się w aucie oraz do zbierania brudu ze szczelin.

Xiaomi JIMMY JV51 17

Odkurzacz w zwykłym trybie pracy świetnie zbiera kurz jak i większe zabrudzenia - cukier, przyprawy, okruchy, a nawet monety. Co ważne, zbiornik jest przeźroczysty więc podczas odkurzania widać w jakim stopniu jest zapełniony.

Xiaomi JIMMY JV51 20
Filtr HEPA wyjmowany jest od góry

Testy praktycznie możecie zobaczyć na poniższym materiale wideo.



Bateria - lekkie rozczarowanie


JIMMY JV51 w testach praktycznych poradził sobie wręcz znakomicie więc pora przejść do mniej pozytywnych aspektów.

Bateria umieszczona jest zaraz obok zbiornika i można ją oczywiście odłączyć od całej konstrukcji. Ładowanie odbywa się przy użyciu niewielkiego zasilacza, a trwa ono (uwaga!) 5 godzin.

Xiaomi JIMMY JV51 2

Czas pracy odkurzacza na jednym ładowaniu bywa różny i zależy od tego, którą szczotkę wybierzemy i jaką powierzchnię czyścimy. Producent deklaruje, że w trybie normalnym ze szczotką elektryczną bateria powinna wytrzymać 35 minut. W praktyce udawało nam się osiągać od 25 do 30 minut.

Trybu Turbo jest niemal zabójczy dla akumulatora - czyszcząc wykładzinę udało nam się wycisnąć 7 minut (producent deklaruje minutę więcej).

Podsumowanie


Odkurzacz bezprzewodowy JIMMY JV51 doskonale spełnia swoją rolę i jest naprawdę wygodnym i przydatnym urządzeniem. Na końcową ocenę rzutuje jednak czas pracy i ładowania akumulatora.

Decydując się na zakup omawianego modelu trzeba mieć na uwadze jego ograniczenia. Aby komfortowo z niego korzystać trzeba pamiętać o ładowaniu baterii, a jedna 30-minutowa sesja może nie wystarczyć gdy mamy do posprzątania duży dom. Co innego niewielkie mieszkania - tutaj krótki czas pracy na jednym ładowaniu będzie mniej odczuwalny.

Można oczywiście zakupić dodatkowy akumulator, który będzie stanowił swoisty backup mocy dla Jimmiego. Tylko czy ma to sens? Na to pytanie potencjalni użytkownicy JV51 muszą odpowiedzieć sobie sami.

Odkurzacz bezprzewodowy Xiaomi JIMMY JV51 do testów udostępnił sklep geekbuying.pl, sprzęt w momencie publikacji recenzji kosztuje niespełna 650 zł. Warto też dodać, że urządzenie wysyłane jest bezpłatnie z polskiego magazynu.

Roborock S50 (Xiaomi Vacuum 2) - test robota sprzątającego z mopemRoborock S50 (Xiaomi Vacuum 2) - test robota sprzątającego z mopem

$
0
0
Roborock S50 3Najlepszy w swojej klasie?

Xiaomi Roborock S50 to kolejny, inteligentny odkurzacz chińskiej marki, który trafił do naszej redakcji. Wcześniej testowaliśmy model Mi Robot Vacuum Cleaner więc tym razem mamy do czynienia z jego bezpośrednim następcą.

Roborock S50 znany również jako odkurzacz Xiaomi Mijia Roborock Vacuum Cleaner 2 wyróżnia się przede wszystkim zaawansowanym laserowym czujnikiem odległości (LDS) oraz funkcją mopowania. Sprawdźmy zatem, jak omawiany model radzi sobie z codziennym sprzątaniem.

Wygląd i specyfikacja


Robot sprzątający ma kształt dysku o wysokości ok. 6 cm i średnicy 34 cm, zatem jego wymiary są całkiem spore. Całość waży 3.5 kg. Na górze umieszczono wystający na około 2 cm laserowy sensor odpowiedzialny za mierzenie odległości i mapowanie pomieszczeń.

Otrzymujemy zatem wygląd bardzo podobny do robota poprzedniej generacji. W zestawie oprócz samego urządzenia znajdziemy pojemnik na wodę do mopowania, który montuje się na spodzie urządzenia, plastikową podkładkę do stacji dokującej, dwie ściereczki z mikrofibry, dwa filtry, gumową szczotkę i oczywiście stację ładującą.

Roborock S50 7

Podstawowe parametry odkurzacza:
  • Moc ssania: 2000 Pa
  • Czas pracy: 2,5 godziny
  • Bateria: 5200 mAh
  • Hałas (min-max): 61-72 dB
  • Pojemnik na kurz: 420 ml
  • Pojemność pojemnika na wodę: 100 ml
  • Zmywalny filtr HEPA
  • Wymiary: 353 x 350 x 96,5 mm
  • Waga: 3,5 kg

Konfiguracja i aplikacja


Prawie każdym produktem Xiaomi można sterować z poziomu aplikacji na smartfonie. Nie inaczej jest w przypadku robota sprzątającego, a tutaj apka to prawdziwe centrum sterowania urządzeniem.

Po pierwszym uruchomieniu Roborocka musimy połączyć go z aplikacją Xiaomi Home, cały proces jest bardzo prosty ale trzeba pamiętać, że aplikacja będzie pytała o hasło do domowej sieci Wi-Fi. Po co? Odkurzacz połączy się z internetem, dzięki temu będzie mógł pobierać aktualizacje. Dodatkową zaletą jest możliwość uruchomienia sprzątania zdalnie gdy jesteśmy poza domem.

Roborock S50 2

Aby rozpocząć sprzątanie wystarczy w aplikacji wybrać przycisk Clean, można je też zainicjować fizycznym przyciskiem znajdującym się na obudowie. W tym modelu producent dodał również przycisk Spot cleaning - jego naciśnięcie spowoduje, że odkurzacz będzie pracował w obszarze maksymalnie 3x3 m więc można go użyć do tego, aby posprzątać np. rozsypany cukier w kuchni.

Gdy jednak zainicjujemy podstawowy tryb sprzątania, urządzenie będzie stopniowo poznawało pomieszczenia i na podstawie danych stworzy mapę, którą podejrzymy w aplikacji. Mapa może przydać się, gdy zechcemy posprzątać tylko wybrane pomieszczenie. Wystarczy w aplikacji wybrać “Zone clean” i wskazać obszar.

2019-07-02 103634
Roborock S50 podczas pracy i historia sprzątania

Urządzenie oferuje aż 5 trybów sprzątania (mop, cichy, zrównoważony, turbo i MAX). Oczywiście o tym, którego trybu użyć, zdecydujemy za pośrednictwem aplikacji.

Xiaomi Home pozwala też ustawić harmonogram sprzątania - możemy zdecydować o częstotliwości pracy, godzinie uruchomienia, itd. Odkurzacz wydaje komunikaty w języku angielskim, z poziomu aplikacji można zmienić pakiet językowy, ale niestety nie jest dostępny język polski.

2019-07-02 103715
Stan części i czujników / Wybór trybu pracy

2019-07-02 111841
Wyznaczanie strefy sprzątania / Planowanie harmonogramu pracy

Producent przewidział też możliwość monitorowania zużycia filtrów i szczotek bezpośrednio na smartfonie. W zakładce “Care” znajdziemy zatem wszystkie niezbędne informacje.

2019-07-02 104147
Ustawienia robota i proces aktualizacji oprogramowania

Codzienna praca


Zaczniemy od kultury pracy. Producent podaje, że Roborock S50 emituje hałas na poziomie 61-72 dB. W praktyce, sprzęt pracuje nieco ciszej od robota sprzątającego Xiaomi pierwszej generacji. W trybie podstawowym hałas jest nieco uciążliwy, ale nie przeszkadza w prowadzeniu rozmów.

Sprzęt testowaliśmy w parterowym domu o powierzchni około 100 m2. Urządzenie potrafi pracować na jednym ładowaniu nawet 2,5 godziny więc posprzątanie takiej powierzchni nie stanowi problemu.

Roborock S50 4

Patrząc na mapę wygenerowaną w aplikacji widać, że Roborock bardzo dokładnie sprząta całe pomieszczenia i potrafi skutecznie omijać przeszkody. Nie zauważyliśmy problemów z pracą na dywanach, nawet tych z frędzlami. Ten model wyposażono w specjalny czujnik, który zwiększa siłę ssania na dywanach i ta funkcja sprawdza się poprawnie.

Generalnie nie mamy zastrzeżeń do jakości sprzątania Roborock S50. Wysoka moc ssania (2000 Pa) sprawia, że sprzęt radzi sobie nie tylko z kurzem, ale bez problemu wciąga też okruchy, płatki, klocki lego i inne elementy znajdujące się na podłodze. Z apetytem “wciąga” też kable, więc zanim zaczniecie sprzątać, usuńcie niechciane przedmioty z podłogi.

Roborock S50 5

Skuteczność pracy urządzenia potwierdza zapełniający się pojemnik na zanieczyszczenia. Po cyklu pracy potrafi on być niemal pełny, co świadczy o tym, że testowany model bardzo dobrze zbiera kurz, którego nie widać gołym okiem, nie ominie też piasku, sierści, okruchów i większych resztek.

Ile trwa sprzątanie? W trybie zrównoważonym (domyślny) odkurzacz w godzinę potrafi oczyścić około 55 m2.

Jest mop!


Omawiany model wyposażono w specjalny pojemnik na wodę, która uwalniana jest stopniowo gdy odkurzacz czyści powierzchnię mikrofibrą.

Tryb ten sprawdza się zadziwiająco dobrze, Roborock bez trudu przeciera kafelki, ale oczywiście nie zastąpi to ręcznego, porządnego mycia mopem. Niestety jest tutaj kilka niedociągnięć.

Roborock S50 8

Jeżeli podłączysz zbiornik z wodą o pojemności 100 ml odkurzacz nie wykryje go automatycznie. Zatem aby rozpocząć mopowanie trzeba uruchomić aplikację i wybrać odpowiedni tryb sprzątania.

Roborock S50 9

Zauważyliśmy też, że nawet w trybie mopowania, robot wjeżdża na dywany i czyści je jak gdyby nigdy nic. Brakuje zatem odpowiedniego czujnika, który zapobiegłby tego typu sytuacjom.

Roborock S50 10

Konserwacja i części


Opróżnianie pojemnika z zanieczyszczeniami to banał. Wystarczy podnieść klapę na wierzchu robota i wyjąć zasobnik. Również mocowanie mopa czy wyciąganie szczotki nie przysparza problemów.

Całość wykonano z dobrej jakości materiałów, a mocowania są na tyle dopracowane, że demontaż poszczególnych elementów to czysta przyjemność.

Aplikacja informuje nas o stopniu zużycia szczotki czy filtra. Co ważne, części zamienne nie są drogi i warto kupić je bezpośrednio w Chinach, np. na Aliexpress.

Roborock S50 6

Podsumowanie


Roborock S50 to sprzęt z naprawdę niewielką ilością wad. Odkurzacz trzeba docenić przede wszystkim za wszechstronność i funkcje Smart.

Oprogramowanie oferuje niemal wszystko czego możemy potrzebować podczas codziennego sprzątania. Wydzielanie stref, ustalanie harmonogramu, wiele trybów sprzątania, powiadomienia o zużyciu części wymiennych, łatwa obsługa, zdalne sterowanie - to tylko niektóre z zalet.

Oczywiście bajery związane z zarządzaniem robotem byłby niczym, gdyby samo sprzątanie wypadało kiepsko. Na szczęście tak nie jest. Odkurzacz radzi sobie bardzo dobrze z większością zabrudzeń, a sam mop jest przydatnym dodatkiem. Trzeba mieć jednak świadomość, że oferuje on typowe przecieranie na mokro i nie zastąpi to porządnego mycia podłogi.

Roborock S50 11

Podsumowując, Roborock S50 to sprzęt wart zakupu tym bardziej, że urządzenia bardziej renomowanych marek oferują podobną jakość w dużo wyższej cenie.

Urządzenie do testów dostarczył sklep GeekMall.eu oferujący szybką dostawę bezpośrednio z europejskich magazynów oraz 2-letnią gwarancję na sprzęt.

Przystępny cenowo i niezawodny router? Test D-Link DIR-853Przystępny cenowo i niezawodny router? Test D-Link DIR-853

$
0
0
D-Link DIR 853
Czy niezawodność musi kosztować?

D-Link to marka, która jednoznacznie kojarzy się ze sprzętem sieciowym i raczej powinna wzbudzać zaufanie. Jeśli budujecie swoją domową sieć bezprzewodową, z pewnością będzie to jedna z tych firm, które warto wziąć pod uwagę. Na swój domowy warsztat otrzymałem do testów router D-Link DIR 853 i sprawdziłem, czy faktycznie może to być dobry wybór.

Od razu zacznę od potencjalnych kosztów takiego zakupu. D-Link DIR 853 pod tym względem reprezentuje półkę średnią i kosztuje 259 zł.

Parametry, wyposażenie i trzy najważniejsze zalety

  • Pasma 2,4 GHz, 5GHz.
  • Przepustowość 400 Mb/s 2.4 GHz , 867 Mb/s 5 GHz.
  • 1 x Gigabit Ethernet WAN 4 x Gigabit Ethernet LAN. - 1 x USB 3.0.
  • MU-MIMO.
  • 3G/LTE (modem USB).
  • WPA/WPA2-Personal/Enterprise.
  • 4 anteny

Wygląda... po prostu w porządku, a ja tu widzę trzy bardzo ważne zalety, które trzeba dodatkowo podkreślić.

Pierwsza to obsługa dwóch pasm - bez tego trudno sobie wyobrazić sprawnie działająca sieć bezprzewodową w mieszkaniu w bloku, gdzie szum w paśmie 2,4 GHz bywa nieznośny i doświadczyłem tego osobiście. Skorzystanie z pasma 5GHz okazało się lekiem na całe zło i najwidoczniej zażyłem go tylko ja, bo w całej klatce nie ma ani jednej innej sieci w tym paśmie. Profit!

D-Link DIR 853

Druga zaleta to obsługa technologii MU-MIMO, która umożliwia wielu urządzeniom jednoczesną transmisję wielu strumieni danych. Mechanizm ten wykorzystuje tak zwany beamforging, czyli kształtowanie wiązki. Sygnał jest kumulowany w kierunku danego urządzenia, by wzmocnić jego moc. 

D-Link DIR 853

Trzecią zaletą jest obsługa modemów 3G USB. Dzięki temu D-Link może stworzyć sieć w miejscu, gdzie nie ma stałego dostępu do Internetu. Wystarczy wpiąć modem USB i voila! Jeśli już jesteśmy przy temacie portu USB, to warto wspomnieć, że ma on wiele zastosowań. Możemy na przykład wpiąć nośnik USB (pendrive lub dysk zewnętrzny), który stanie się dyskiem sieciowym. W ten sam sposób możemy zmienić klasyczną drukarkę w drukarkę bezprzewodową.

Jest to jeden z tych routerów, których raczej nie trzyma się na widoku


No dobrze, oceniliśmy z grubsza kwestie techniczne, ale routery mają jeszcze jedną, dla wielu użytkowników niezwykle istotną cechę. Jest nią oczywiście wygląd. Fakt, możemy schować router gdzieś za szafką, z dala od oczu gości naszego domu. Jednak niektórzy preferują routery eleganckie, które bardzo dobrze prezentują się na widoku.

D-Link DIR 853

Niemal niczym element dekoracji. Czy D-Link DIR 853 może być taką dekoracją? Moim zdaniem nie, ale to oczywiście kwestia gustu. Sprzęt może nie jest najbrzydszy, ale nie jest to również szczyt elegancji i minimalizmu. Problem stanowią już same anteny, które choć poprawiają moc sygnału, to jednocześnie dodatkowo szpecą sam router, który nawet bez nich urodą nie grzeszy.

Nie jest to sprzętu typu plug & play


No ale umówmy się, wygląd nie jest najważniejszą cechą routera, liczy się przede wszystkim wydajność i niezawodność. No i tutaj muszę zauważyć jeden, spory  minus. D-Link po wyjęciu z pudełka może sprawić spore kłopoty we wstępnej konfiguracji, bo nie jest to typowe urządzenie plug and play, takie jak recenzowany przeze mnie niedawno TP-Link Archer C4000.

dlink8531

Choć są to dwie różne półki cenowe, to jednak nie zmienia faktu, że takie podkładanie użytkownikowi kłód pod nogi już na samym początku, nie jest fajne.

No ale co to są za kłody? Zacznę od tego, że po pierwszym uruchomieniu niezbędna jest konfiguracja routera po kablu. Krótko mówiąc, jeśli nie mamy pod ręką komputera ze złączem ethernetowym, to mamy mały problem.

Sam proces konfiguracji też nie należy do prostych i wymaga minimalnej znajomości tematyki sieciowej oraz oczywiście języka angielskiego. Dla wielu użytkowników może to być za wiele. Co ciekawe, do wyboru mamy również tryb zaawansowany, gdzie wszelkie sieciowe zawiłości są jeszcze większe.

D-Link DIR 853

Ok, rozumiem, że może to być sprzęt ukierunkowany dla osób bardziej zorientowanych w temacie. Przyznam, że nie udało mi się bezbłędnie skonfigurować routera za pierwszym razem, a uważam siebie za osobę ogarniającą tematykę w stopniu wystarczającym.

Router powinien po prostu działać...


No dobra, wiemy, że kilka rzeczy tutaj nie gra, ale router ma przede wszystkim działać i robić to niezawodnie. Oczywiście postanowiłem to sprawdzić przeprowadzając kilka prostych testów.

Pierwszy z nich to klasyczne sprawdzenie wyników w Speedtest od Ookla. Tak, by porównać prędkości, jakie są możliwe do osiągnięcia po kablu i bezprzewodowo w paśmie 2,4 GHz oraz 5 GHz.

D-Link DIR 853

Speedtest wykazał wyniki, które mnie osobiście zadowalają. Jak przy każdy teście routera, jaki przeprowadzałem, sieć 5 GHz zapewnia w moim mieszkaniu największą wydajność. Wynika to ze sporego zaszumienia kanału 2,4 GHz. Po kablu prędkość również jest zadowalająca. Pod każde ze źródeł mam podłączone po jednym urządzeniu.

Inną ważną kwestią jest moc sygnału, jaką zapewnia router. W moim mieszkaniu, gdzie testowałem D-Linka, dla każdego sprawdzanego przeze mnie routera sypialnia stanowi spore wyzwanie. Oddzielona jest od salonu, gdzie znajduje się router, łazienką i dwiema ścianami, co sprawia, że moc sygnału drastycznie tu spada. Oglądanie serialu na łóżku nie zawsze jest tak komfortowe jak w salonie. D-Link sobie tu poradził całkiem nieźle, choć spadek mocy sygnału jest oczywiście zauważalny. Widać to wyraźnie na wykresach mocy z aplikacji Netgear WiFi Analytics.

D-Link DIR 853

Drugi test to typowy test praktyczny i taki bardziej życiowy. Jest to czynność, którą każdy z nas wykonuje w miarę regularnie, podczas korzystania z Internetu. Chodzi oczywiście o pobieranie plików. Testy zostały wykonane przy podłączeniu do pasma 5 GHz, czyli tego, który wykorzystuje codziennie.

D-Link DIR 853

Test ten wykonałem na dwa sposoby - pierwszy to pobieranie pliku w przeglądarce, a drugi, trochę bardziej nietypowy, to pobieranie całego sezonu serialu w aplikacji Netflix na telefonie z Androidem. Wynik? Satysfakcjonujący.

Cały najnowszy sezon Dark, czyli 8 godzinnych odcinków w jakości standardowej, pobrałem w niecałe 10 min. Mniej więcej tyle samo zajęło pobranie całego sezonu Przyjaciół. W sam raz, by na szybko pobrać ulubiony serial lub film przed wyjściem z domu.

D-Link DIR 853

Test pobierania plików z przeglądarki również bez zaskoczeń. Przeprowadziłem go w przeglądarce Microsoft Edge, pobierając z chmury OneDrive archiwum ZIP o rozmiarze 1 GB. Zajęło to około minutę.

Oczywiście wszystko zależy tutaj od tego, jakim łączem dysponujemy oraz od źródła z którego pobieramy. Jeśli nasz dostawca nie zapewnia wystarczającej przepustowości, albo źródło jest kiepskie, to router w niczym tutaj nie pomoże. Jednak biorąc pod uwagę moje poprzednie problemy z routerem dostarczonym przez dostawcę oraz porównanie z kilkoma innymi testowanymi przeze mnie routerami, takimi jak wspomniany już TP-Link Archer, to D-Link pod względem wydajności zdecydowanie daje radę.

Podsumowanie i ocena końcowa


Recenzując ten router odniosłem wrażenie, że D-Link po wycelował go w stronę specjalistów, którzy albo zarządzają sieciami profesjonalnie, albo ogarniają ten temat na własne potrzeby. W ustawieniach mamy mnóstwo zaawansowanych funkcji, których normalny użytkownik raczej nigdy nie wykorzysta.

D-Link DIR 853

D-Link DIR 853 działa bardzo dobrze, choć jego obsługa nie należy do najprostszych. Do tego zdecydowanie nie jest to najtańszy z routerów w tej klasie i konkurencję ma sporą. Ba! Sam D-Link posiada w ofercie tańsze modele. Czy więc sprzęt ten jest wart zakupu? Przez te kilka tygodni testów odkryłem, że D-Link nie bez powodu ma opinię solidnej marki, a urządzenie nie zawiodło mnie ani razu, a to jest naprawdę ważna cecha.

W kilku słowach podsumowania jestem w stanie wskazać jedną dużą zaletę i jedną ogromną moim zdaniem wadę. Zaletą jest wspomniana niezawodność, a wadą to wysoki poziom skomplikowania konfiguracji i ustawień, co sprawia, że nie jest to sprzęt dla każdego. Pod każdym innym względem D-Link DIR 863 jest routerem po prostu wystarczającym.

Kamera z GPS i fotoradarami od Navitel to strzał w dziesiątkę! Dlaczego warto kupić ten sprzęt w czasie wakacji?Kamera z GPS i fotoradarami od Navitel to strzał w dziesiątkę! Dlaczego warto kupić ten sprzęt w czasie wakacji?

$
0
0
Navitel R1050 recenzja 0
Wideorejestrator, który może więcej.

Sezon wakacyjny to okres wzmożonych podróży samochodowych Polaków. Widać to nie tylko na zakorkowanych krajowych trasach w trakcie weekendowych wymian turnusów, ale także w statystykach wypadków i kolizji. Upały oraz euforia wywołana perspektywą udania się na zasłużony wypoczynek sprzyjają rozkojarzeniu za kółkiem. Wiele osób przed lub już w trakcie wakacji rozważa zakup wideorejestratora, który często okazuje się nieoceniony w przypadku wystąpienia nieprzewidzianego zdarzenia drogowego. Decyzja o zakupie tego urządzenia może być jedną z najlepszych, jaką podejmiecie w swojej karierze kierowcy.

Przez ostatnie kilka tygodni miałem okazję obcować z wideorejestratorem Navitel R1050. Jest to urządzenie o tyle niezwykłe, że pełni łącznie trzy funkcje: rejestruje przebieg trasy w formie filmu, jest cyfrowym prędkościomierzem, a dzięki GPS ostrzega także przed fotoradarami.

Navitel R1050 dostarczany jest w zaskakująco niewielkim opakowaniu. W środku znajdziemy krótki przewód USB Typu B, 3.5-metrowy przewód USB Typu B zakończony wtykiem do gniazda zapalniczki, kompaktowy uchwyt magnetyczny z mocowaniem na taśmę 3M, zapasową podkładkę z taśmą 3M, instrukcję obsługi w języku polskim oraz samą kamerę.

W środku znajduje się także prezent w postaci darmowej, 12-miesięcznej subskrypcji nawigacji samochodowej Navitel dla smartfonów - to pierwsze pozytywne zaskoczenie. Kolejne dotyczy już samego wideorejestratora.

Navitel R1050 recenzja 1

Navitel R1050 jest mniejszy od piłki golfowej. Serio! Tak niewielkie urządzenie nie zabiera kierowcy widoczności na szybie czołowej. W oczy szybko rzuca się mały, acz czytelny 1,2-calowy ekran IPS o rozdzielczości 240x204 pikseli. Sam uchwyt magnetyczny również jest niewielki i o obecności wideorejestratora na szybie szybko zapomnicie... o ile będziecie chcieli. Pełni on w końcu funkcję nowoczesnego prędkościomierza, więc czasem można na niego zerkać!

Navitel R1050 recenzja 2

Navitel R1050 recenzja 6

Navitel R1050 recenzja 3

Obudowa każda z wymienionych wyżej elementów jest solidna, przyciski na module kamery są dobrze spasowane, a moduły pokryto dodatkowo przyjemnym w dotyku gumowanym tworzywem. Złącze USB oraz gniazdo na karty pamięci micro SD ukryto pod niewielką klapką. Za pomocą USB naładujemy baterię kamerki, choć naładować ją można także za pośrednictwem portu usytuowanego w uchwycie - właśnie w ten sposób zasila się ją w trakcie jazdy. Wideorejestrator nie musi dobrze wyglądać - ma przede wszystkim poprawnie działać - ale wiedzcie, że ten prezentuje się doprawdy zacnie.

Navitel R1050 recenzja 9

Navitel R1050 recenzja 8

Czeski producent pomyślał o tym, aby menu urządzenia dostępne było również w języku polskim. Konfiguracja wideorejestratora nie będzie stanowić wyzwania nawet dla początkujących. W zasadzie już ustawienia domyślne są optymalne.

Przed swoją pierwszą podróżą zmieniłem jedynie dwie rzeczy: ustawiłem czułość aktywacji automatycznego nagrywania w razie wykrycia kolizji oraz włączyłem tryb rejestrowania szkód parkingowych. Tak, Navitel R1050 sprawuje pieczę nad Waszym autem nawet wtedy, gdy to stoi na parkingu. Akcesorium jest gotowe włączyć się, gdy zarejestruje choćby niewielką interakcję z samochodem.

Navitel R1050 recenzja 5

Obsługa sprzętu jest bardzo prosta i intuicyjna - także za pomocą aplikacji na smartfony. Z jej poziomu zmienić można kluczowe ustawienia sprzętu, uzyskać podgląd na żywo, odtworzyć zapisane pliki lub zaktualizować oprogramowanie wideorejestratora. Interfejs jest minimalistyczny i czytelny. Kamerka łączy się ze smartfonem bezpośrednio poprzez Wi-Fi.

navitel aplikacja android

3.5-metrowy kabel zasilający łatwo jest schować pod daszkami słonecznymi, słupkiem A i innymi elementami wnętrza pojazdu. Osobiście specjalnie się tym nie kłopotałem.

W drogę!

Uchwyt przylega do szyby w idealny sposób. Jest sztywny, a kamera umieszczona w złączu magnetycznym nie hałasuje w trakcie jazdy i nie przemieszcza się - nawet podczas podróży dobrze usztywnionym, sportowym autem z twardym zawieszeniem po bezdrożach.

Navitel R1050 recenzja 4

Przekręczenie kluczyka w stacyjce i dostarczenie kamerze zasilania skutkuje automatycznym uruchomieniem nagrywania. Dzięki temu sprzęt staje się bezobsługowy - nie trzeba pamiętać o aktywacji rejestrowania przebiegu trasy.

Po aktywacji funkcji nagrywania na ekranie automatycznie wyświetlany jest cyfrowy prędkościomierz. Ten czerpie informacje z wbudowanego modułu GPS. Nie jest to oczywiście certyfikowany sprzęt pomiarowy, ale jego dokładność na przestrzeni testów była zaskakująco wysoka. Sprawdzałem go zarówno na leśnych drogach, jak i w terenie zabudowanym. Prędkość zmieniała się z minimalnym opóźnieniem. Navitel R1050 może śmiało pełnić namiastkę ekranu typu HUD.

Navitel R1050 recenzja 12

Warto w tym miejscu wspomnieć, że pomimo tego, że sprzęt ma baterię o pojemności 180 mAh, to sprzęt powinien być na stałe podłączony do gniazda 12 V. W innym razie błyskawicznie się rozładuje - sprawdziłem to! Poprawnie włożony do gniazda zapalniczki wtyk symbolizuje swoje działanie zielonym światłem.

Navitel R1050 recenzja 7

Na przestrzeni kilkuset kilometrów przejechanych z omawianym rejestratorem byłem wielokrotnie ostrzegany przed fotoradarami i miejscami, w których należy zachować ostrożność - na przykład przejściami dla pieszych położonymi na drogach krajowych. Navitel R1050 zachęca tym samym do rozwagi i zdejmowania nogi z gazu. Przepisowa jazda powinna być nawykiem każdego kierowcy. Jeśli go sobie nie wyrobiliście, to odpowiedni wideorejestrator z pewnością go w Was wyrobi!

Navitel R1050 recenzja 11

Wideorejestrator marki Navitel dysponuje obiektywem o ultraszerokim kącie widzenia. Za sprawą optyki dającej 165-stopniowe widzenia z łatwością obejmował na nagraniach rejestracje samochodowe nie tylko z mojego, ale także sąsiadujących pasów. Sprzęt rejestruje wideo o maksymalnej rozdzielczości 1920x1080 pikseli w 30 klatkach na sekundę. Najważniejszym jest oczywiście czytelność tablic rejestracyjnych na nagraniach. To właśnie jest w końcu głównym zadaniem wideorejestratora.

Urządzenia takie jak Navitel R1050 to świetny bat na osoby zbiegające z miejsca kolizji. Nagranie z wideorejestratora to także w zasadzie jedyny niepodważalny dowód, który może pomóc dowieść Waszej niewinności w przypadku wystąpienia kolizji drogowej, w której trudno jest orzec czyjąś winę. Jak prezentuje się jakość nagrań z wideorejestratora Navitel R1050?

Oto nagranie wykonane dzień:



A to nagranie nocne:



Pamiętajcie, że filmy wrzucone na serwis YouTube podlegają znaczącej kompresji. Firmy nieskompresowane pobierzecie z naszego serwera - tu i tu. Navitel R1050 ma możliwość nagrywania dźwięku - w przypadku posiadania pojemnej karty pamięci warto ją aktywować.

Pliki wideo zapisywane są w formacie MP4 w postaci domyślnie 1-minutowej. W ustawieniach urządzenia można ten czas wydłużyć. Jednocześnie w zupełności nie powinniście się martwić o przepełnienie karty, bowiem dane nagrywane są w pętli. Jeśli wideorejestrator wykryje wystąpienie zdarzenia drogowego, zabezpieczy dany plik przed skasowaniem. Użytkownik może też nacisnąć odpowiedni przycisk, aby zrobić to ręcznie.

Boicie się, że ktoś ukradnie sprzęt, gdy wyjdziecie z auta? Jeśli nie zależy Wam na ochronie biernej - wystarczy wyjąć moduł nagrywający z uchwytu magnetycznego i... schować go do kieszeni.

Na wakacje i nie tylko!


Navitel R1050 dostępny m. in. w sieci sklepów w Media Expert to sprzęt naprawdę rozsądnie wyceniony. W cenie 399 złotych otrzymujemy nie tylko jakość i ergonomię wykonania samego urządzenia, ale także gwarancję spokojnej podróży.

Jeśli ktoś zadaje sobie pytanie: czy warto kupić wideorejestrator, odpowiadam: oczywiście. Za równowartość dwóch pełnych baków paliwa zakupicie sprzęt, który może pomóc Wam zaoszczędzić majątek.


Navitel R1050 recenzja 10

Dodatkowym argumentem przemawiającym za zakupem wideorejestratora mogą już wkrótce stać się zniżki na OC. We Francji, Włoszech i Wielkiej Brytanii ubezpieczyciele w preferencyjny sposób traktują użytkowników tych urządzeń. Kto wie, być może ten dobry zwyczaj przyjmie się już za rok także i w Polsce?

Bateria, która rozpieszcza. Recenzja Moto G7 PowerBateria, która rozpieszcza. Recenzja Moto G7 Power

$
0
0
MotoG7Power-1
3 dni na baterii? Potrzymaj mi ładowarkę!

Nie boję się użyć określenia, że seria Moto G to prawdziwy okręt flagowy Motoroli. Ba! Bez Moto G nie byłoby takiej średniej półki smartfonów, jaką znamy. To Motorola pokazała serią G, że można tanio i solidnie.

Siódma generacja Moto G ponownie robi wszystko dobrze, a nawet bardzo dobrze. Poza standardową G7, seria ma kilku innych przedstawicieli, z których każdy wyróżnia się czymś innym. Plus jest mocniejszy i większy, Play jest po prostu tani, a Power... no cóż, sama nazwa wskazuje, a ma spory zapas mocy.

MotoG7Power-7

To właśnie Moto G7 Power testowałem przez ostatni miesiąc i mogłem zweryfikować, czy prawdą jest to czym chwali się producent. Żeby Was nie trzymać długo w niepewności odpowiem już teraz - TAK, to prawda, urządzenie ma genialną baterię i pod tym względem G7 Power nie zawodzi, a nawet zaskakuje.

Ten telefon określa jedno słowo - solidny


Zacznijmy oczywiście od wyglądu, bo choć na pierwszy rzut oka nic się tutaj nie wyróżnia, to można tu znaleźć kilka charakterystycznych elementów. Pierwszy jest na pewno ogromny notch, który od razu przynosi skojarzenia z Pixelem 3XL lub iPhonem X. Cóż, jak kopiować to od najlepszych.

MotoG7Power-8

Rozmiar notch'a jest trochę uzasadniony, bo umieszczono w nim wszystkie czujniki, przedni aparat oraz głośnik... jedyny głośnik, do którego oceny jeszcze wrócę. Ramki są co prawda grube, ale wcale to nie przeszkadza. 

MotoG7Power-2

Tył urządzenia jest wykonany ze szk... a nie, uwaga, to jest tylko sprytna iluzja. Plecki wykonane są z tworzywa, które bardzo dobrze imituje szkło. To może nawet lepiej, bo mamy większe szanse na to, że urządzenie przeżyje upadek. Telefon dzięki swoim gabarytom bardzo wygodnie i stabilnie leży w dłoni.

Reszta obudowy to standard - klawisze głośności, zasilania, pojedynczy obiektyw aparatu, czytnik linii papilarnych ukryty pod literką M, złącze słuchawkowe, mikrofon, slot na karte SIM oraz port USB-C. Krótko mówiąc, wszystko na swoim miejscu.

MotoG7Power-6

Telefon może się podobać choć już na pierwszy rzut oka widać, że jest to po prostu średniak. W pudełku, poza samym telefonem mamy jeszcze papierologię, ładowarkę Trubo Power 15W, kabel USB-C i miły, ale standardowy dla Motoroli dodatek w postaci silikonowego etui. Jeśli wygląd mamy z grubsza omówiony, to przejdźmy więc do tego, co znajdziemy w środku samego telefonu.

W środku? Nic zaskakującego z jednym DUŻYM wyjątkiem


Specyfikacja Moto G7 nie zaskakuje na tle swojej rodziny i prezentuje się następująco:

Motorola Moto G7 PowerSpecyfikacja
Procesor i grafika Ośmiordzeniowy Qualcomm SDM636 Snapdragon 632
Układ graficzny Adreno 506
Pamięć RAM 4 GB
Pamięć masowa 64 GB
Możliwość rozbudowy pamięci Tak, slot microSD z obsługą kart do 512 GB
Wyświetlacz 6,2 " Max Vision HD+, IPS, , Gorilla Glass 3
Rozdzielczość 720x1570 px, 279 ppi
Czujniki i dodatki Czytnik linii papilarnych, Czujnik zbliżenia, Cyfrowy kompas,
Czujnik Halla, Czujnik grawitacyjny, Żyroskop, Czujnik światła
Akumulator 5000 mAh, szybkie ładowanie Turbo Power
Aparat fotograficzny 12 Mpix, f/2,0, nagrywanie filmów Full HD 1080p - tył
8 Mpix, f/2,2 - przód
System operacyjny Android 9.0
Transmisja danych GSM / CDMA / HSPA / LTE
Łączność i lokalizacja LTE, Wi-Fi,
Wi-Fi Direct, Bluetooth 4.2 A2DP, LE, aptX , GPS/GLONASS,
USB-OTG
Złącza USB-C
Wejście słuchawkowe Jack 3.5mm
Typ karty SIM nano SIM
Wymiary 160.83 x 76.00 x 9.40 mm
Masa 198 g

Po co ładować przez noc, skoro można 15 minut przed wyjściem...


Jak widać, Moto G7 Power prezentuje się całkiem w porządku również w kwestii podzespołów. Tutaj jedna rzecz rzuca się wyjątkowo w oczy i jest to oczywiście ogromna bateria. 5000 mAh to naprawdę spora pojemność i to czuć - zarówno gdy trzymamy smartfon w dłoni, jak i w systemowych statystykach baterii.

bateria g7power

Użytkowałem telefon w sposób standardowy, czyli głównie social media, przeglądarka, Spotify, troche mobilnego grania. Telefon cały czas z włączonymi wszystkimi podstawowymi funkcjami takimi, jak Bluetooth, WiFi, transmisja danych, lokalizacja. Efekt? Nie byłem wstanie rozładować go do zera w jeden dzień.

Ba! Pod koniec dnia drugiego miałem jeszcze 47% baterii i w efekcie podłączyłem go do ładowania dopiero w połowie dnia trzeciego, choć spokojnie wytrzymałby jeszcze do wieczora, bo miał jeszcze te awaryjne 15%. Dla mnie REWELACJA.

Testowana przeze mnie jakiś czas temu Motorola G7 Plus zawiodła pod tym względem, więc zostałem miło zaskoczony.

MotoG7Power-5

Motorola w zestawie oferuje nam ładowarkę Turbo Power, która wykonuje swoją pracę naprawdę szybko. Zawsze miałem nawyk podłączania telefonu do ładowarki na noc.

Tutaj nie miałem takiej potrzeby, bo po pierwsze przed snem zawsze miałem jeszcze spory zapas prąd, a po drugie natomiast miałem świadomość, że jak będzie trzeba, to telefon doładuje błyskawicznie tuż przed wyjściem do pracy. Tak w sam raz między poranną toaletą, a kawą.

MotoG7Power-9

Choć jest to grubasek to muszę przyznać, że całkiem żwawy


Skoro G7 Power tak długo trzyma na baterii, to może kuleje pod względem wydajności? Nie tym razem! Telefon jest naprawdę responsywny i podczas testów nie odczułem większych spowolnień jego działania. Co prawda procesor Qualcomm Snapdargon 632 demonem wydajności nie jest, ale zapewnia wystarczająca moc, by telefon działał po prostu sprawnie.

Jednak ja zawsze stawiam wielki znak zapytania przy moich subiektywnych odczuciach. Testy benchmarkowe, które jak zawsze przeprowadziłem, miały na celu je zweryfikować.

Wykorzystałem w tym celu standardowy zestaw aplikacji, czyli Antutu Benchmark, Geekbench 4 oraz PCMark for Android. Wyniki mnie nie zaskoczyły, a wręcz przeciwnie, potwierdziły moje spostrzeżenia.

benchmarki motog7power

Telefon jest tak responsywny z jednego zasadniczego powodu - na pokładzie znajduje się praktycznie czysty Android. Choć oczywiście to już nie są te czasy, gdzie Nexus miadżył serię Galaxy, która musiała sobie radzić z ociężałym TouchWizem, to nadal czysty Android zapewnia odrobinę więcej płynności. Od wielu lat jest to jedna z cech charakterystycznych Motoroli.

MotoG7Power-1

Opanowała ona do perfekcji sztukę nieingerowania w system, dodając jednocześnie kilka bardzo przydatnych funkcji. Mowa tutaj o gestach Moto (szybkie uruchamianie aparatu i latarki) czy Wyświetlacz Moto, który jest naprawdę mądrą alternatywą dla Always On Display. Autorska jest również aplikacja aparatu, ale do niej przejdziemy za chwilkę.

MotoG7Power-3

Łyżka dziegciu musi być, bo by było zbyt idealnie


Skoro bateria nie zawodzi, wydajność i funkcjonalność jest okej, to coś innego na pewno musi tu być nie tak, bo przecież telefon idealny za 800 zł to raczej abstrakcja. No i jeśli miałbym wskazać tutaj największą wadę... to bez wahania wskazałbym trzy z nich :).

Po pierwsze - średniej jakości aparat. Na papierze fakt, brzmi całkiem okej, ale w praktyce wychodzi naprawdę po prostu średnio. Zdjęcia robione Moto G7 Power wychodzą przeciętnie, zarówno jeśli chodzi o przedni aparat, jak i ten główny. Szału nie ma.

Częściową winę ponosi tutaj oprogramowanie z którym Motorola ma odwieczny problem. Istnieje więc nadzieja (choć niewielka), że przyszła aktualizacja coś tu poprawi. Przykładowe zdjęcia prezentują się następująco, oceńcie sami. Fotografie w pełnej rozdzielczości znajdziecie na naszym Dysku Google.
 
Moto G7 Power Sample Photo

Moto G7 Power Sample Photo

Moto G7 Power Sample Photo

Moto G7 Power Sample Photo

Moto G7 Power Sample Photo
Moto G7 Power Sample Photo

Po drugie - tragiczny głośnik. Mamy tutaj pojedyńczy głośnik umieszczony w notchu, który służy zarówno do rozmów, jak i do odtwarzania multimediów W tym pierwszym zastosowaniu daje radę, ale problemy się zaczynają w chwili, gdy chcemy posłuchać muzyki lub obejrzeć film. No jest naprawdę słabo, uwierzcie mi.

Po trzecie i tutaj faktycznie już nieco na wyrost, bo biorę pod uwagę moje osobiste zapotrzebowanie - wadzi mi brak NFC. To oczywiście nie jest tragedia, bo NFC w takim budżecie wcale nie jest normą, a wręcz przeciwnie. Za tę cenę nie można mieć wszystkiego!

MotoG7Power-10

Podsumowując.

Wyciągając Moto G7 Power z pudełka miałem zerowe oczekiwania pod względem wszystkiego poza baterią. Bateria nie zawiodła, a reszta bardzo pozytywnie zaskoczyła.

Jedynie aparat rozczarował, no ale może to jest po prostu wina tego, że współczesny wyścig zbrojeń w tej dziedzinie nas bardzo rozpieścił.

Jeśli potrzebujecie telefonu, który działa nie gorzej od flagówców i do tego robi to BARDZO długo, to Moto G7 Power jest świetnym wyborem! Oczywiście pod warunkiem, że nie macie za dużych wymagań w kwestii designu i jakości apratu.

Dla porównania odsyłam Was do mojej recenzji najmocniejszej (i najdroższej) odmiany serii G7, czyli G7 Plus. Wygląda na to, że Power spisuje się doskonale tam, gdzie Plus niedomaga i na odwrót! Może właśnie taki był plan Motoroli. Kto wie!

ZaletyWady
alt Solidne wykonanie alt Średniej jakości aparat
alt Ogromna bateria i długi czas pracy na jednym ładowaniu alt Tragiczny pojedynczy głośnik
alt Ogólna wydajność i responsywność alt Brak NFC
Viewing all 789 articles
Browse latest View live